Czy istnieje kibic piłkarski, który może z ręką na sercu powiedzieć, że nie podobała mu się tegoroczna przygoda Ajaksu w rozgrywkach Ligi Mistrzów? Czy na niespodziewaną porażkę pewnego siebie hegemona nie reagujemy delikatnym uśmiechem satysfakcji? Tak, futbol to najwspanialsza dyscyplina, w której nawet najmniejsi z maluczkich nie stoją na straconej pozycji, a o ich heroicznych bojach opowiada się legendy.

I co, teraz ma to zniknąć? Grupa europejskich gigantów od lat dąży, by uniknąć gry z biedniejszymi zespołami. Nie przynosi im to korzyści, muszą daleko latać, w dodatku chwały w tym żadnej, a tylko ryzyko pośmiewiska. Funty, dolary i euro mnożą się w bezpośrednich meczach między wielkimi, które ogląda cały świat. Trzeba więc światu dać więcej produktu. Najlepiej w formie zamkniętej Superligi, w której możni z Monachium czy Madrytu przypilnują, by przez drzwi nie przemknął się jakiś niegodny rywal. Biedniejsze kluby dostaną rekompensatę – dodatkowy puchar, który nikogo poza zainteresowanymi pasjonował nie będzie.

No właśnie, ale czy to nie wystarczy?

Wierny kibic, wieloletni karneciarz, nie chce, by jego klub dopasowywał się do rynku azjatyckiego. On potrzebuje emocji. Bo futbol to emocje. A te przynosi mecz ukochanej drużyny. Każdy mecz – nieważne, czy w Lidze Mistrzów, barażu o utrzymanie w III lidze czy derby z lokalnym rywalem. Kibica w pierwszej kolejności interesować będzie jego klub, a nie europejski gigant. Europa to nie USA, a Liga Mistrzów to nie finał NFL.

Dlatego Trzeci Puchar to dobry pomysł. Fajnie oglądać swoją drużynę w potyczce z zagranicznym rywalem. Szkoda, że nie będzie to Real Madryt czy Juventus, ale cóż – mecz Crvenej Zvezdy z Legią wciąż będzie bardziej emocjonował kibiców z Belgradu i Warszawy niż potyczka Barcelona – Manchester City. Tym bardziej, jeśli będzie to już dwunasta potyczka tych gigantów w ostatnich dwóch latach.

Reklama

Superliga zacznie z przytupem, lecz po kilku sezonach stanie się luksusowym, ale zatęchłym pomieszczeniem. Czy drużyny pokroju PSG lub Arsenalu długo będą usatysfakcjonowane statusem średniaka Superligi? Czy nie zatęsknią za ożywczą wyprawą do Pragi i Borysowa?

Idea Superligi przypomina bal bogatych dzieciaków. Niby trochę zazdrości się im zabawek, ale tylko do czasu, gdy uświadomimy sobie, że żyją w bańce i nie pozwala się im wspinać na drzewa. A prędzej czy później i one spoglądają z tęsknotą na tę zabawę przez okna swych złotych klatek. Po kilku latach z łaską otworzą swoje drzwi, znudzone towarzystwem, spragnione nowej rozrywki. Tylko co na to dzieci z podwórka?

Reklama