W piątek przed Sejmem protestowali pacjenci, którzy chcieli zwrócić uwagę na dramatyczną sytuację osób po przeszczepie. Rząd PiS drastycznie podwyższył ceny leków immunosupresyjnych. To leki, które pacjenci po przeszczepach muszą przyjmować, bo zapobiegają odrzutom przeszczepionych organów. Niektóre z preparatów niezbędnych dla 15 tys. chorych są droższe nawet o kilkaset procent. Rozmawiamy z Joanną Kopeć, jedną z pacjentek, którą dotknęła podwyżka. Dziś zamiast 100 zł musi płacić 600.
Pacjenci, którym przeszczepiono organy, muszą przyjmować takie preparaty do końca życia. Te same leki biorą również osoby oczekujące na transplantację. Często pozostają oni całkowicie niezdolni do pracy, utrzymują się z rent lub wymagają stałej opieki. Minister zdrowia Konstanty Radziwiłł tłumaczy, że pacjenci mogą korzystać z tańszych zamienników, ale w przypadku leków immunosupresyjnych to nie takie proste, jak w przypadku innych schorzeń.
W piątek przed Sejmem protestowało kilkanaście osób, wśród nich Joanna Kopeć, która była sygnatariuszką listu wysłanego do ministra zdrowia. Szef sejmowej komisji zdrowia Bartosz Arłukowicz z PO zapowiedział zwołanie specjalnej komisji w sprawie podwyżek cen leków dla osób po przeszczepach.
Justyna Koc: Jest pani po przeszczepie.
Joanna Kopeć: Tak, jestem niespełna trzy lata po przeszczepie nerki i trzustki jednoczasowym w szpitalu przy Wołoskiej w Warszawie.
Przeszczep wiąże się z przyjmowaniem regularnym leków.
W moim przypadku to lek Prograf i lek CellCept, muszę brać je 2 razy dziennie w ściśle określonych dawkach i ściśle określonych godzinach, i modlić się o długość przeszczepu. Na razie wszystko jest w porządku, ale to wymaga ścisłego przestrzegania zaleceń lekarskich, brania leków, unikania dużych skupisk ludzkich, gdzie łatwiej można zarazić się bakterią.
Bierze pani dwa rodzaje leków. Jaki to koszt miesięczny?
Do tej pory był to koszt 90-100 złotych, tyle kosztowało mnie wykupienie leków po wizycie kontrolnej u lekarza. Leki starczały na półtora miesiąca. W chwili obecnej to koszt 600 złotych, w moim przypadku.
Skąd taka drastyczna podwyżka?
1 maja weszło w życie nowe obwieszczenie o wykazie leków refundowanych i środkach medycznych, ogłoszone w dniu 26 kwietnia tego roku. Taka lista refundacyjna jest ogłaszana co dwa miesiące i co dwa miesiące my z drżeniem serca i rąk, licząc pieniądze, oczekujemy podwyżek.
Jak się pani o tym dowiedziała?
Pocztą pantoflową. Jedna z osób z naszej grupy znalazła te dokumenty i zobaczyła, jak drastycznie wzrosły ceny. Mamy grupę, która wspiera się nawzajem, pomaga. Są w niej osoby po przeszczepach, czekające na przeszczep, są i takie, którym bliscy zmarli, bo nie doczekali przeszczepu, są żywi dawcy – dawcy nerki, są tez osoby, które wspierają swoich bliskich po przeszczepach. W ten sposób dowiedzieliśmy się o tej niesprawiedliwości, która dotyka 15 tys. osób w Polsce. Tyle jest samych “osób przeszczepionych” w Polsce, a ta drastyczna podwyżka dotyka też przecież naszych bliskich, rodziny, przyjaciół.
Czy ktoś uprzedził was o planowanych podwyżkach leków, które musicie brać?
Nie, i z tego, co wiem, nie wzięto żadnych naszych wcześniejszych postulatów, związanych z koniecznością stosowania leków, ani naszych wyliczeń, że nie stać nas na to.
I wtedy postanowiliście działać i zorganizowaliście protest przed Sejmem?
My nie mamy wyboru, my chcemy żyć. Czy pani wie, że jedna dializa w moim przypadku kosztuje 500 złotych, powinnam mieć 3 dializy w tygodniu. Jaka to suma w skali miesiąca? A w skali roku? Taniej jest przeszczepić, tylko później my, pacjenci, musimy mieć pieniądze, żeby przeżyć – kupić niezbędne lekarstwa. Musimy też zapłacić czynsz, prąd, gaz… Już nie wspomnę o takich przyjemnościach, jak jedzenie, telefon czy komputer. W chwili obecnej stajemy często przed takim dylematem – czy zapłacić za prąd, czy za mieszkanie. Ja mam małe dziecko, które chodzi do przedszkola, teraz będzie szło do zerówki do szkoły. Jestem osobą niedowidzącą, mam starą laskę, bo nie stać mnie na zakup białej, składanej, wygodniejszej, dostosowanej do mojego wzrostu.
Próbowaliście kontaktować się z ministrem zdrowia Konstantym Radziwiłłem?
Tak. Pierwsze pismo, którego również byłam sygnatariuszem, zostało złożone na przełomie stycznia i lutego zeszłego roku.
Ponad rok temu?
Tak, w 2016 roku, i do dnia dzisiejszego nie otrzymaliśmy odpowiedzi od pana ministra.
Kiedy leki zdrożały?
W styczniu zeszłego roku drastycznie zdrożał najbardziej popularny lek, stosowany przez 90 proc. pacjentów – Prograf. W jednym opakowaniu jest 50 tabletek, ten lek zdrożał o ponad 50 złotych. Ja biorę 2 tabletki dziennie, ale są tacy, co biorą 2 razy dziennie po 4 tabletki. Wtedy jedno opakowanie wystarcza na niecały tydzień. Skąd mamy brać na to pieniądze? Żebrać, kraść? Nie wiem, jesteśmy pod ścianą, dostaliśmy wspaniały dar, najpiękniejszy, jaki może dać człowiek drugiemu człowiekowi, i przez taką nieodpowiedzialna politykę polskiego rządu my stracimy życie, albo organ.
Myślicie, że wasz protest przyniesie skutek?
Mam nadzieje, że ci, co tam pracują, posłowie, senatorowie, ministrowie przestaną traktować nas jak cyferki. Mam wrażenie, że urzędnicy Ministerstwa Zdrowia traktują przeszczep jak katar: będzie dzień, dwa, 7 dni, a potem minie. Oprócz tego, że bierzemy leki immunosupersyjne, to zdecydowana większość z nas bierze dodatkowe leki, które też są drogie. Często powikłaniem po przeszczepach jest cukrzyca posterydowa, insulina wtedy jest płatna. Inne ceny są dla osób z cukrzycą typu I. To jest koszmar, dzielenie ludzi na lepszych i gorszych. Kto słabszy, to do piachu? Ja się z tym nie zgadzam.
Zdjęcia – główne i w tekście: wiadomo.co