Na dziś oceniam, że będziemy mieć deficyt sektora finansów publicznych zbliżający się do 300 mld zł, a w przyszłym roku około 150 mld, czyli w dwa lata rząd zadłuży nas na 450 mld zł – to ponad 20 proc. PKB. I to nie będą wydatki rozwojowe, ale głównie na bieżącą konsumpcję. W obliczu kryzysu władze prowadzą chaotyczną, nieprzemyślaną politykę – ostrzegaliśmy przed tym – mówi nam prof. Dariusz Rosati, poseł Koalicji Obywatelskiej, ekonomista, były minister spraw zagranicznych, były członek Rady Polityki Pieniężnej, były eurodeputowany. – Polska pada ofiarą anachronicznej wizji świata pana Kaczyńskiego, który w ogóle nie rozumie, co się dzieje w Europie, ale też różnych dywersyjnych działań ministra sprawiedliwości Ziobry, który z pełną premedytacją pcha Polskę do konfrontacji z Unią na tle kulturowym czy wyimaginowanych zagrożeń, które płyną podobno z UE – dodaje
JUSTYNA KOĆ: Dziś w Parlamencie Europejskim kolejna debata o Polsce i stanie naszej praworządności, a w tle rozmowy o dzieleniu środków, także tych covidowych. Debata utrudni pozyskanie środków?
DARIUSZ ROSATI: Niestety, to smutny dowód na to, że Polska pozostaje ciągle na kursie kolizyjnym z UE, z jej wartościami i zapisami traktatowymi. Ta debata była bardzo niekorzystna dla rządu PiS, bo byliśmy oskarżani nie tylko o nietolerancję czy wręcz dyskryminację grup mniejszościowych, bo to był temat, który w ostatnich miesiącach nabrał znaczenia, ale także o psucie demokracji i nieustające ataki na niezależność sądownictwa.
Przyjęty na początku wakacji raport przewodniczącego Komisji Praw Człowieka i Sprawiedliwości, posła Aguilara, był bardzo krytyczny, a po tym, co działo się w końcówce kampanii wyborczej w Polsce, nie mogło być lepiej.
Rząd PiS nie miał żadnych możliwości, aby wygrać tę debatę, a duża większość PE chce przyjęcia tego raportu i będzie wzywała Komisję, aby przyspieszyć działania formalne przeciwko Polsce. Zastanawiam się, po co komu to było.
To tylko efekt uboczny polityki wewnętrznej?
Polska pada ofiarą anachronicznej wizji świata pana Kaczyńskiego, który w ogóle nie rozumie, co się dzieje w Europie, ale też różnych dywersyjnych działań ministra sprawiedliwości Ziobry, który z pełną premedytacją pcha Polskę do konfrontacji z Unią na tle kulturowym czy wyimaginowanych zagrożeń, które płyną podobno z UE.
To wszystko ma na celu mobilizację elektoratu wewnętrznego i zdobycie przewagi w walce o władzę w Polsce, ale nie ma nic wspólnego z interesem Polski, która tylko na tym traci.
Zagrożone są fundusze dla Polski?
Jak najbardziej, bo w konkluzjach Rady Europejskiej z lipca jest bardzo wyraźnie napisane, że jeżeli będą przypadki naruszenia praworządności – co jest bardzo istotne dla Unii – Komisja będzie wnosiła je do Rady UE, a Rada będzie podejmować środki w głosowaniu większością kwalifikowaną. Nie wiem, skąd pomysł na ten udawany optymizm przedstawicieli rządu, którzy udają, że nie ma nic takiego w konkluzjach. W konkluzjach 22 i 23 zapisano wyraźnie powiązanie praworządności z ochroną środków finansowych Unii. Oczywiście ten mechanizm trzeba dopracować, żeby nie było żadnych wątpliwości, stąd też próbuje się podważyć jego sens czy obiektywizm. Jednak
robią to tylko Węgry i Polska, czyli kraje, które są objęte tym postępowaniem.
To dotyczy także funduszy na odbudowę, tzw. covidowych?
Fundusz Odbudowy Europy będzie jeszcze bardziej otwarcie powiązany z tym mechanizmem. Zresztą jest ogromna presja ze strony innych krajów, aby pieniądze płynęły tam, gdzie przestrzega się prawa. Francja, Niemcy, Holandia, Belgia nie chcą finansować reżimów, gdzie nie można liczyć na uczciwą ocenę niezależnego sądu, czy środki unijne były dobrze wydane. Dziwię się zresztą, że Polska tak uparcie sprzeciwia się ocenie praworządności w poszczególnych krajach, bo to otwarte przyznanie się do winy. Przypomina to propagandę z czasów słusznie minionych, gdzie podstawową zasadą polityki zagranicznej było domaganie się niewtrącania się w wewnętrzne sprawy poszczególnych państw. Teraz słyszymy dokładnie ten sam język u polityków PiS-u, którzy również domagają się, aby Unia nie wtrącała się w nasze sprawy i kompletnie nie rozumieją, że jesteśmy częścią UE.
Co robią posłowie PiS-u w parlamencie, jak zabiegają o fundusze dla nas?
Mogę powiedzieć, że ich działanie polega wyłącznie na blokowaniu inicjatyw, które mogłyby iść w kierunku zdyscyplinowania władz PiS-owskich, np. jeśli chodzi o niezależne sądy czy inne próby łamania prawa. Drugi obszar, na którym się koncentrują, to zarabianie pieniędzy, niestety również w sposób niezgodny z przepisami, jak choćby wyłudzanie pieniędzy za fikcyjne podróże. Trzeba jasno powiedzieć, że użyteczność posłów PiS dla kształtowania sensownej legislacji w PE dla obrony polskich interesów jest żadna. Uaktywniają się z reguły wtedy, gdy trzeba bronić rządu polskiego przed zarzutami o łamanie praworządności lub jeśli chodzi o świętowanie licznych rocznic naszych porażek czy pogromów historycznych albo w kwestiach światopoglądowych. W tym są doskonali,
nie było miesiąca w PE, żeby nie było wystawy a to o Smoleńsku, a to o Wołyniu, a to o aborcji… Oczywiście nie mam nic przeciwko temu, żeby świętować różne ważne daty, ale działalność polskich posłów nie może się do tego ograniczać.
„Rzeczpospolita” napisała, że rząd planuje oskładkowanie wszystkich umów zlecenie, które ma wejść już od 1 stycznia 2021. Co to oznacza?
To jest oczywiście równoważne ze zwiększeniem opodatkowania dochodów z pracy. W czasie kryzysu powinniśmy unikać podnoszenia jakichkolwiek podatków, a raczej zostawiać więcej pieniędzy ludziom, bo gospodarka potrzebuje impulsu popytowego. To nie jest dobra decyzja i też nie jest spójna z innymi działaniami rządu. Jeszcze półtora roku temu PiS obniżał podatki, np. PiT dla młodych do 26. roku życia, a teraz drugą ręką podnosi podatki i robi to w najgorszym momencie i w najbardziej elastycznym sektorze pracy – umowach cywilnoprawnych. Rozumiem oczywiście problem systemowy, że generalnie powinniśmy dążyć do oskładkowania wszystkich umów zleceń, tak aby wszystkich traktować tak samo. Natomiast to nie jest dobry moment i część pracodawców tego nie wytrzyma, bo wzrosną koszty pracy i będą zwolnienia.
Przyczyna tej propozycji jest prosta – w budżecie w tym roku mamy gigantyczną dziurę. Pandemia przyszła w momencie, kiedy rząd PiS był kompletnie nieprzygotowany i nie miał żadnych rezerw. Próby ratowania gospodarki w postaci różnych tarcz wiążą się z ogromnymi wydatkami, ale dodatkowo mamy też ogromne wydatki niezwiązane z recesją i pandemią. Na przykład w noweli budżetu mamy zaprogramowane wydatki na 13. i 14. emeryturę. Ale
w czasie głębokiego kryzysu nie rozdaje się prezentów – główną troską powinna być ochrona firm i miejsc pracy.
Na dziś oceniam, że będziemy mieć deficyt sektora finansów publicznych zbliżający się do 300 mld zł, a w przyszłym roku około 150 mld, czyli w dwa lata rząd zadłuży nas na 450 mld zł – to ponad 20 proc. PKB. I to nie będą wydatki rozwojowe, ale głównie na bieżącą konsumpcję. W obliczu kryzysu władze prowadzą chaotyczną, nieprzemyślaną politykę – ostrzegaliśmy przed tym. Jeżeli prowadzi się – jak to czynił PiS – tak rozrzutną politykę w czasach świetnej koniunktury zamiast budować bufory finansowe, to teraz grozi nam bardzo poważny kryzys w finansach publicznych.
Zdjęcie główne: Dariusz Rosati, Fot. Flickr/MSZ, licencja Creative Commons