Działa, czy nie działa? “Regionalny System Ostrzegania działa i nadal spełnia swoją funkcję” – zapewniał rok temu wiceminister spraw wewnętrznych i administracji Jarosław Zieliński. Teraz szef tego resortu zmienia zdanie i twierdzi, że jednak nie działa tak jak powinien. A winą obarcza za to poprzedni rząd. – To bzdury! System powinien być wykorzystany właściwie. Powinien być rozwijany, a nie zaniedbany, schowany i nieużywany. To jest kwestia elementarnej odpowiedzialności – mówi w rozmowie z wiadomo.co poseł PO Andrzej Halicki, były minister administracji i cyfryzacji. Złożył już w tej sprawie interpelację do marszałka Sejmu.

KAMILA TERPIAŁ: Co to jest RSO, czyli Regionalny System Ostrzegania?
ANDRZEJ HALICKI:
To jest system ostrzegania, a jednocześnie informowania obywateli o najistotniejszych kwestiach dotyczących ich bezpieczeństwa oraz komfortu, jeżeli chodzi o możliwość podróżowania i przemieszczania się. To są zintegrowane w jednym miejscu komunikaty różnych służb: drogowych, meteorologicznych, hydrologicznych, górskich. To są też poradniki, co należy robić w sytuacjach kryzysowych. Te komunikaty są umieszczone w aplikacji, która jest dostępna za darmo na wszystkie rodzaje smartfonów. Ale ten system ma też kolejne etapy: komunikaty wyświetlane na ekranie telewizora (chodzi o wszystkie kanały nadawane przez Telewizję Polską) i wiadomości SMS. Ten ostatni to jest najwyższy stopień ostrzeżenia, o konieczności ewakuacji i przeniesienia się w bezpieczne miejsce. W tym wypadku chodzi o zdarzenia zagrażające życiu.

Jako minister cyfryzacji podpisałem porozumienie z operatorami telefonii komórkowych w czerwcu 2015 roku, a system zaczął działać od 1 lipca. Tego ostrzeżenia nigdy nie użyłem, ale jest taka techniczna możliwość.

RSO służy budowaniu bezpieczeństwa Polaków pod nadzorem wojewódzkich centrów zarządzania kryzysowego.

W przypadku ostatnich nawałnic najwyższy stopień ostrzegania powinien zadziałać?
To jest najsilniejsze i najmocniejsze narzędzie, czyli wiadomość SMS. Ale ministerstwo twierdzi, że nie można go używać. Wszystko wskazuje na to, że dzisiaj nie ma do tego podstawy, czyli odpowiedniej umowy. Dlatego wysłałem w tej sprawie interpelację do marszałka Sejmu. Pytam, czy po przejęciu władzy ktokolwiek pracował nad umowami z telefoniami komórkowymi, czy są ważne i czy funkcjonują. Przecież nic nie jest dane raz na zawsze. Ja taką możliwość pozostawiłem, finansowanie było przewidziane na dwa lata. Latem zeszłego roku, podczas debaty w Sejmie,

Reklama

wiceminister spraw wewnętrznych Jarosław Zieliński zapewniał, że system RSO działa i będzie rozwijany. Podziękował nawet za jego stworzenie i obiecał, że zwróci uwagę wojewodom, aby używali go częściej.

A tymczasem podczas ostatnich nawałnic zabrakło nie tylko ostrzeżeń w aplikacji, ale także informacji w Telewizji Polskiej, nie mówiąc już o wiadomościach SMS. Wygląda na to, że sprawa została zaniedbana i ktoś nie dopełnił obowiązków.

Minister Mariusz Błaszczak twierdzi, że w umowach przez pana podpisanych nie było mowy o wiadomościach SMS. Była mowa, czy nie było?
To, co mówi minister, to bzdura. Poza tym, jeżeli coś było niesprawne, to minister miał dwa lata, aby to usprawnić. Rozumiem, że niektóre telefonie komórkowe to kapitał obcy, ale Telewizję Polską raczej trudno do tej grupy zaliczyć. 11 sierpnia wiadomo było, że nadciąga bardzo gwałtowne zjawisko atmosferyczne, a narzędzia ostrzegawcze nie zostały wykorzystane. Gdyby użyto ostrzeżeń, to można by powiedzieć, że dołożono wszelkich starań. Natomiast

władza szuka dziury w całym, zachowuje się w arogancki i bezczelny sposób, w sytuacji, w której nie dopełniła podstawowych obowiązków – to postawa, która powinna zostać zapamiętana i rozliczona.

Za niedopełnienie obowiązków odpowiada minister spraw wewnętrznych?
Tak. W poprzedniej kadencji, kiedy byłem szefem resortu administracji i cyfryzacji, to w moim ministerstwie był departament działań antykryzysowych, naprawy szkód i wszelkie kwestie związane z rynkiem telekomunikacyjnym i cyfrowym. Teraz, po podziale ministerstw, cała część związana z nadzorem nad działaniami kryzysowymi znalazła się w rękach ministra Mariusza Błaszczaka.

Powinny zostać wyciągnięte konsekwencje polityczne?
System powinien być wykorzystany właściwie. Powinien być rozwijany, a nie zaniedbany, schowany i nieużywany. To jest kwestia elementarnej odpowiedzialności.

Minister nie czuje się za to odpowiedzialny. Rząd nie ma też sobie nic do zarzucenia, jeżeli chodzi o działania po nawałnicy. Twierdzi, że zareagował szybko i tak jak trzeba…
I to jest najbardziej oburzające. Wojewódzkie centrum zarządzania kryzysowego jest pod nadzorem wojewody. A służby państwowe są od tego, aby natychmiast udzielać pomocy. Nie tylko działać prewencyjnie, ale także w momencie samego kataklizmu i od razu po nim. Tymczasem w tym wypadku

mieliśmy do czynienia z kilkudniową zwłoką. Nie było służb, które powinny być na miejscu.

To wszystko powinno działać jak maszynka, z automatu, bo tak wygląda skoordynowany i opisany system zarządzania kryzysowego. Tu nie trzeba wymyślać działań, bo określone procedury już są.

Dlaczego w tym wypadku to nie zadziałało?
Odpowiedzi udzielił wojewoda pomorski, czyli szef wojewódzkiego centrum zarządzania kryzysowego, stwierdził przecież, że do zamiatania liści nie będzie ściągał wojska. Pani premier za to postanowiła dokończyć długi weekend. Z tego, co się stało, powinny zostać wyciągnięte poważne wnioski. To nie może wyglądać tak, że obywatele sobie sami pomagają, a później słyszą, że w zasadzie wszystko zostało już zrobione. To przecież znowu nie jest prawdą!

Cały czas parę tysięcy gospodarstw jest bez prądu, jest jeszcze bardzo dużo do zrobienia. Pomocy od państwa cały czas nie ma, albo jest bardzo znikoma.

To jest przejaw arogancji władzy, czy braku odpowiedniego nadzoru?
To jest skutek braku myślenia i właściwej oceny sytuacji. A tu chodzi przecież o elementarną odpowiedzialność. Minister jest ministrem 24 godziny na dobę. To nie znaczy, że nie może wziąć urlopu i wypoczywać, ale nie może być tak, że wtedy nic nie działa. To jest niedopuszczalne w dobrze funkcjonującym państwie. To nie jest tak, że nie ma mechanizmów i struktur, bo one są, tylko nie zostały użyte.

Ale jak rząd ma wyciągnąć wnioski, skoro w swoich działaniach nie widzi nic złego?
Jeżeli rząd nie widzi nic złego, to wnioski powinni wyciągnąć wyborcy. Ci, którzy są na miejscu, widzą, co się tam dzieje. Ale także my, obserwując to z odległości, nie możemy ulec propagandowym komunikatom rządu. Nic nie jest pod kontrolą, nie jest dobrze, rząd nie zadziałał błyskawicznie. Nie potrafili nawet skorzystać z narzędzi, które mają do dyspozycji.


Zdjęcie główne: Pixabay

Reklama

Comments are closed.