Unijni przywódcy zgodzili się na 585-stronicowy tekst “umowy rozwodowej” Wielkiej Brytanii z Brukselą. Ale dla premier Theresy May dopiero zaczyna się prawdziwa batalia. Nie wiadomo, czy uda się znaleźć większość w jej własnym parlamencie, tak aby umowa w ogóle mogła wejść w życie. Co w takiej sytuacji? – Dymisja rządu, przedterminowe wybory, nowy gabinet i na szybko podpisywane porozumienia cząstkowe, które pozwolą jakoś funkcjonować dwóm podmiotom na arenie międzynarodowej – mówi wiadomo.co dr Kamil Zajączkowski, europeista z UW. Dodaje, że nawet po rozwodzie Wielka Brytania pozostanie “strategicznym partnerem”.

Uda się zebrać większość w Izbie Gmin?

Przywódcy 27 unijnych państw na nadzwyczajnym spotkaniu pod przewodnictwem Donalda Tuska zatwierdzili “porozumienie rozwodowe” z Wielką Brytanią. Ostrzegli przy tym brytyjską premier, że nie ma mowy o wprowadzeniu jakichkolwiek zmian do tekstu. – Uzyskane porozumienie jest jedyne, jakie było możliwe. Nie będzie innego – zapowiedział po spotkaniu przewodniczący Komisji Europejskiej Jean-Claude Juncker. Według niego to “najlepsze możliwe porozumienie”.

DSC_2844 (3)
Dr Kamil Zajączkowski

– To jest tzw. porozumienie rozwodowe, w którym zapisane są wszystkie kwestie dotyczące tego, na jakich zasadach Wielka Brytania będzie wychodzić z UE, za co i jak długo będzie płacić. Zawarte są tam również kwestie dotyczące obywateli UE, którzy mieszkają w Wielkiej Brytanii, także Polaków. To porozumienie jest prawnie wiążące – tłumaczy w rozmowie z wiadomo.co europeista z UW, dr Kamil Zajączkowski.

Problem w tym, że ten tekst będzie jeszcze podlegał ratyfikacji. – W Parlamencie Europejskim nie powinno być niespodzianki. Największą niewiadomą jest głosowanie w Izbie Gmin. Nawet Theresa May i zachodnie media zastanawiają się, czy uda się zebrać większość – mówi dr Zajączkowski. Przewaga premier Teresy May w Izbie Gmin jest minimalna.

Reklama

– Już dzisiaj wiadomo, że kilka osób z Partii Konserwatywnej nie chce przyjąć tego dokumentu. W tej grupie jest m.in. Boris Johnson, inne osoby, które odeszły z rządu w proteście przeciwko zbyt łagodnej wersji Brexitu. Są też ci, którzy przekonują, że ten dokument daje mniej gwarancji Wielkiej Brytanii, niż obecne status quo. Ta grupa też nie wie, jak się zachować – dodaje ekspert.

Bez porozumienia, za to z planem B

Jeżeli premier May nie znajdzie większości w Izbie Gmin, to na marne pójdzie półtora roku żmudnych negocjacji i otworzy się droga do Brexitu bez porozumienia, co może okazać się prawdziwą katastrofą dla brytyjskiej gospodarki.

Dlatego według dr Kamila Zajączkowskiego najbardziej prawdopodobny jest taki scenariusz: – Dymisja rządu, przedterminowe wybory, nowy gabinet i na szybko podpisywane porozumienia cząstkowe, które pozwolą jakoś funkcjonować dwóm podmiotom na arenie międzynarodowej. I tak nie da się uniknąć chaosu, ale konieczna jest też ciągłość współpracy. W takim wypadku musi powstać plan B.

Do głosowania w brytyjskim parlamencie ma dojść jeszcze przed Bożym Narodzeniem, najprawdopodobniej w połowie grudnia.

Warunki porozumienia są nie do przyjęcia przez tzw. problem “granicy bez granicy” na wyspie Irlandia. To powoduje, że Wielka Brytania faktycznie bezterminowo musi pozostać we wspólnym rynku z Unią, ale jednocześnie traci w niej prawo głosu.

Brexitowcy bronili się też ostro przed jednym z najważniejszych ustaleń dzisiejszej umowy, czyli wysokości alimentów, jakie do zapłacenia będzie miała Wielka Brytania. Zgodzono się na ok. 40 miliardów euro, które trzeba zapłacić w ciągu przynajmniej 10 lat.

Co po Brexicie?

Do zerwania związków z Unią ma dojść już 29 marca przyszłego roku.

– Wielka Brytania i tak pozostanie bardzo ważnym politycznym graczem. To jest członek Rady Bezpieczeństwa ONZ, potęga wojskowa w Europie. Nawet po opuszczeniu UE pozostanie partnerem strategicznym. I jedna, i druga strona będzie do tego dążyła – mówi wiadomo.co dr Kamila Zajączkowski.

Przed opuszczeniem wspólnoty przez Wielką Brytanię powstanie jeszcze jedna umowa końcowa. – To będzie rozwód z rozsądku, bo jedna i druga strona potrzebuje siebie nawzajem. Wielka Brytania potrzebuje UE z powodów handlowych, podstawą wymiany handlowej są państwa członkowskie UE. Wielka Brytania wie, że nawet najlepsza umowa z innym pozaeuropejskim partnerem nie jest w stanie tego zrekompensować – przyznaje.

Trwać będzie także “partnerstwo polityczne”. – Brytyjczycy przychylnie będą patrzeć na plany wzmocnienia wspólnej polityki bezpieczeństwa i obrony, czyli potocznie mówiąc, budowy wspólnej armii, ale pod warunkiem ścisłego powiązania tych planów z NATO. Mogą uczestniczyć we wspólnych projektach. Mogą służyć pomocą i współpracą także w kwestiach związanych z migracją. Partnerstwo powinno być korzystne dla obu stron – tłumaczy europeista.


Zdjęcie główne: Theresa May, Fot. Flickr/Tiocfaidh ár lá 1916, licencja Creative Commons

Reklama