Od 30 lat słyszymy o uszczelnianiu systemu, ale nic od takich działań się nie zmieniło i nie zmieni, jeżeli nie będzie większego finansowania. Dopiero pandemia obnażyła w pełni całemu społeczeństwu, jak dramatyczny jest stan ochrony zdrowia w Polsce. Do tej pory wiedzieli to głównie medycy i pacjenci, którzy po kilka lat czekali w kolejce do specjalisty. Teraz zobaczyliśmy to wszystko live – mówi nam dr Matylda Kłudkowska, wiceprezes Krajowej Rady Diagnostów Laboratoryjnych. Rozmawiamy nie tylko o kondycji służby zdrowia, ale i samych medyków. Pytamy, czy po pandemii czeka nas fala odejść medyków. – Pamiętam, jak podczas II fali wszyscy podkreślali, jak bardzo są zmęczeni. Powiem szczerze, że teraz już wiem, że to był tylko trening przed tym, co nas czekało teraz w III fali, a musimy jeszcze po tym, co się przetoczyło przez szpitale, laboratoria wygenerować siłę, aby brać udział w akcji szczepień. To rzeczywiście ponad ludzkie siły.
JUSTYNA KOĆ: We wtorek liczba zakażeń to 9 246, tydzień temu w poniedziałek to było ponad 13 tys. Czy to oznacza, że najgorsze już za nami, że jesteśmy za szczytem III fali?
MATYLDA KŁUDKOWSKA: Wydaje się, że takie twierdzenie jest uprawnione, bo faktycznie wszystkie dane na to wskazują – zarówno liczba wykrywanych dziennie przypadków, ale też liczba pacjentów hospitalizowanych i pacjentów, którzy wymagają respiratora. Te wszystkie liczby powoli spadają, pozwalając nam twierdzić, że szczyt tej morderczej III fali mamy za sobą.
Czy to oznacza, że niedługo powinniśmy oczekiwać luzowania obostrzeń?
Teraz powinniśmy przede wszystkim bardzo mocno skupić się na akcji szczepień, bo to jest ten czynnik, który może spowodować, że niedługo będziemy mogli odetchnąć z ulgą. Proszę zwrócić uwagę, że do tej pory po każdej fali luzowane były obostrzenia, po czym przychodziła następna, jeszcze gorsza.
Czwarta fala nie jest wykluczona, a do tego, by nie nadeszła, niezbędne jest przyśpieszenie akcji szczepień.
Premier Morawiecki i minister Dworczyk komunikują, że ma znacząco wzrosnąć liczba dawek, które trafiają do Polski.
Premier powiedział, że do 10 maja każdy chętny powyżej 18 roku życia otrzyma e-skierowanie, a do sierpnia każdy chętny zostanie zaszczepiony. Czy to realny scenariusz?
To się okaże, bo niestety jesteśmy ciągle zależni od producentów szczepionek, dokładnie tak samo, jak diagności od producentów odczynników. Tych, szczególnie podczas II fali, krytycznie brakowało i były takie momenty, że niektóre laboratoria stawały, bo tych odczynników nie było. W tym momencie jesteśmy tak samo zależni od producentów szczepionek i tego, czy będą się wywiązywali ze zobowiązań, które zostały na nich nałożone poprzez zawarte z KE umowy. Jeśli będą dotrzymywane terminy i umowy, to można domniemywać, że faktycznie teraz będzie spore przyśpieszenie. Czy koniec sierpnia jest realny, zależy od nas samych, choć przyznam, że bardzo bym sobie życzyła, aby dane, które mówią, że 70 proc. z nas chce się szczepić, potwierdziły się. To by oznaczało, że najprawdopodobniej będziemy w stanie uniknąć kolejnych fal, a co więcej, mamy szanse na powrót normalnego życia, które już widzimy na ulicach Tel Awiwu czy Londynu.
Czyli jesteśmy przygotowani na taką masową akcję szczepień i teraz tylko muszą dotrzeć do nas szczepionki?
Proszę zwrócić uwagę, że zarówno moja grupa zawodowa, jak i farmaceuci i fizjoterapeuci jesteśmy w trakcie bądź już po szkoleniach, które uprawniają nas do kwalifikowania, jak i wykonywania samych szczepień. To jest dobry krok w kierunku tego, aby maksymalnie przyśpieszać akcję szczepień. Pamiętajmy, że
w szpitalach są nie tylko pacjenci covidowi, lekarze, pielęgniarki, diagności, fizjoterapeuci są potrzebni na miejscu, a dodatkowo musimy wygenerować osoby, które będą szczepić także w tych punktach, które się tworzą.
Mamy dodatkowe kadry, które będą mogły wejść w wolnym czasie, którego zresztą nie mamy za wiele.
Jaka jest kondycja medyków?
Pamiętam, jak podczas II fali wszyscy podkreślali, jak bardzo są zmęczeni. Powiem szczerze, że teraz już wiem, że to był tylko trening przed tym, co nas czekało teraz w III fali, a musimy jeszcze po tym, co się przetoczyło przez szpitale, laboratoria, wygenerować siłę, aby brać udział w akcji szczepień. To rzeczywiście ponad ludzkie siły.
Coraz częściej słychać głosy, że medycy są na granicy wytrzymałości, są wypaleni i ekstremalnie przemęczeni, a gdy skończy się walka z COVID, nastąpi fala odejść z zawodu. Jak pani się do tego odniesie, czy jest naprawdę tak źle?
Tak, jest bardzo źle i przyznam, że sama także odczuwam permanentne zmęczenie, które się odkładało, kumulowało od początku pandemii. Proszę pamiętać, że my nie mieliśmy czasu na urlop, a sama mam 19 dni zaległego urlopu za zeszły rok i 26 dni za ten. Te liczby mówią same za siebie, jak jest źle, a końca nie widać. Czasem razem z koleżankami o 19.00-20.00 oglądamy, co która przyniosła ze sobą do jedzenia na II śniadanie. Są takie dni, że nie mamy czasu nawet napić się herbaty. To niestety wszystko w nas zostaje.
Wśród diagnostów obserwujemy rezygnację z pracy w zawodzie niestety cały czas, bo mamy skandaliczne niskie wynagrodzenia. Na początku to 2700 brutto, a jeśli ktoś młody, po trudnych, medycznych studiach dostanie taką propozycję, to można przypuszczać, że będzie szukał innej pracy za większe pieniądze i ją znajdzie.
Rynek pracy jest otwarty, a diagności mają ścisłe umysły, zatem przebranżowienie to nie jest problem. Nikt nie chce po studiach dalej mieszkać w wynajętym pokoju, jak na studiach.
Zwiększenie nakładów na ochronę zdrowia, podwyżki dla medyków, jak najszybciej rozwiązać te kwestie?
Jeżeli nie zaczniemy myśleć o ochronie zdrowia jako o naprawdę ważnej gałęzi gospodarki, to niewiele się zmieni. Pandemia unaoczniła wszystkim to, co my, medycy i pacjenci, wiedzieliśmy od lat. Proszę zauważyć, że na co dzień służbę zdrowia oglądają tylko te dwie grupy – pacjenci, którzy są schorowani i nie mają siły protestować, i pracownicy, którzy obserwują cały ten bałagan od środka, mają siłę krzyczeć i to robią. Oczywiście nie tylko w swoim interesie, bo oprócz naszych pensji, równie ważne są dla nas nakłady na ochronę zdrowia. Doskonale zdajemy sobie sprawę, że jeżeli nie zwiększą się i nie doskoczymy w tym zakresie do krajów europejskich, to nic się nie zmieni. Od 30 lat słyszymy o uszczelnianiu systemu, ale nic od takich działań się nie zmieniło i nie zmieni, jeżeli nie będzie większego finansowania. Dopiero pandemia obnażyła w pełni całemu społeczeństwu, jak dramatyczny jest stan ochrony zdrowia w Polsce. Do tej pory wiedzieli to głównie medycy i pacjenci, którzy po kilka lat czekali w kolejce do specjalisty. Teraz zobaczyliśmy to wszystko live.
Wróćmy do testowania, w poniedziałek przeprowadzono 47,6 tys. testów. Czy to wystarczy, aby zapanować nad pandemią?
Na pewno nie ma już przestojów w testowaniu, do których dochodziło podczas II fali pandemii, kiedy pacjenci czekali po kilka dni na wynik. Rozszerzono też liczbę punktów pobrań materiału do badań, a z drugiej strony wzrosła liczba laboratoriów covidowych, które wykonują testy PCR. Zwróćmy też uwagę na testy antygenowe i ich sprawozdawczość, która wzrosła – zwracaliśmy na to uwagę Ministerstwu Zdrowia. Liczba testów antygenowych w listopadzie i grudniu zeszłego roku była na poziomie, który nie był absolutnie zgodny z tym, co widzieliśmy w szpitalach. Obecnie te liczby testów antygenowych się znacząco zwiększyły.
W Polsce niestety ciągle badamy tylko pacjentów objawowych, a to nie jest do końca zadowalający model, bo nie namierzamy kontaktów. W zeszłym roku to śledzenie ścieżek, którymi podążał zakażony pacjent, przynosiło nam, w pewnym sensie, dużo więcej informacji np. na temat tego, jak wyglądały ogniska.
Dziś mamy już duże możliwości testowania, bo samych testów PCR możemy wykonać w ciągu doby ok. 160 tys. w ponad 300 laboratoriach, plus testy antygenowe, te już wskazane dla osób objawowych. Podsumowując, trudno powiedzieć, czy robimy za mało testów, na pewno robimy ich więcej i mamy możliwość testowania na większą skalę.
Pojawiają się ostatnio testy w drogeriach i dyskontach. Jak pani ocenia ich przydatność, czy warto je robić?
Pytanie, czy zdajemy sobie sprawę, co te testy wykrywają, bo są to testy serologiczne, zatem wykrywają obecność przeciwciał. To nie są testy antygenowe, które wykonywane są w szpitalach. Jeśli ktoś obserwuje u siebie objawy zakażenia wirusem SARS-CoV-2 i pójdzie po test z dyskontu, to nie dostanie odpowiedzi na pytanie, czy jest zarażony. Sam producent deklaruje, że najlepsze wyniki osiąga się po kilkunastu- kilkudziesięciu dniach od pojawienia się objawów klinicznych. Testy w sklepach mogą dać zatem fałszywe poczucie bezpieczeństwa, jeśli zostaną wykonane w nieodpowiednim momencie.
Zdjęcie główne: Punkt szczepień, Fot. Flickr/KPRM/Krystian Maj, licencja Creative Commons