Kolejne sondaże pokazują, że Prawo i Sprawiedliwość trzyma się mocno. Wraz z formacją Kukiza (lub nawet bez niej) mogłoby zdobyć większość konstytucyjną, co byłoby przypieczętowaniem końca demokratycznego ćwierćwiecza w Polsce. Ale chłodne liczby pokazują też coś innego: że to Platforma Obywatelska jest obecnie jedyną siłą polityczną, która może być bazą dla odbudowy obozu demokratycznego – nadal ma największe i stabilne poparcie, dystansując o kilka długości inne partie. Obóz demokratyczny zaś, co widać gołym okiem, balansuje między impulsywnym narcyzmem a romantycznymi fantazjami o “polskim Macronie”, który przyjedzie na białym koniu, koniecznie w nowych szatach króla, i porwie za sobą tłumy niezdecydowanych lub gnuśniejących wyborców. Nie przyjedzie.

Wszystko jest opisane i zdiagnozowane. Suweren chciał zmiany i ją dostał, choć do dziś nie wie, jakiej i dlaczego jej chciał. Dziś więc zadowala się rozkoszą symbolicznego odwetu na znienawidzonych elitach, pychą pewnej siebie władzy, przejada 500 Plus, co widać w najnowszych badaniach GUS, które pokazują, że wskaźniki skrajnego ubóstwa się kurczą. Ignoruje skrajne przykłady łamania konstytucji, odnajduje się jako adresat ksenofobicznych obsesji, przyklaskuje fałszowaniu historii, cieszy go, gdy raz w miesiącu Kaczyński zalewa Polskę fontannami nienawiści w imię “moralnej racji”. Suweren jest głuchy na fakty, ponieważ

ani “córka leśniczego”,
ani transfer prominentnej polityk do PZU,
ani “to ja załatwiłem caracale”,
ani opisywane przez Tomasza Piątka dziwne związki Macierewicza z Rosją,
ani kłamstwa o nauczycielach, którzy nie stracą pracy, choć właśnie ją tracą,
ani arlekinady propagandy w abonamentowych mediach rządowych,
ani torturowanie i śmierć Igora Stachowiaka,
ani zamach na państwo prawa i niezawisłe sądownictwo,
ani kompromitacje polskiej dyplomacji,
ani utrata zaufania do polskiego rządu przez europejskich partnerów,
ani gomułkowska nowomowa władzy,
ani jej rasistowska frazeologia,
ani, ani, ani –

NIE DZIAŁAJĄ.

To znaczy działają, ale na zasadzie “białe jest czarne”. Gdy wybuchła afera hazardowa – natychmiast pochłonęła kilka politycznych istnień. Gdy Sławomir Nowak zapomniał o drogim zegarku w oświadczeniu majątkowym – nikt nie przyjmował do wiadomości, że mógłby nie odejść z polityki. Gdy nielegalnie nagrano pogaduszki polityków poprzedniej władzy – nie było żadnej litości. Gdy prezydent Komorowski robił drobne gafy lub gdy ich nie robił, ale przyprawiano mu gębę skompromitowanego niedojdy – pisowski przemysł medialny podtapiał go namiętnie w hejterskiej gnojówce. Dziś o wiele poważniejsze grzechy władzy przechodzą bez echa, ponieważ zasada “nie mamy pańskiego płaszcza i co pan nam zrobi” stała się stemplem PiS. Trawestując znaną metaforę Michnika,

gdyby ktoś z tego obozu po pijanemu przejechał niepełnosprawną zakonnicę w ciąży – nic by się nie zmieniło.

Patrzcie, to my, idziemy, robimy swoje, żadne krzyki, żadne wrzaski nas nie przekonają, że warto być przyzwoitym.

Reklama

Coś złego stało się z częścią Polaków, akurat z tą, która stoi przy obecnej władzy. Łykają ten węgiel, wzruszając ramionami, gdyż niesie ich przekonanie, że “moja racja jest mojsza niż twojsza” i tylko to się liczy. Fakty, winy, hucpa – nie, ponieważ po drugiej stronie jest tylko spisek, barbarzyńcy, łotry, gorszy sort, komuniści, złodzieje, lewactwo itd. itp. Innego podziału już nie ma, dlatego martwią mnie ci, którym wciąż wydaje się, że 2015 rok był tylko demokratyczną zmianą władzy, zwykłym epizodem, jaki zdarza się w wolnym państwie, a sprawy można wciąż traktować w sposób symetryczny, czyli “z jednej strony to, ale z drugiej tamto”. Nie.

Z jednej strony mamy do czynienia z prostą drogą do dyktatury, ale z drugiej strony mamy do czynienia z prostą drogą do dyktatury.

Białe jest białe.

A opozycja? Impulsywny narcyzm każe walczyć o swoje. Nowoczesna na Platformę, Razem na SLD, każdy na każdego. Jest jak w wierszu Grochowiaka:

Stół.
Wokół stołu
Toczyła się straszna
Gonitwa Ojca ze Śmiercią i Diabłem;
Za nimi Herod,
Przed Herodem Dziadek,
A wszyscy w gniewie, popłochu i śmiechu.

Ta strategia jest oczywiście zupełnie zrozumiała, ale prowadzi do piekła. Liberalno-wolnościowy i demokratycznie konserwatywny wyborca patrzy na PO, .N i PSL, lewicowy zaś na SLD, Razem, Inicjatywę Polską, prawicowy lub narodowo-socjalistyczny na Kukiza i PiS. Poszerzanie pola walki polega na wzajemnym podbieraniu sobie elektoratu, bo przecież on się nie powiększa, to jak przelewanie z pustego w próżne. Budowanie wspólnego obozu, w którym zatarłyby się programy, nie ma sensu, bowiem Czarzasty nie pokocha Schetyny, i wzajemnie, a ich polityczne idee się nie pogodzą. Gdyby jednak mniejsze partie zechciały usiąść z silną poparciem, strukturami i finansami Platformą do rozmów o punktach wspólnych i różnicach absolutnych – być może udałoby się odgonić chmury znad horyzontu, zza którego wyłoniłaby się jakaś wizja Polski.

Nowy program, nowe wyzwania, nowe propozycje, nowe idee i – wreszcie – nowa nadzieja, że to, co było, już nie wróci, a to, co może być, będzie inne od tego, co jest i co było. Banał? “Straszenie PiS-em już nie działa”.

Ale jest też niemała grupa tych, którzy chcą pogrzebać stary świat. Z różnych powodów. Bo “PO się zużyła”. Bo “Nowoczesna nie dała rady”. Bo “z takiej lewicy nic nie będzie”. Bo “trzeba czegoś nowego”. Bo “Polska czeka na swojego Macrona”. Przepraszam, ale to mrzonki pięknoduchów. Nawet gdyby po wyborach samorządowych zjawił się nagle ktoś w typie zgranych już, niestety, acz zacnych asów, jak mężny Frasyniuk czy ideowy Biedroń, to do kogo zaadresowałby siebie? Do usatysfakcjonowanych beneficjentów 500 Plus? Do wyborców PO, którzy cenią stabilność? Do liberałów z Nowoczesnej? Do lewicy, która chwilowo nie wie, czego chce? Do konserwatywnych ludowców? A może do tych, którzy zostali w domach, bo padało? Akurat ci ostatni nie zauważą “polskiego Macrona”, bo przysłoni go im dym z grilla, który – jak każde wakacje – jest ważniejszy od wszystkiego.

Jest jeszcze jeden powód, dla którego zbawca na białym koniu się nie zjawi. Wejrzyjcie w polską historię – zabory, wojna, PRL, “Solidarność”…

Polska to nie Francja.

Tu o wolności nigdy nie mówiło się w towarzystwie równości i braterstwa. Bo nawet braterstwo krwi dzieli po latach skłócone dziś frakcje. Wakacje, jesień i już wchodzimy w wyborczy 2018 rok, po którym nastąpi kluczowy rok 2019. Va banque Palikota się nie powtórzy, a Kukiz już jest.

Co pozostaje? Trzeźwy racjonalizm. Jest to, co jest. Siadajcie i gadajcie. O wspólnej – niech będzie, że poróżnionej – platformie dla Polski.


Zdjęcie główne: Don Kichot, Fot. Flickr/Iván Erre Jota, licencja Creative Commons

Reklama

Comments are closed.