Afera inwigilacyjna będzie miała dalekosiężne konsekwencje, ale dopiero po zmianie władzy. Teraz będą tę aferę wyśmiewać, zaprzeczać jej, kłamać na jej temat bez opamiętania. Ale już teraz zaczną się bać przyszłości. Takiej afery nie da się bowiem nie rozliczyć.

To bardzo realny zamach na demokrację, ogromny skandal, który wykracza poza dotychczasowe występki autokracji Kaczyńskiego. Obecnie rządzący już wiedzą, że rozliczenie i osądzenie nielegalnego stosowania Pegasusa będzie jednym z priorytetów ich następców. Zwłaszcza że sprawa może dotyczyć szpiegowania szefa kampanii największej formacji opozycyjnej, niezależnej prokurator i niechętnego władzy znanego adwokata. Skala może więc przekraczać najśmielsze oczekiwania.

O ile łamanie konstytucji, ignorowanie wyroków europejskiego trybunału, instalowanie dublerów w systemie sądowniczym, używanie propagandy mediów państwowych jako mechanizmu budowania poparcia dla partii rządzącej będzie podlegało głębokiej relatywizacji, o tyle używania antyterrorystycznego oprogramowania do śledzenia opozycji, prokuratorów czy adwokatów nie będzie można łatwo zakwestionować i rozmydlić. A jeszcze biorąc pod uwagę sugestie premiera zrzucające ewentualną odpowiedzialność na obce służby, może się okazać, że wybuchnie międzynarodowy skandal o nieprzewidywalnym zasięgu.

Inwigilacja nie ma takiej społecznej siły rażenia, jaką ma drożyzna, ale to, w jaki sposób zostanie zbadana, wyjaśniona i osądzona, będzie miało bezpośredni wpływ na odbudowywanie zaufania do państwa po ciemnych latach PiS.

Reklama

Kronikarz


Zdjęcie główne: Fot. Pixabay

Reklama