Jarosław Kaczyński postanowił spacyfikować sędziów jak najszybciej, bez względu na koszty, żeby zagwarantować zwycięstwo Andrzeja Dudy. Już wybory prezydenckie mają się odbywać w kraju bez niezawisłych sądów – pisze Cezary Michalski

Zaostrzenie przez Kaczyńskiego, Ziobrę, Dudę… wojny z sędziami jest powszechnie uważane za błąd obozu rządzącego, „niepotrzebną radykalizację” itp. Faktycznie, „ustawa kagańcowa”, pośpiech i fatalna jakość nowych nominacji sędziowskich, zaostrzenie języka propagandy i innych ataków przeciwko sędziom niezależnym od PiS, a co najważniejsze, kolejny konflikt pomiędzy PiS-em i Unią (łącznie z zapowiedziami, że rząd może nie respektować orzeczeń Trybunału Sprawiedliwości UE) – wszystko to przyczynia się do pogarszania się sondaży Prawa i Sprawiedliwości.

Dziś PiS traci w sondażach, jednak dopóki nie ma faktycznych wyborów (parlamentarne nie majaczą nawet na horyzoncie, do prezydenckich jest jeszcze parę miesięcy),

ważniejsze od sondaży pozostaje dla Kaczyńskiego to wszystko, co on sam uważa za dalsze rewolucyjne przejmowane władzy w Polsce. Nie tylko władzy politycznej, bo tę już ma, ale przejmowanie coraz głębszej kontroli nad społeczeństwem.

Z tego punktu widzenia każdy miesiąc i tydzień można wykorzystać na personalne „zdobywanie” kolejnych instytucji i obszarów wpływu oraz na niszczenie tych instytucji, których przejąć się nie udało lub chwilowo wymknęły się spod kontroli PiS (część samorządów, Senat).

Reklama

Innym ważnym elementem nihilistycznej rewolucji Kaczyńskiego jest niszczenie naturalnych zawodowych i społecznych elit, które zastępuje się elitami z partyjnego naboru. Kontrolowana przez PiS Krajowa Rada Sądownictwa przygotowała właśnie kolejną grupę kandydatów do Sądu Najwyższego składającą się – jak większość nominatów Kaczyńskiego, Dudy i Ziobry – z fanatycznych prawicowych hejterów i oportunistycznych zawodowych niedojdów, za którymi wloką się dyscyplinarki i historia kiepskiego orzekania, więc

PiS-owski upartyjniony awans był dla nich jedynym sposobem awansu zawodowego w ogóle.

Dziś jesteśmy w apogeum kolejnego starcia władzy z sędziami (a także z tą częścią społeczeństwa, która sędziów wspiera, z broniącą sędziów opozycją, z instytucjami UE). Dziś PiS płaci cenę za kolejne pokazy samodzierżawia i chamstwa. Jednak po podpisaniu „ustawy kagańcowej” przez Dudę Ziobro obiecuje Kaczyńskiemu szybkie złamanie sędziowskiego oporu (jak będzie faktycznie, zobaczymy).

Liderzy rządzącej prawicy uważają, że opór społeczny w obronie sędziów, wobec wcześniejszych porażek, będzie tym razem słabszy. A opozycja parlamentarna, która nie mogła zablokować „ustawy kagańcowej” znów „skompromituje się” swoją słabością. Opozycja parlamentarna „skompromituje się” na takiej zasadzie, jak „kompromituje się” przechodzień tłuczony na ulicy przez osiłka wyposażonego w bejsbola, jednak sami zobaczycie medialne komentarze „symetrystów” i zwyczajnych oportunistów podążających za pieniędzmi i siłą, które dziś ma prawicowa władza (patrz Wirtualna Polska i Tomasz Machała). Wreszcie instytucje unijne postawione wobec faktów dokonanych przycichną. Nie wiadomo, jak będzie naprawdę, ale taki jest scenariusz Kaczyńskiego.

Spacyfikowanie sędziów jest z kolei dla Kaczyńskiego i Ziobry warunkiem likwidacji opozycji.

Uderzenie w Grodzkiego, uderzenie w Gawłowskiego, przygotowywane przez służby Kamińskiego i prokuraturę Ziobry uderzenia w paru innych senatorów opozycji – wszystko z nadzieją, że spacyfikowani, wymienieni, przestraszeni sędziowie zaczną wreszcie wydawać wyroki lub decyzje (o aresztach wydobywczych, o biegu postępowań) zgodne z oczekiwaniami władzy. I dające szansę na odzyskanie od opozycji Senatu. A to znów zostałoby przedstawione jako dowód na słabość opozycji. Demobilizując elektorat Małgorzaty Kidawy-Błońskiej i innych niepisowskich kandydatów w wyborach prezydenckich.

Do tego dochodzi definitywne już przejęcie przez PiS Państwowej Komisji Wyborczej i innych instytucji nadzorujących przebieg wyborów. Dające możliwość wykorzystania takiego kombajnu do zapewnienia kandydatowi rządzącej prawicy całkowitej bezkarności w codziennym łamaniu prawa wyborczego.

Umożliwiające też zastawienie pułapki na opozycję. Na przykład niezatwierdzenie finansowych sprawozdań opozycyjnych komitetów wyborczych (a oceniać będą je teraz ludzie o takim samym poziomie politycznej bezstronności, jaki w Trybunale Konstytucyjnym reprezentują Julia Przyłębska, Krystyna Pawłowicz czy Stanisław Piotrowicz) oznaczałoby doprowadzenie do bankructwa partii opozycyjnych, które muszą zaciągnąć na te wybory wielomilionowe kredyty.

Ten putinowski scenariusz Jarosława Kaczyńskiego na ważne dla niego wybory prezydenckie (ważne nie z powodu Dudy, ale z powodu ryzyka zablokowania nihilistycznej rewolucji PiS, gdyby Duda przegrał) jest prawdopodobny, ale bynajmniej niepewny.

Gospodarcze wskaźniki lecą w dół, gdyż etatystyczna gospodarka PiS oparta na upartyjnieniu i redystrybucji, a nie na inwestycjach i budowaniu konkurencyjności przejada rezerwy wypracowane przez 30 lat III RP, ale nie kreuje żadnych zasobów własnych. Oczywiście koszta tej polityki można odkładać na kolejny rok (może któryś z nich nie będzie „rokiem wyborczym”), nawet gdyby miały się przez to stać groźniejsze i większe.

Innym ryzykiem są pojawiające się praktycznie w każdym tygodniu kolejne afery pokazujące, że kadry PiS są gorsze, standardy rządzenia bardziej skandaliczne, a demolowanie państwa i prawa postępuje. Kaczyński wychodzi jednak z założenia, że skoro te afery nie przebiły się do elektoratu PiS przez cztery lata, nie przebiją się przez parę kolejnych miesięcy. A po złamaniu sądów opozycję można przez ten czas osłabić lub całkowicie zniszczyć. Zarówno tę polityczną, jak i tę społeczną.

Cezary Michalski
Autor jest publicystą tygodnika „Newsweek”


Zdjęcie główne: Jarosław Kaczyński, wystawa „Insygnia Wolności”, zorganizowana w 25. rocznicę przekazania symboli władzy państwowej II Rzeczypospolitej Polskiej Lechowi Wałęsie, pierwszemu po 1989 r. prezydentowi wybranemu w pełni demokratycznych wyborach, 22 grudnia 2015, Fot. Flickr/Senat/Michał Józefaciuk, licencja Creative Commons

Reklama