W kwestii pandemii państwo zostawiło ludzi samych. Rząd wysyła komunikat, aby się szczepić i nosić maseczki, bo to w zasadzie wszystko, co dla nas ma. Dzieje się tak, ponieważ rządzący boją się utraty poparcia w swoim elektoracie, bo rzeczywiście statystycznie jest udowodnione, że elektorat PiS jest ponadprzeciętnie niezaszczepiony. W moim przekonaniu jednak PiS się na tym, mówiąc kolokwialnie, może przejechać, ponieważ polityka podlizywania się swojemu elektoratowi może nie być skuteczna – mówi nam prof. Andrzej Rychard, dyrektor Instytutu Filozofii i Socjologii PAN. I dodaje: – Rzeczywiście Unia się zaangażowała w konflikt z Białorusią, a rola Polski nie jest taka, jaka by mogła być. Nie jesteśmy traktowani jak poważny partner, wbrew temu, o czym próbuje przekonać nas władza. Sam kryzys na granicy nie gaśnie, a część osób zaczyna rozumieć przekaz, chociażby kard. Nycza, że nie ma sprzeczności między byciem skutecznym w chronieniu granicy a byciem humanitarnym
JUSTYNA KOĆ: 24 882 nowych zakażeń i 370 zgonów i to ta druga liczba przeraża, bo jest jedną z największych w Europie. Coraz częściej słychać, że państwo abdykowało w tej kwestii i musimy sami radzić sobie z pandemią. Rząd strzela sobie w stopę?
ANDRZEJ RYCHARD: Grupa ds. COVID przy prezesie PAN także apeluje o szczepienie i przyjmowanie trzeciej dawki. Zgadzam się, że w kwestii pandemii państwo zostawiło ludzi samych. Rząd wysyła komunikat, aby się szczepić i nosić maseczki, bo to w zasadzie wszystko, co dla nas ma.
Dzieje się tak, ponieważ rządzący boją się utraty poparcia w swoim elektoracie, bo rzeczywiście statystycznie jest udowodnione, że elektorat PiS jest ponadprzeciętnie niezaszczepiony. W moim przekonaniu jednak PiS się na tym, mówiąc kolokwialnie, może przejechać, ponieważ polityka podlizywania się swojemu elektoratowi może nie być skuteczna. Nawet ci, którzy nie chcą się szczepić, widzą, jak ta IV fala się rozpędza, że jeszcze nie osiągnęliśmy szczytu i nawet u tych osób może powstawać przekonanie, że PiS jest nieskuteczny.
Państwo zostawiło obywateli samych z COVID-em, ale w moim przekonaniu to tylko jeden z wielu przykładów tego, że państwo abdykuje.
Czyniąc Marsz Niepodległości państwowym w istocie też z niego abdykowało, nie tylko poprzez nieobecność liderów państwa. PiS najwyraźniej uznał, że skoro nie jest w stanie zwalczyć patologii, jaką jest część organizatorów tego marszu, będzie się z nimi zaprzyjaźniać, czyniąc tę patologię państwową. Oczywiście mówiąc o patologii, nie mam na myśli wszystkich uczestników tego marszu, tylko organizacje, które za tym stoją, które w moim przekonaniu są patologiczne i powinny być zdelegalizowane.
PiS nie potrafił tego zrobić i najwyraźniej uznał, że skoro nie ma na to siły, ani ochoty, to się z nimi zaprzyjaźni. To też jest abdykacja państwa, podobnie jak fakt, że się zostawia lekarzom niezmiernie ciężki moralnie wybór, czy już można dokonać aborcji, czy nie. To też było kapitulacją państwa, łącznie z tym, co mnie samego spotkało, kiedy mieliśmy alarm bombowy w budynku, w którym pracuję, zresztą nie po raz pierwszy. Ja zawsze zarządzam wtedy ewakuację, a policjanci, którzy przyszli, pytali mnie, czy życzę sobie, aby dokonali sprawdzenia pirotechnicznego. Odpowiedziałem na to: czy pan policjant, jak idzie na akcję, to pyta się mnie, czy ma wziąć pistolet typu Glock czy P-91? Rolą policji i pirotechników jest to, aby ocenić, co zrobić i czy to sprawdzenie pirotechniczne jest potrzebne, czy nie, a nie wpychać mnie w konieczność dokonania takiego wyboru.
To abdykacja na mikropoziomie i próba zrzucenia odpowiedzialności na zwykłego obywatela.
To wszystko układa się w jedną całość i jednocześnie bardzo mocno osłabia wizerunek PiS-u jako partii, która reprezentuje państwo, które może wszystko.
Z badań wynika, że elektorat PiS-u jest gotowy oddać pewne wolności na rzecz rządów silnej ręki, ale właśnie przy supersprawnie działającym państwie. Dziś wiemy, że państwo zostawia obywatela samego w wielu kwestiach, zatem jak to się wyborcom PiS-u „skleja”?
Mówiąc brutalnie, skleja się kasą, po drugie „nie każdy widzi las”, niektórzy widzą tylko drzewa, bo nie potrafią łączyć jednego z drugim. Na takim dzieleniu percepcji opiera się stabilność. Jest stare powiedzenie rzymskie dziel i rządź – divide et impera, ono dotyczyło polityki wprowadzania podziałów wśród poddanych, wówczas jest łatwiej rządzić. Można też przenieść to na percepcję, jak się wprowadza podziały percepcji i uczy ludzi patrzeć na wszystko oddzielnie, aby nie dostrzegali związków między rzeczami, to też można rządzić. Podsumowując, to jest sklejane kasą i, powiedzmy, niezachęcania ludzi, aby patrzyli na sprawy całościowo.
Czy na tej płaszczyźnie opozycja ma pole do działania? 6 lat temu PiS szedł do wyborów z hasłem „Polska w ruinie” i mimo że mieliśmy niezły wzrost gospodarczy, i to pomimo światowego kryzysu, wielu w to uwierzyło.
Opozycja ma tu ogromne pole do działania, tylko musi wykazywać wolę. Oczywiście, że opozycja nie ma władzy wykonawczej, ale może wytwarzać konkretny komunikat, budować przekaz dla społeczeństwa, w którym będzie punktowała te rzeczy. Niestety opozycja jest zajęta głównie tym, która siła będzie na opozycji najsilniejsza. Niestety część liderów opozycji konkuruje bardziej ze sobą, niż z PiS-em i nie potrafi budować jednolitego przekazu, który pomógłby ludziom to zrozumieć.
Z drugiej strony bywają takie sytuacje, kiedy po pierwsze zaczyna brakować kasy, a do takiej powoli się zbliżamy. Po drugie, ludzie zaczynają dostrzegać związki między tym, czego wcześniej nie dostrzegali. Trochę dzięki rozsądnym przywódcom opozycyjnym, trochę ponieważ zaczynają się zastanawiać, a przestają działać z automatu.
Taka sytuacja może być sytuacją przedrewolucyjną, kiedy po okresie polepszenia się sytuacji ekonomicznej następuje pogorszenie i zarazem ludzie zaczynają widzieć wydarzenia w całości, a nie zdezintegrowanych fragmentów.
Zbliżamy się do tego momentu?
Myślę, że tak. To klasyka teorii socjologicznej, która mówi, że sytuacja rewolucyjna następuje nie kiedy jest najgorzej, tylko gdy po okresie pewnego wzrostu następuje pogorszenie warunków. Rozmaite wyniki badań pokazują, że ludzie zaczynają odczuwać pogorszenie, także te grupy, które były ważne dla PiS – grupy najuboższych, którym się polepszyło.
Dlatego PiS drugi raz z rzędu w CBOS dostaje 29 proc. poparcia?
Tak i myślę, że to w miarę stabilna tendencja. Drugą stroną tego medalu jest to, o czym mówiliśmy, ale nie oznacza to wcale radykalnego wzrostu dla opozycji.
W rządzie coraz bardziej trzeszczy w sprawie stosunków z UE i blokowania środków z KPO. Z jednej strony jest Solidarna Polska, Jarosław Kaczyński z tzw. zakonem PC, z drugiej premier Morawiecki, prezydent Duda i I Prezes SN Małgorzata Manowska, którzy chcą porozumienia z Brukselą nawet kosztem likwidacji ID. Czy czeka nas poważny kryzys rządowy?
Sądzę, że bardziej prawdopodobny jest scenariusz, że kryzys polityczny wywołają spory wewnątrz obozu władzy, niż że nagle obudzi się świadomość społeczna, że nie ma pieniędzy z KPO. Czym innym jest to, jeżeli miało się dostać pieniądze, ale się nie dostało, a czym innym, gdy dostawało się coś ekstra, a teraz jest tego mniej. Pierwsza sytuacja nie będzie odczuwana tak szybko jako kara. To, że nie dostaniemy pieniędzy, które mieliśmy dostać, będzie dla ludzi mniejszym powodem do buntu, niż gdy zmniejszy się lub zabraknie pieniędzy, które do tej pory były. To każdy poczuje jako pogorszenie.
Na pewno Jarosław Kaczyński jest zdolny do zerwania koalicji, kiedy będzie za bardzo trzeszczeć i kiedy sytuacja będzie zaburzać wizerunek PiS jako partii, która panuje nad wszystkim. Niepełna władza dla Kaczyńskiego to nie władza.
Dużo mówiło się o tym, że PiS potrafi zarządzać strachem, że kryzys na granicy jest rządzącym na rękę. Czy nadal tak jest?
Zarządzać strachem można tak długo, jak długo rzeczywiście się nim zarządza. Wygląda na to, że PiS dochodzi do momentu wyczerpania tej formuły, ponieważ jest nieskuteczny. O ile na początku można było interpretować, że cześć przyrostów w sondażach PiS zawdzięczał temu, że mu się udawało, to teraz ludzie widzą, że to działanie jest nieskuteczne, że prowadzi nieklarowną polityka względem UE. Z jednej strony część liderów władzy cieszy się, że Unia się włączyła, druga część mówi, że to niedopuszczalne, że włączyła się ponad naszymi głowami, czego nigdy nie zaakceptujemy.
Rzeczywiście Unia się zaangażowała w konflikt z Białorusią, a rola Polski nie jest taka, jaka by mogła być. Nie jesteśmy traktowani jak poważny partner, wbrew temu, o czym próbuje przekonać nas władza. Sam kryzys na granicy nie gaśnie, a część osób zaczyna rozumieć przekaz, chociażby kard. Nycza, że nie ma sprzeczności między byciem skutecznym w chronieniu granicy a byciem humanitarnym.
PiS nie zyskuje zresztą na obu tych polach.
Rozumiem, że rozmowy przywódców europejskich ponad głowami polskiego rządu to dodatkowy balast dla PiS?
Oczywiście, bo narusza bardzo wizerunek partii, która budowała mocny przekaz, że sami sobie doskonale poradzimy i nie potrzeba nam tu Frontexu ze spinaczami.
Zdjęcie główne: Andrzej Rychard, Fot. Facebook/Instytut Filozofii i Socjologii PAN