Demonstracje były ogromnym sukcesem i oczywiście Tusk był tym politykiem, który jako pierwszy wezwał do protestów przeciwko groźbie wyprowadzenia Polski z UE przez rząd PiS. Jednak te demonstracje to przede wszystkim sukces proeuropejskiej części społeczeństwa, która zdecydowała się wyjść na ulicę. Świetnie, że Tusk, Platforma i opozycja stworzyły ramy do takiego protestu, ale w tym wszystkim to nie Tusk był najważniejszy, tylko to, że ludzie mogli poczuć swoją siłę – mówi nam dr Jacek Kucharczyk, szef Instytutu Spraw Publicznych. I dodaje: – W niedzielę wszyscy mogliśmy zobaczyć symbiozę PiS-u i faszystowskich bojówkarzy, którzy chcieli zakłócić proeuropejską demonstrację

JUSTYNA KOĆ: Czy wczorajsze demonstracje to sukces Tuska?

JACEK KUCHARCZYK: Demonstracje były ogromnym sukcesem i oczywiście Tusk był tym politykiem, który jako pierwszy wezwał do protestów przeciwko groźbie wyprowadzenia Polski z UE przez rząd PiS. Jednak te demonstracje to przede wszystkim sukces proeuropejskiej części społeczeństwa, która zdecydowała się wyjść na ulicę. Świetnie, że Tusk, Platforma i opozycja stworzyły ramy do takiego protestu, ale w tym wszystkim to nie Tusk był najważniejszy, tylko to, że ludzie mogli poczuć swoją siłę. Okazało się, że osoby, które nie chcą wojny z Brukselą i obawiają się polexitu, traktują to zagrożenie poważnie. Wiemy z licznych badań opinii publicznej, że ponad 40 proc. Polek i Polaków uważa, że polityka rządu może prowadzić do wyjścia Polski z UE.

Dzięki tym demonstracjom przeciwnicy polexitu mogli pokazać, jak są liczni i zademonstrować sprzeciw wobec tego kursu na zderzenie, który przyjął PiS i Solidarna Polska.

Proeuropejska część społeczeństwa oczekuje dziś od opozycji, że będzie głośno mówiła o niebezpieczeństwach, jakie stwarza szalona polityka rządu wobec UE, i te oczekiwania spełnił Tusk, kiedy wezwał do manifestacji. Jednak o tych manifestacjach lepiej jest mówić jak przede wszystkim o sukcesie społeczeństwa obywatelskiego, które nie jest bierne i nie chce czekać z założonymi rękami na katastrofę, jaką byłoby opuszczenie Unii przez Polskę.

Reklama

Czy konflikt z Brukselą i polexit to będzie teraz główna oś sporu politycznego?
Myślę, że tak. To już drugie podejście do tego, aby uczynić debatę o miejscu Polski w Europie kluczowym tematem polskiej polityki. Pierwsza, nie do końca udana próba, to były wybory do Parlamentu Europejskiego w 2019 roku. Powstała opozycyjna Koalicja Europejska skierowana przeciwko PiS, ale wówczas Kaczyńskiemu udało się zneutralizować ten podział między innymi hasłem wyborczym „Polska sercem Europy”.

Obecnie PiS znowu próbuje zneutralizować działania opozycji, która chce osią podziału politycznego uczynić temat miejsca Polski w Europie. Taki cel mają te wszystkie oświadczenia, że polexit nie wchodzi w grę, tweety notorycznego kłamcy Morawieckiego, że polexit to fake news, partyjne uchwały itd. Wszystkie badania opinii wskazują, że tych, co chcą zostać w Europie, jest ogromna większość, podczas gdy polityka PiS-u prowadzi w odwrotnym kierunku, więc Kaczyński boi się tego podziału, bo on przebiega także w poprzek elektoratu PiS.

Podzielenie aktorów politycznych na tych, którzy są za polexitem, i na tych, co chcą zostać w Unii, jest dla PiS śmiertelnym zagrożeniem.

To po co PiS wywołał ten konflikt orzeczeniem TK Przyłębskiej? Wszystko szło dobrze, kryzys uchodźczy na granicy podbił słupki poparcia, a TK przez wiele lat trzymał sprawy bez wydania orzeczenia. PiS się przeliczył?
PiS gra na to, aby nadać swoim działaniom pozór praworządności. Trybunał Przyłębskiej był im potrzebny, aby twierdzić, że to nie jest spór rząd kontra UE, tylko to spór merytoryczny sędziów polskich i unijnych itd. Ten werdykt miał celu upewnienie zwolenników PiS, że prowadzimy z Unią normalną dyskusję, która nie różni się niczym od sytuacji w Niemczech i tego, co mówił niemiecki Trybunał. Sądzę, że PiS nie spodziewał się aż tak silnej reakcji społeczeństwa, bo najbardziej im zależy na tym, aby zobojętnić społeczeństwo na ten groźny dla Polski konflikt. Masowe niedzielne protesty ten plan na razie zniweczyły.

Jeżeli chodzi o humanitarny kryzys na granicy, który sprawił, że PiS poczuł się umocniony w sondażach. Prawdopodobnie właśnie to poczucie spowodowało, że Kaczyński zdecydował, że to dobry moment na orzeczenie TK. Przecież było już kilka podjeść do tej decyzji. Kaczyński uznał najwyraźniej, że stan wyjątkowy i kryzys na granicy pozwolą bez większych strat przeforsować orzeczenie pseudo-Trybunału.

W obliczu masowych protestów wygląda na to, że Kaczyński się przeliczył.

Sondaże pokazują, że wspólna lista może dać opozycji wyborcze zwycięstwo. Tymczasem Lider PSL zapowiedział, że nie weźmie udziału w demonstracjach. Co nam to mówi i jak wróży na przyszłość?
Myślę, że Kosiniak-Kamysz przeżywa ciągle traumę po wyborach europejskich, zresztą zupełnie niepotrzebnie, bo sytuacja od tamtej pory diametralnie się zmieniła. Druga trauma to obecne bardzo niskie sondażowe poparcie dla PSL. Zakładam, że lider PSL bał się, co powie wiejski wyborca pozostający pod wpływem antyeuropejskiej propagandy PiS.

Moim zdaniem ten polityczny symetryzm PSL to poważny błąd. Polityczna polaryzacja wokół Europy jest faktem i Kosiniak-Kamysz jako obrońca obecności Polski w UE wobec wsi byłby bardziej wiarygodny niż jako symetrysta, który w momencie eskalacji konfliktu chowa głowę w piasek.

Uważam, że to błąd polityczny, który jeszcze bardziej przyśpieszy marginalizację PSL, bo ucieczka od tego sporu to nie jest sposób na odbicie się od tego sondażowego dna, na którym się znalazł PSL.

Czy pan Bąkiewicz i narodowcy, którzy zagłuszali wczorajszą manifestacje w Warszawie i starcie z panią Wandą Tkaczyk-Stawską, powstańcem warszawskim, staną się obciążeniem dla PiS?
Sądzę, że tak. To wydarzenie obnaża całą hipokryzję ludzi, którzy naklejają sobie kotwiczki Powstania Warszawskiego, a jednocześnie atakują prawdziwych powstańców. To uderza w ich politycznych promotorów. Fakt, że PiS się tak otwarcie sprzymierza z faszystami przeciwko społeczeństwu, będzie ciążył partii władzy. Trudno jest przejść wobec tego obojętnie, podobnie jak wobec faktu, że faszystowskie bojówki są szczodrze finansowane przez pana ministra Glińskiego, czyli przez partię rządzącą. Ten sojusz PiS-u z faszystami, którego różne dowody mamy od lat, został w niedzielę wywleczony na światło dziennie. Sądzę, że znacznie więcej osób teraz ten sojusz dostrzeże, bo jest on bardziej widoczny, niż wtedy, gdy prokuratura Ziobry była tak wyrozumiała dla organizatorów urodzin Hitlera czy nazioli wieszających na szubienicy portrety europosłów.

W niedzielę wszyscy mogliśmy zobaczyć tę symbiozę PiS-u i faszystowskich bojówkarzy, którzy chcieli zakłócić proeuropejską demonstrację.

Jarosław Kaczyński mówił w sobotę na konwencji PiS, że Polska jest jedna, jeden jest naród polski, jedne szanse, jedna godność, i że „sam diabeł nas nie powstrzyma”. Czy jeżeli zestawimy tę wypowiedź z niedzielnymi manifestacjami, to można powiedzieć, że zmierzamy do głównej rozgrywki?
Sądzę, że jednak główna rozgrywka rozstrzygnie się w czasie najbliższych wyborów, a walka toczyła się będzie o to, aby te wybory miały charakter demokratyczny i aby opozycja miała szansę przejąć władzę z mandatem demokratycznym. Ważne też, abyśmy do czasu wyborów nie wyszli z UE. Dlatego to ostrzeganie przez polexitem jest tak bardzo potrzebne. Donald Tusk uświadomił nam, jak łatwo jest technicznie przeprowadzić polexit, że nie trzeba do tego żadnego referendum. Wystarczy nocny numer z głosowaniem w Sejmie, co PiS ma przećwiczone. Ostateczną bitwą będą jednak kolejne wybory.


Zdjęcie główne: Jerzy Owsiak i Donald Tusk, Fot. Flickr/PO

Reklama