Jeżeli mówi się, że coś jest zamachem stanu, to rozumiemy, że to coś narusza podstawowe zasady, które rządzą naszym państwem. I w tym sensie to, co się wydarzyło, można nazwać zamachem stanu, bo naruszone zostały podstawowe zasady demokracji – mówi nam prof. Marcin Matczak, prawnik z Uniwersytetu Warszawskiego. – To, co się wydarzyło się w Sejmie, jest zaprzeczeniem demokracji – jest parciem za wszelką cenę do dokonania wyboru prezydenta, choć demokratycznych warunków do tego wyboru nie ma. Z tego powodu trzeba głośno mówić, że te wybory demokratyczne nie będą – dodaje

JUSTYNA KOĆ: Czy zasady nowego głosowania, które zostały przyjęte, to zamach stanu, czy próba wyjścia z trudnej sytuacji, jaką są wybory w czasach pandemii?

MARCIN MATCZAK: Nie wiem, niestety, dokładnie, co to jest, ale z pewnością mamy do czynienia z sytuacją bezprecedensową. Jeżeli mówi się, że coś jest zamachem stanu, to rozumiemy, że to coś narusza podstawowe zasady, które rządzą naszym państwem. I w tym sensie to, co się wydarzyło, można nazwać zamachem stanu, bo naruszone zostały podstawowe zasady demokracji.

Demokracja nie sprowadza się do samego faktu oddania głosu w wyborach. W systemach autorytarnych ludzie także oddają głos w wyborach, nie oznacza to jednak, że takie wybory są demokratyczne.

Reklama

Demokracja to możność dokonania świadomego wyboru swojego reprezentanta na podstawie rzetelnych informacji, które się otrzymuje o kandydatach konkurujących o nasz głos na równych warunkach. Demokracja to decyzja wyborcza podjęta na podstawie debat, w efekcie wymiany myśli, dyskusji między kandydatami i dyskusji kandydatów z wyborcami. To wszystko ze względu na pandemię jest obecnie w Polsce niemożliwe.

Dlatego to, co się wydarzyło się w Sejmie, jest zaprzeczeniem demokracji – jest parciem za wszelką cenę do dokonania wyboru prezydenta, choć demokratycznych warunków do tego wyboru nie ma. Z tego powodu trzeba głośno mówić, że te wybory demokratyczne nie będą.

Dlatego nie dziwię się, że to, co wydarzyło się wczoraj wieczorem w Sejmie, jest nazywane zamachem stanu przez wiele osób, ponieważ przymuszanie ludzi do wyborów w środku pandemii to naruszenie zasad demokracji. To organizowanie wyborów w istocie antydemokratycznych.

Wiele szczegółowych rozwiązań budzi wątpliwości. Pytanie, co z tajnością głosu, czy wybory w tej proponowanej przez PiS formie będą dalej czteroprzymiotnikowe.
Sama forma głosowania korespondencyjnego jako forma pomocnicza, stosowana obok głosowania tradycyjnego, jest oczywiście stosowana jako forma na zwiększenie partycypacji wyborczej. Niestety, w naszej sytuacji wszystko mamy postawione na głowie.

Proponuje się nam głosowanie wyłącznie korespondencyjne, a w istocie zmusza się naród, żeby głosował i wybierał, kiedy on nie może demokratycznie takiego wyboru dokonać, ponieważ nie było normalnej kampanii i możliwości oceny kandydatów.

Dodatkowo sposób głosowania narusza na pewno zasadę tajności, ponieważ sama formuła głosowania przewiduje oddanie głosu i jednoczesne podanie swoich danych osobowych. Mimo że te informacje mają się znajdować w dwóch różnych kopertach, to trzeba podkreślić, że zasada tajności to jest przede wszystkim kwestia poczucia osoby, która głosuje, że jej głosowanie jest tajne. Głosujący musi mieć przekonanie, że nikt nie wie, na kogo on oddał głos. Jeżeli nie ma takiego poczucia, to niestety ma to negatywny wpływ na podejmowane przez niego decyzje wyborcze. A wkładając obok karty wyborczej kartę ze swoimi danymi, niestety głosujący poczucia tajności nie ma, bo nie ma żadnej kontroli nad tym, co później z jego przesyłką się dzieje.

Ktoś może pracować w budżetówce, być związanym z państwem ważnym kontraktem. Niepewność co do tajności może powodować, że taka osoba dla świętego spokoju odda głos na obecnego prezydenta, aby nie podpaść władzy. A to jest zaprzeczenie tajnych i wolnych wyborów. Dlatego

brak tajności będzie, moim zdaniem, bardzo ważnym argumentem przy podważeniu ważności tych wyborów.

Jak ocenia pan możliwość przesunięcia terminów wyborów przez marszałka Sejmu?
Od 5 lat widzimy, że zasady, które obowiązują także rządzących, są przez tych rządzących całkowicie dowolnie stosowane. Obecny rząd i partia rządząca mają nie wiem skąd wynikające przekonanie, że odgórne zasady, które zostały ustanowione również dla nich, w tym dla pani marszałek, a także dla posła Kaczyńskiego, mogą być zmieniane zwykłą ustawą dlatego, że partia tak chce. Myślę, że ma to związek z przejęciem i sparaliżowaniem Trybunału Konstytucyjnego, dzięki któremu ta władza czuje się bezkarna. Zmiana terminu wyborów już raz ogłoszonego jest rzeczą nie do pomyślenia. To umożliwia nieprawdopodobne manipulacje. Dla mnie to wyraz poczucia bezkarności tej władzy, która uważa, że może zrobić absolutnie wszystko, jeśli to sprzyja jej interesowi.

Czy zatem wynik wyborów będzie ważny, a prezydent elekt będzie miał legitymację?
Po pierwsze uważam, że zanotujemy rekordową liczba protestów co do wyniku tych wyborów. Brak kampanii, brak dyskusji i informacji potrzebnych wyborcom do dokonania świadomego wyboru, problemy z tajnością, wyłącznie korespondencyjna forma – mamy już za dużo powodów do skarżenia wyniku tych wyborów, a jeszcze kilka być może przed nami, na przykład ich przesunięcie przez marszałek Sejmu.

Niezależnie, jakim wynikiem te wybory się zakończą, będziemy mieć ogólne poczucie w społeczeństwie, że to był jeden wielki antydemokratyczny przekręt

Oczywiście te wszystkie wątpliwości trafią do Sądu Najwyższego i tam będziemy mieli kolejny dramat. Po 5 latach upolityczniania sądów, bez względu na to, jaka będzie decyzja Sądu Najwyższego – czy unieważniająca, czy uznająca wynik wyborów – będziemy mieć w Polsce ogromny konflikt, bo albo jedna, albo druga strona sceny politycznej będzie oskarżała sąd o upolitycznienie. To przekonanie będzie efektem bezprecedensowych ataków na sędziów i upolitycznienia sądów, których w ostatnich 5 latach dopuściła się obecna władza. To, że zarówno wybory, jak i decyzja sądu ich dotycząca będą uważane przez którąś ze stron za wielki przekręt, jest smutnym i bardzo konkretnym przykładem, do czego prowadzi niszczenie reguł państwa prawa.

Proszę zwrócić uwagę, że jeżeli o ważności wyborów będzie rozstrzygała Izba Kontroli Nadzwyczajnej, wybrana pod rządami obecnej władzy, to cała opozycja powie, że to jest przekręt. Jeżeli natomiast o ważności wyborów, w związku z wątpliwościami co do statusu nowych Izb SN, będzie orzekała jedna ze starych Izb SN, to z kolei PiS powie, że to przekręt.

Cokolwiek się nie stanie, któraś ze stron będzie widziała w decyzji sądowej oszustwo, będziemy mieć więc do czynienia z poczuciem, że państwo jest zbudowane na przekręcie. I de facto będzie to porażka demokracji. Nawet jeżeli uda się kogoś wybrać i sąd to zatwierdzi, to taka osoba, taki prezydent będzie do końca kadencji zmagać się z zarzutami, że został prezydentem dzięki przekrętowi.

Dlatego w moim odczuciu już teraz wybory powinny być przeniesione na inny czas, zgodnie z konstytucją, która przewiduje, że w przypadku ogłoszenia stanu klęski żywiołowej (a z taką klęską mamy do czynienia) wybory przesuwa się na okres po ustaniu klęski. Odbyłoby się to na zasadach dawno temu, już w 1997 roku ustalonych, więc żadna ze stron nie byłaby oskarżana o manipulację.

Wyobraża pan sobie sytuację, gdy na arenie międzynarodowej prezydent wybrany w ten sposób jest pomijany, inne głowy państwo go nie uznają?
Dobrą zasadą relacji międzynarodowych jest niewtrącanie się przywódców obcych państw do spraw wewnętrznych innego kraju. Nawet gdy w Polsce większość będzie uważała, że prezydent został wybrany nielegalnie, to nie sądzę, aby spotkał się on czy ona z ostracyzmem czy odrzuceniem innego przywódcy, prezydenta czy premiera. Ale to, jak prezydent będzie odbierany za granicą, nie jest kwestią najważniejszą. Najważniejsze jest to, że my nie będziemy uważali go za swojego prezydenta, zatem nie będzie miał poparcia koniecznego do tego, co będzie chciał z Polską zrobić.

To będzie bardzo słaby prezydent.

W Stanach Zjednoczonych po zakończeniu kampanii prezydenckiej dobry zwyczaj nakazuje, aby przegrany wezwał swój elektorat, aby ten poparł zwycięzcę. Robi się tak, aby naród się nie podzielił i by przywódca miał poparcie społeczeństwa dla swoich działań. U nas taka sytuacja będzie niemożliwa, bo naruszenia zasad poszły zbyt daleko. I to będzie nasz ogromny problem.

Jak wyjść z tej sytuacji?
Mamy od dawna rozwiązanie, które jest adekwatne do tej sytuacji – to wprowadzenie stanu klęski żywiołowej, o którym mówiłem. Gdyby władza nie wmawiała ludziom, że jest normalnie, wszystko mogłoby odbyć się zgodnie z trybem, tak jak przewiduje to nasza konstytucja.

Problem polega na tym, że u nas wszystko się dzieje bez żadnego trybu, także ta nieszczęsna epidemia.

Niestety ten normalny tryb nie jest brany pod uwagę przez władzę, która próbuje ukraść prezydenturę w środku narodowej tragedii. Tak się po prostu nie robi. To pokazuje, że już nie tylko zasada rządów prawa jest w Polsce naruszana, ale zagrożona jest sama demokracja.


Zdjęcie główne: Marcin Matczak, Fot. Adrian Grycuk, licencja Creative Commons

Reklama