Prezydent Andrzej Duda prosi o wyrozumiałość. O jaką wyrozumiałość chodzi? Jeśli my błagamy o współczucie, o pomoc, to jak mamy być wyrozumiali w stosunku do urzędnika sądowego, który nie zwraca uwagi na nasz potworny ból? Kto tu jest ofiarą? W ogóle nie rozumiem takiego sformułowania. Mam być wyrozumiała dla kogoś, kto otworzy grób mojego Taty? Nie dopatrzyłam się nigdzie komunikatu, kiedy ciała zostaną zwrócone rodzinom. Cały czas jest mowa tylko o ekshumacjach, o szczegółowych badaniach, ale prokuratura nie powiedziała, że te ciała do nas wrócą i kiedy. Wiem, jak to brzmi, ale w sytuacji, w jakiej się znaleźliśmy, to pytanie musi paść – mówi wiadomo.co Izabella Sariusz-Skąpska, prezes Federacji Rodzin Katyńskich, córka Andrzeja Sariusz-Skąpskiego, który zginął w katastrofie pod Smoleńskiem 10 kwietnia 2010 roku

Kamila Terpiał: Rozpoczął się już pierwszy proces ekshumacji ciał pary prezydenckiej Lecha i Marii Kaczyńskich…
Izabella Sariusz-Skąpska: Około godziny 18 w poniedziałek słyszałam jadącą w stronę Wawelu kolumnę pojazdów. To już jest ten moment.

A czy pani dostała już powiadomienie o planowanym terminie ekshumacji pani Ojca?
Nie, nie dostaliśmy takiego powiadomienia. Dowiadujemy się wyłącznie przez media, w jaki sposób ma się to odbyć. Ostatnio przedstawiciele prokuratury w jakimś komunikacie powiedzieli, że w tym roku planowanych jest 10 ekshumacji i że każda rodzina będzie wzywana na rozmowę. Już wyobrażam sobie siebie jadącą na taką rozmowę – tak naprawdę nie jestem w stanie sobie tego wyobrazić. “Naszej” daty nie ma, w jakim trybie zostaniemy poinformowani, też nie wiem. Mimo że jesteśmy nadal poszkodowanymi w śledztwie, to stroną już nie jesteśmy? Strona może wyrażać swoje zdanie, nam tego odmówiono. My możemy się tylko publicznie wyrażać, bo prokuratura nie przyjmuje do wiadomości naszego stanowiska.

Jeszcze wierzę, że komuś ręka zadrży: przecież na końcu musi być ten jeden człowiek, który podpisze na nas wyrok, i ten jeden człowiek, który weźmie narzędzia i będzie rozwalał nasz grób rodzinny. Do ostatniej chwili jest nadzieja, nie można się poddać.

Co jeszcze można zrobić? Jak wyobraża sobie pani dalszą walkę? Odpuścić chyba jest bardzo trudno.
Gdybym chciała odpuścić, to nie robiłabym tego, co robię w tej chwili. W naszym liście otwartym, wysłanym 23 października do ludzi dobrej woli, celowo umieściliśmy w podpisach stopień pokrewieństwa. Rodzina to nie tylko mąż, żona, dzieci czy rodzice. W pierwszych dniach zebraliśmy ponad 200 podpisów członków rodzin. Każdy zresztą nadal może wyrazić swoje poparcie w Internecie (na stronie www.petycje.pl, od 25 października podpisały się 5733 osoby). To już jest sygnał, że należymy do osób, które nie chcą siedzieć cicho i przyjąć takiej wykładni do wiadomości. Bo to jest decyzja oparta na myśleniu, że prawo to tylko litera, a nie litera i duch. Czyli że prokuratorzy muszą podjąć taką decyzję, nawet gdyby nie chcieli. To jest interpretacja, z którą nie zgadzamy się jako sygnatariusze listu. Są rodziny, które też się nie zgadzają, ale już opadły im ręce. Nie mają wiary, nie mają siły walczyć. Chcą się zamknąć w swoim bólu. Słyszałam z ust wdów czy dzieci: nie śpię po nocach, ja sobie to tylko wyobrażam. To nie jest kwestia odwagi, oni już po prostu nie mają siły. My mamy jeszcze siłę i nadzieję. Jeszcze wierzę, że komuś ręka zadrży: przecież na końcu musi być ten jeden człowiek, który podpisze na nas wyrok, i ten jeden człowiek, który weźmie narzędzia i będzie rozwalał nasz grób rodzinny. Do ostatniej chwili jest nadzieja, nie można się poddać.

Reklama

Rozważa pani wejście na drogę sądową? Chociaż prokuratura twierdzi, że jednak nie ma możliwości zażalenia od tej decyzji.
Mamy swój pomysł. Ale mamy na tyle duże uszanowanie dla prawa, że nie będziemy o tym mówić w mediach. Droga prawna jest drogą prawną. Z jakiego powodu prokuratura rozmawia z nami przez media, nie jestem w stanie pojąć. Przecież to ja jestem poszkodowana, a nie 38 mln Polaków. To jest krzywda mojej rodziny. Już na początku odebrano nam intymność, a teraz odbiera się nam prawo do obrony tej jedynej, ukochanej osoby. Nie mieści mi się to cały czas w głowie. Dlatego będziemy walczyć tak długo, jak długo będziemy mieli siłę.

To jest krzywda mojej rodziny. Już na początku odebrano nam intymność, a teraz odbiera się nam prawo do obrony tej jedynej, ukochanej osoby. Nie mieści mi się to cały czas w głowie. Dlatego będziemy walczyć tak długo, jak długo będziemy mieli siłę.

Ale są też rodziny, które domagają się ekshumacji. Mówią o licznych nieprawidłowościach, o zbezczeszczeniu zwłok w Moskwie. Chcą mieć pewność, kto leży w grobie. Pani Magdalena Merta w RMF FM mówiła wprost, że jeżeli jej mąż spoczywa w cudzym grobie, nie uszanuje żadnego wyboru. Pani jest pewna, że pochowała swojego Ojca? Nie ma pani żadnych wątpliwości?
Mój Ojciec został zidentyfikowany wśród pierwszych 14 osób. Dowiedzieliśmy się o tym bezpośrednio od oficerów ABW w południe 11 kwietnia. Potem przyszła Żandarmeria Wojskowa, żeby pobrać próbkę DNA, bo tego domagała się strona rosyjska. Powiedziano nam, że identyfikacja nie pozostawia wątpliwości ze względu na dokumenty i wszystko, co Tata ma przy sobie. W domu były wtedy same kobiety, żona i dwie córki. Wyjazd do Moskwy przekraczał nasze możliwości psychiczne. Ale Ojciec miał braci, ja mam kuzynów. I dwóch mężczyzn zdecydowało, że pojedzie. Oni zidentyfikowali Ojca ponad wszelką wątpliwość. Ciało wróciło do Polski, zostało pochowane. Gdy w śledztwie pojawił się wątek bałaganu w dokumentacji, zostaliśmy powiadomieni, że będzie to przedmiotem badania polskich biegłych. Oni też wydali opinię, że na papierze wszystko się zgadza i że nie przewiduje się ekshumacji. Z taką świadomością zostałam skonfrontowana wiosną ubiegłego roku. To wcale nie odbyło się od razu, ale też trwało i trzymało nas w napięciu. Nie rozumiem, dlaczego teraz się to kwestionuje. Co przeszkodziło tym rodzinom, które chcą ekshumować swoich bliskich, aby zrobić to 4 czy 5 lat temu? Każdy ma prawo podjąć decyzję w swoim imieniu. Ale jakim prawem ktoś atakuje moich bliskich i mnie i uważa, że może żądać ekshumacji mojego Taty? Nie komentuję tego, w jaki sposób ci ludzie traktują swoich bliskich, ale oni mają poczucie, że mogą komentować moje poczynania? Często zresztą nie przebierając w słowach. Ostatnio na portalu społecznościowym zostałam zaatakowana przez jednego z polityków. Moja rodzina od stuleci pracowała na rangę naszego nazwiska, nie zniżę się do takiego poziomu, nie odpowiedziałam i nie odpowiem. Tak zostałam wychowana. Proszę zwrócić uwagę, że podziały, które wygenerowano w rodzinach ofiar katastrofy, są właśnie takie: wszystko, co my zrobimy, to jest polityka, wszyscy, co zrobią rodziny domagające się ekshumacji, to dojście do prawdy.

Widocznie to „nowe” spoczywa w trumnach. Ciała naszych bliskich są dowodami… Taki szok przeżywamy. Pochodzę z rodziny katolickiej. Wśród obrzędu pogrzebowego jest sformułowanie: “twoje ciało było świątynią Ducha Świętego, niech Bóg przyjmie cię do swojej chwały”. Pytałam prokuratorów, w którym momencie ciało mojego Ojca przestało być świątynią, a zaczęło być dowodem?

Dlaczego prokuratura właśnie teraz podjęła decyzję o ekshumacjach? Nie ma przecież żadnych nowych przesłanek, nowych informacji.
Widocznie to „nowe” spoczywa w trumnach. Ciała naszych bliskich są dowodami… Taki szok przeżywamy. Pochodzę z rodziny katolickiej. Wśród obrzędu pogrzebowego jest sformułowanie: “twoje ciało było świątynią Ducha Świętego, niech Bóg przyjmie cię do swojej chwały”. Pytałam prokuratorów, w którym momencie ciało mojego Ojca przestało być świątynią, a zaczęło być dowodem? Oczywiście, jak się pani domyśla, nie uzyskałam odpowiedzi. Prokuratura wielokrotnie była pytana właśnie o to, co pojawiło się nowego. Mój Ojciec ma być potraktowany tak, jak jego komórka, którą nam w Moskwie zwrócono, a później w Polsce odebrano, bo stała się dowodem w sprawie. Teraz telefon Taty leży pewnie gdzieś w jakimś pudle, chociaż dla nas byłby jedną z najdroższych pamiątek. Teraz dowodem w sprawie ma być jego ciało? Moje pytanie brzmi: czy to rzeczywiście koniec?

skapski
Andrzej Sariusz-Skąpski z córkami, Izabellą i Magdaleną Fotografia z archiwum rodzinnego

Czego jeszcze się pani spodziewa?
Na przykład nie wiem, kiedy ten dowód w śledztwie zostanie nam oddany… Nie dopatrzyłam się nigdzie komunikatu, kiedy ciała zostaną zwrócone rodzinom. Cały czas jest mowa tylko o ekshumacjach, o szczegółowych badaniach, ale prokuratura nie powiedziała, że te ciała do nas wrócą i kiedy. Wiem, jak to brzmi, ale w sytuacji, w jakiej się znaleźliśmy, to pytanie musi paść.

Pytała pani o to prokuratorów?
Nie mieliśmy okazji o to pytać. W czerwcu, podczas ostatniego spotkania rodzin z przedstawicielami prokuratury, zostaliśmy tak zaskoczeni, że wiele pytań nie przyszło nam do głowy. A wszystkie nasze wnioski, które do tej pory zgłaszaliśmy, są odrzucane.

Czego szuka prokuratura? Myśli pani, że rzeczywiście dowodów na zamach?
Taka teza została postawiona od razu. Przez 5 lat śledztwa nie znalazły się dowody na jej potwierdzenie. Teza była lansowana w “dyskursie równoległym”. Nie przez prokuraturę, tylko przez inne ciała, np. powołane w Sejmie. Teraz sytuacja się odwróciła. Zespół stał się państwową instytucją. Na początku śledztwa Prokuratura Wojskowa spotykała się z rodzinami. Ale te spotkania przebiegały w tak ostrej atmosferze, że po paru razach prokuratorzy od tego odstąpili. Jeżeli teraz mam im coś do zarzucenia, to właśnie to, że się z tej konfrontacji wycofali. Może gdyby takie spotkania odbywały się na przykład co kwartał, to emocje trochę by opadły albo do ekshumacji na żądanie doszłoby wcześniej.

Gdyby doszło do ekshumacji mojego Taty, to będzie 10 kwietnia raz jeszcze. Tylko nie będzie już wokół nas tłumu współczujących ludzi. Będzie za to ciemno, zimno i ktoś na moich oczach będzie rozwalał nasz rodzinny grób…

Doszło już do 9 ekshumacji na żądanie prokuratury. W 6 przypadkach wykazano nieprawidłowości.
To było robione po weryfikacji dokumentów, które przyszły z Moskwy i w żadnym przypadku nie odbyło się bez zgody rodzin. Były wątpliwości. W przypadku ciała mojego Taty wątpliwości nie ma, a nawet gdyby były, to i tak nikt nigdy nie uzyska mojej zgody. Usłyszałam ostatnio w jednym z komentarzy, że trzeba z nami rozmawiać. Poczułam się jak potraktowany z góry przedszkolak, któremu trzeba wytłumaczyć najprostsze mechanizmy. Ksiądz profesor Alfred Wierzbicki, etyk z KUL-u, odpowiedział za nas, że przecież sygnatariusze listu to dorośli ludzie, mają swój system wartości, poglądy i przekonania religijne. Jeśli pod listem otwartym podpisało się 238 dorosłych ludzi, to oni wiedzieli, co robią. Są tam na przykład podpisy rodziców… Co mają czuć rodzice, którzy będą patrzyli na wyciąganie trumny swojego dziecka? Pomyślmy też o tych przypadkach, w ludzkich kategoriach. Ostatnio przeczytałam komentarz do naszego listu: straciłam syna w katastrofie samochodowej, nie wyobrażam sobie, że ktoś wyciąga go z grobu. Nieznani ludzie poczuli z nami więź, kiedy skonfrontowali się ze straszliwym i przerażającym procederem narażenia nas na coś takiego. To nie jest rozdrapywanie ran. Gdyby doszło do ekshumacji mojego Taty, to będzie 10 kwietnia raz jeszcze. Tylko nie będzie już wokół nas tłumu współczujących ludzi. Będzie za to ciemno, zimno i ktoś na moich oczach będzie rozwalał nasz rodzinny grób…

Mój Ojciec ma być potraktowany tak, jak jego komórka, którą nam w Moskwie zwrócono, a później w Polsce odebrano, bo stała się dowodem w sprawie. Teraz telefon Taty leży pewnie gdzieś w jakimś pudle, chociaż dla nas byłby jedną z najdroższych pamiątek. Teraz dowodem w sprawie ma być jego ciało?

To jest sprawa bolesna, ale proszę o wyrozumiałość – tego oczekuje prezydent Andrzej Duda. Tak mówił w wywiadzie dla PAP, w odpowiedzi na państwa list, skierowany też do niego.
Byłabym wdzięczna, gdyby ta odpowiedź padła nie poprzez media. Ale to jest kwestia obyczajów. O jaką wyrozumiałość chodzi? Jeśli my błagamy o współczucie, o pomoc, to jak mamy być wyrozumiali w stosunku do urzędnika sądowego, który nie zwraca uwagi na nasz potworny ból? Kto tu jest ofiarą? W ogóle nie rozumiem takiego sformułowania. Mam być wyrozumiała dla kogoś, kto otworzy grób mojego Taty? Rozmawiamy chyba różnymi językami.


Zdjęcie główne: Karawan przed Katedrą Patomorfologii Collegium Medicum UJ w budynku Zakładu Medycyny Sądowej przy ul. Grzegórzeckiej w Krakowie, PAP/Jacek Bednarczyk

Zapisz

Zapisz

Reklama