Mówimy, że w Polsce są dwa plemiona, a są tak naprawdę trzy. To trzecie to ci, którzy mówią „moja chata z kraja”, to ogromny „zasobnik” – jakieś 30-40 proc. – ludzi o złych odruchach kulturowych, politycznych, moralnych – mówi nam prof. dr hab. Zbigniew Mikołejko, filozof i historyk religii, eseista, kierownik Zakładu Badań nad Religią w Instytucie Filozofii i Socjologii PAN. – To wśród tego środowiska, które nazywam „polskim podziemiem mentalnym” – bo nie wiemy tak naprawdę, co się w nim dzieje – hasa Jarosław Kaczyński i z jego zasobów czerpie. Rozpoznamy tych osobników po tym, że w sondażach odpowiadają: nie wiem, nie jestem świadomy, nie słyszałem. Są radykalnie partykularni, radykalnie egocentryczni, kierują się swoim własnym interesem, są niczym ławica drobnych, drapieżnych ryb – dodaje nasz rozmówca

JUSTYNA KOĆ: Okres świąteczny budzi nadzieje i szanse na pojednanie. Zatem czy to będzie optymistyczna rozmowa, zważywszy na rzeczywistość polityczną?

ZBIGNIEW MIKOŁEJKO: Można mieć wątpliwości, chociaż dobro, mimo że rozproszone, także potrafi się ujawnić. W Polsce mamy teraz bardzo bolesny, dojmujący, jaskrawy splot dobra i zła.

To przesłanie świąteczne jednak trochę łagodzi obyczaje, choć nie zawsze, skoro PiS-owski troll, pani Krystyna Pawłowicz, w okresie świątecznym właśnie umieszcza wpis o kandydatce na prezydenta Polski, w którym nazywa panią Kidawę-Błońską marionetką.

To z pewnością nie należy do rzeczy, które budują nasz czas świąteczny. Cóż jednak zrobić? Zło jest zawsze obecne w świecie i ma różne przejawy. Naiwnością byłoby więc sądzić, że okres świąteczny je wygasi.

Reklama

To pociecha, że to nie tylko u nas, ale i na świecie?
Obecność zła nie jest pocieszająca, ale jak chcą stare systemy teodycei, choćby Augustyna czy Leibniza, zło jest niezbędne dla ładu i porządku światowego. Leibniz mówi, że Bóg mógł stworzyć wprawdzie świat wyłącznie z dobrem, ale wolał stworzyć ten inny: z większym dobrem, lecz i ze złem niezbędnym dla jego harmonii i ładu. Mnie to oczywiście nie satysfakcjonuje, ale cóż poradzić.

Zło jest zatem nieodzowne i musimy się z tym pogodzić?
Istnieje zresztą nie tylko zło ludzkie, ale też zło, które wynika z samej natury istnienia – z tego, że wszystko, co żyje, umrzeć musi. Więc jest w świecie tyle cierpienia różnej natury – fizycznego, społecznego, psychicznego…  Odnajdujemy ślady tego zresztą w kolędach, szczególnie w tych dawnych, nie w tych produkowanych obecnie: przesłodzonych, komercyjnych, tandetnych, bez wyrazu.

Dawne kolędy bowiem nie lękają się prawdy o człowieku. I mówią też o złu, grzechu i winie, jak w kolędzie Bóg się rodzi („żeśmy byli winni sami”) albo w innej, gdzie „Herod spisek knuje”. Dzisiejsza kultura religijna w masowym wydaniu ma natomiast to do siebie, że próbuje nachalnie uładzić bolesność świata i udawać, że cierpienia i zła nie ma.

Tylko wtedy po co zbawienie? W Polsce, która jest krajem o kulturze „bożonarodzeniowej” – co jest przedziwnym chrześcijaństwem, bo jednak jego podstawą jest zbawcza męka Chrystusa na krzyżu, a nie narodzenie Dzieciątka – usiłuje się zepchnąć bardzo mocno i tandetnie przy tym rzeczywistość ludzkiego cierpienia i zła bardzo daleko w niebyt.

Poszukajmy jednak czegoś pozytywnego…
Widać mnóstwo rzeczy pozytywnych i w kulturze, i w życiu społecznym, także w Polsce. Nie chciałbym kroczyć utartym szlakiem, ale to, że Olga Tokarczuk dostała Nobla, to, że ludzie się mobilizują do takich akcji jak Świąteczna Paczka, jak zbliżająca się WOŚP. Prawda, że w nadchodzącym niebawem roku będzie to granie z nutą tragiczną, bo pamiętamy przecież, że prezydent Paweł Adamowicz został zamordowany niecnie i podstępnie na oczach milionów ludzi rok temu. Tu jak na dłoni widać, jak to jest utkane, bo pośród ludzi oddających się wspólnej radości pojawia się i morderca z nożem. I tak chyba musi być, nic na to nie poradzimy.

Każdy z nas zresztą na swój sposób bywa również sprawcą zła, chociażby przez zaniechanie.

My tak cokolwiek odruchowo mówimy, że w Polsce są dwa plemiona, a są tak naprawdę trzy. To trzecie to ci, którzy mówią „moja chata z kraja”, to ogromny „zasobnik” – jakieś 30-40 proc. – ludzi o złych odruchach kulturowych, politycznych, moralnych. Ludzie, którzy żyją w istocie poza ładem społecznym i kulturowym, którzy nie chcą brać udziału w niczym. To wśród tego środowiska, które nazywam „polskim podziemiem mentalnym” – bo nie wiemy tak naprawdę, co się w nim dzieje – hasa Jarosław Kaczyński i z jego zasobów czerpie. Rozpoznamy tych osobników po tym, że w sondażach odpowiadają: nie wiem, nie jestem świadomy, nie słyszałem. To ci, którzy nie znają najważniejszych polskich polityków. Ostatni sondaż „Rzeczpospolitej” jest druzgocący w tej mierze, bo obnaża rozległość i moc tej grupy.

Siła „dobrej zmiany” płynie z ambiwalencji?
Siła dobrej zmiany płynie stąd, że Kaczyński część tych ludzi uruchomił do działania na swoją rzecz.

Sondaże bowiem pokazują, że „twarde” środowisko PiS-u to 20-25 proc., a reszta nań głosujących to przychodnie z tego „mentalnego podziemia”, z tego zasobnika rozmaitych egoizmów. Oni żyją niby przykładnie na co dzień – w poczucie swojej poczciwości, zwyczajności czy normalności, tymczasem wcale tacy poczciwi i łagodni nie są.

Są radykalnie partykularni, radykalnie egocentryczni, kierują się swoim własnym interesem, są niczym ławica drobnych, drapieżnych ryb.

Dlaczego tak się dzieje?
Winę ponosi całe polskie doświadczenie historyczne, także komunizm. Jednak w PRL ci ludzie chodzili na tzw. głosowanie, bo niepójście było groźne dla osobników z tej ławicy. Po 89 roku winę za to ponoszą rządzące elity, gdyż zarówno lewica, jak i liberalna strona zaniechały paidei, czyli kształtowania świadomości politycznej, demokratycznej edukacji. Stworzony był tylko jej pozór w postaci umasowienia edukacji średniej i wyższej – przy jednoczesnym obniżeniu jej poziomu. To nie jest kwestią przypadku, że we wszystkich protestach biorą udział przede wszystkim ludzie starsi. Oni dostali lepsze wykształcenie, mimo że w komunistycznych czasach, mają też większą świadomość zła związanego z autorytaryzmem.

A może musimy przez to przejść jako społeczeństwo, aby wyciągnąć wnioski. Prawdą jest, że takie pojęcia jak trójpodział władzy czy praworządność przebijają się do świadomości, a publikacje konstytucji sprzedają się najlepiej od lat.
To, że jesteśmy w tak trudnym momencie, na swój sposób może być pocieszające. Dla ogromnej masy ludzi jest to właśnie ta paideia, system wychowania obywatelskiego. Uczy nas – tych, którzy są bardziej wrażliwi moralnie czy intelektualnie – wartości demokracji. Chociażby tego, że demokracja, to nie tylko rządy większości, ale również równowaga i współudział trzech odrębnych od siebie władz.

Kiedyś demokracja wreszcie zwycięży. Wierzę, że tak się stanie – nic nie trwa wiecznie, nawet rządy „dobrej zmiany”, wówczas powinna nastąpić druga część paidei – oczyszczenie. Odpowiedzialni powinni więc zostać ukarani.

W dziejach Polski niestety nie zawsze to miało miejsce. Nie zostali ukarani ani ci, co odpowiadali za naszą katastrofę w 39 roku, ani ci, co nam przynieśli komunizm z jego krwawymi wybrykami. Rozliczono tylko stalinizm, i to też w niepełnym wymiarze, i paradoksalne, że stało się to za komunizmu.

Należałoby zatem oczekiwać, że ludzie, którzy dopuścili się nieprawości w ostatnich latach, za rządów PiS-u, powinni stanąć przed sądami, także tzw. mali ludzie, drobni urzędnicy, drobni „funkcjonariusze kultu”. Powinno zostać przeprowadzone rozliczenie, inaczej nikt nie odbierze tak potrzebnej nam lekcji. Każdy więc, kto sprawił zło, powinien zostać z niego rozliczony – na poważnie, bez pobłażliwości. Na zasadzie: sprawiedliwość, nie zemsta. Jeżeli tego nie zrobimy, to całe cierpienie, cały ten obecny niepokój o losy kraju pójdzie na marne.

Człowiek z „podziemia mentalnego”, który z powodu cynizmu, „złej radości” czy też doraźnej korzyści szedł za „dobrą zmianą”, musi bowiem wiedzieć, że takie zło nie będzie mu się opłacało w przyszłości. To musi się dokonać – i już! Oczywiście nie jestem naiwny. I wiem, że wielu winnych wymknie się procesowi oczyszczenia i osądowi. Niemniej jednak jest to konieczne.

Nie możemy rozwiązać tego w taki sposób, do jakiego zachęca tytuł dwunastej księgi Pana Tadeusza, czyli wedle formuły „kochajmy się”, która tam przychodzi po bitce lokalnych szlacheckich „plemion”. No i mam nadzieję, że niektórzy z winnych wyrażą też skruchę – bez nie może być mowy o odpuszczeniu win. I o jakim takim przywróceniu ładu – zarówno moralnego, jak i społecznego.


Zdjęcie główne: Zbigniew Mikołejko, Fot. Wikimedia Commons/Małgorzata Mikołajczyk, licencja Creative Commons

Reklama