PiS jest jak ów “psuj” ze znanej historyjki, jak tytułowi Wandale z popularnej kiedyś kreskówki dla dzieci, jak nieudolni “fachowcy” z komedii Barei. Czegokolwiek się tknie – niszczy. Jak nieznośny, krnąbrny, a przy tym niebezpieczny bachor.
Prezes ośrodka pisowskiej, bezwstydnie obscenicznej propagandy, Jacek Kurski, mistrz ściemy (“Ciemny lud to kupi”), robi dobrą minę do złej gry, a jednocześnie mści się za ubiegłoroczny despekt, jakiego doznał w Opolu, wygwizdany przez festiwalową publiczność. Gdy w proteście przeciw zastosowaniu cenzury personalno-politycznej (Kayah) i klerykalnej (Arkadiusz Jakubik) renomowani artyści polskiej piosenki zrezygnowali z udziału w pisowskiej hucpie, najpierw wyskoczył z pomysłem, by “przenieść” Opole do Kielc.
Już sam ten pomysł tchnie groteską i elementarnym brakiem realizmu.
Festiwal piosenki o ponad półwiekowej tradycji to nie impreza amatorska, którą można zorganizować w dowolnej remizie. Festiwal z tradycjami to jakby budowla składająca się z kolejno nakładających się na siebie warstw, to wierna kilkupokoleniowa publiczność, to związane z festiwalem środowisko dziennikarskie i towarzyskie, to festiwalowa atmosfera miasta, to wreszcie logo imprezy, czyli słynna opolska baszta. Gdy Kurski zorientował się, że zamiana Opola na Kielce, dokąd zapewne udałoby mu się ściągnąć żądnych poklasku aspirantów do piosenkarskiej sztuki, naraziłaby go jedynie na śmieszność, jął się alternatywnie drugiego chwytu. Twierdzi, że trwają zakulisowe rozmowy z artystami, którzy chcieliby wycofać się z decyzji o wycofaniu swojego udziału.
Nie sposób w to uwierzyć. Wykonawcy, którzy już się wycofali (np. Urszula Dudziak, Kasia Nosowska, Andrzej Piaseczny czy Michał Szpak, że o Maryli Rodowicz już nie wspomnę), nie cofną swej decyzji, bo gdyby nawet chcieli to zrobić (w co wątpię), to koleżeństwo z branży zabiłoby ich śmiechem, a kto wie, czy nie czekałby ich ostracyzm, a to kosztuje, także finansowo. Nie przeceniam altruizmu artystów polskiej piosenki, tak jak nie przeceniam altruizmu jako cechy ludzkiej w ogólności, bo “bliska ciału koszula”, ale “są granice” – jak powiedział Ribbentrop do Mołotowa. Są granice braku szacunku dla siebie, granice odporności na upokorzenie. A poza tym, jak mówi przysłowie –
dłużej klasztora niż przeora.
Kurski i jego kamaryla rozpuszczają plotki o rzekomych rozmowach, bo chodzi im o wywołanie w środowisku piosenkarskim nastroju niepokoju i niepewności. Liczą na zmiękczenie postaw. Liczą na to, że ten czy ów artysta pomyśli: “Może rzeczywiście rozmawiają? Może trzeba się z TVP przeprosić, bo życie, czyli rządy PiS, trwają dalej?”.
Odradzałbym jednak Kurskiemu i jego kamaryli przywiązywanie się do tych rachub. W ciągu półtora roku rządów PiS przynajmniej ludzie inteligentni, a do takich należą na ogół ludzie kultury, zdążyło się uodpornić na prymitywizm pisowskiej propagandy. W tym zresztą Polacy z warstwy inteligentnej i inteligentni spoza tej warstwy (a jest takich wielu, tak jak jest sporo nieinteligentnych w warstwie formalnie inteligentnej) mają wprawę – ten lud nie jest ciemny i tego nie kupi.
Niejaki Stanisław Janecki, jeden z pisowskich propagandystów, stwierdził niedawno w TVP, że “salon” zamierza stworzyć, na wzór stanu wojennego, alternatywny, drugi obieg kultury, co ma zawierać sugestię, że jest w Polsce sytuacja analogiczna do stanu wojennego, a co oczywiście, jak zapewnił rzeczony Janecki, oznacza mijanie się z prawdą, czyli kolejne kłamstwo znienawidzonego “salonu”.
“I ma pan rację i nie ma pan racji” – jak powiedział Borowiecki do Kesslera w “Ziemi obiecanej”. “Świnia, gdyby rozumowała o orle, rozumowałaby podobnie”. Janecki nie powinien się dziwić, że gdy
obraża się rozum, a nawet zwyczajny rozsądek i elementarny smak estetyczny
(“Kwestia smaku” – jak na ironię, fraza wybitnego poety, choć, niestety, guru prawicy, Zbigniewa Herberta, stosuje się dziś jak znalazł do sytuacji przyzwoitych ludzi w państwie PiS).
Okoliczności w Polsce stanu wojennego od dzisiejszych dzieli, owszem, to, że wtedy tylko państwo dysponowało telewizją, radiem i normalną prasą. Dziś opozycja także dysponuje tymi środkami. Podobieństwo polega jednak na tym, że władza PiS chce siłą zaprowadzić totalitarne rządy, a opinia, że nie zostały one jeszcze zaprowadzone, może w nieodległym już czasie ulec przeterminowaniu.
Inny z pisowskich funkcjonariuszy, dyrektor w TVP Piotr Gursztyn, nawiązując do plotki o rzekomych dyskrecjonalnych rozmowach TVP z artystami, zasugerował, że oni skruszeją, bo jak wiadomo – pecunia non olet. Może się Gursztyn mocno przeliczyć. Tak, pecunia non olet, ale artyści doskonale wiedzą, że pecunia z kasy TVP może śmierdzieć tak bardzo, że odór będzie nie do wytrzymania i w rezultacie straty na koncie wynikające z występu w Opolu/Kielcach na warunkach pisowskich mogą kosztować dużo więcej niż zainkasowane honorarium. Jednak poza wszystkim, odnoszę te uwagi tylko do możliwych potencjalnych kalkulacji niektórych artystów. Co do większości, to naprawdę wierzę w ich odruch, jeśli nawet nie do końca moralny, to przynajmniej estetyczny, bo
współpracować z PiS na wiernopoddańczych warunkach, to obciach i hańba. To byłoby po prostu brzydkie.
Wiadomo jednak, że PiS niełatwo wycofuje się z obciachowych posunięć. Tę formację, w której dominuje, podkreślam, dominuje antykulturalna ćwierćinteligencja, niełatwo zniechęcić do praktykowania własnej głupoty, bo cechuje ją tzw. ośli upór, znamionujący duchową i mentalną niedojrzałość Nie można więc wykluczyć, że opcja Kielce ’17 jednak zwycięży i z estrady w stolicy Ziemi Świętokrzyskiej usłyszymy dwie gwiazdy; dwóch największych dziś królów estradowego kiczu: Zenona Martyniuka (“Ciemny lud już to kupił”) i Jana Pietrzaka z jego egzaltowanym, ociekającym sentymentalizmem utworkiem-potworkiem “Żeby Polska była Polską”.
A kto się do tej pisowskiej hucpy przyłączy, niech potem do samego siebie ma pretensję.
Zdjęcie główne: Kayah na 46. Krajowym Festiwalu Piosenki Polskiej w Opolu w 2009 r., Fot. Flickr/Łukasz Skrzypecki, licencja Creative Commons