Jaki jest bilans 5 lat polityki zagranicznej PiS-u? Polska straciła przywództwo regionalne, które aż do 2015 roku było niekwestionowane. Polska straciła wszelką realną aktywność na wschodzie. Nasz kraj jest postrzegany jak chory człowiek UE, który przez całe tygodnie grozi bezsensownym wetem budżetu Unii tylko po to, żeby móc brać za twarz sądy i zmieniać je z państwowych na partyjne – mówi nam senator KO Marcin Bosacki, były rzecznik Ministerstwa Spraw Zagranicznych. I dodaje: – Teraz PiS traci ostatnią rzecz – relacje z Donaldem Trumpem. Zresztą one były niestety bardziej lokajskie niż partnerskie. Teraz ta koślawa więź autokratycznych populistów, łącząca jakoś Kaczyńskiego z Trumpem, się skończyła. Biden wygrał, bo walczył z wszystkim, co utożsamiał Trump, tymczasem dla PiS to wszystko było słuszne. W nowym rozdaniu międzynarodowej polityki, które jest nieuchronne i właśnie się zaczyna, będzie ekipie PiS-owskiej znacznie trudniej.
JUSTYNA KOĆ: Jesteśmy po zaprzysiężeniu Joe Bidena. Co to oznacza dla demokratycznego świata, jak duże to ma znaczenie?
MARCIN BOSACKI: To niezwykle ważny moment nie tylko dla Ameryki, ale i dla całego świata, zwłaszcza świata Zachodu.
Zdecydowana wygrana Bidena pokazuje, że demokracja ma zdolności, aby się odnawiać. Tak jak Trump był uosobieniem tego, że mamy kryzys demokracji liberalnej, że coraz więcej osób widzi alternatywę w rządach twardej ręki kogoś, kto obiecuje głównie rozprawę ze starym porządkiem i zagrożeniami, prawdziwymi bądź urojonymi, jak imigracja, wielkie korporacje czy mniejszości, tak zwycięstwo Bidena daje nadzieję na poważne odnowienie demokracji w stylu zachodnim, na to, że znajdzie ona w ramach liberalnego porządku skuteczną odpowiedź na realne bolączki, na których do tej pory wygrywali, czy to w przypadku Węgier, Polski, USA czy Wielkiej Brytanii, populiści.
Rządy populistów kończą się niespełnieniem większości obietnic i chaosem, co widzieliśmy ostatnio na Kapitolu, kiedy tłum zwolenników Trumpa wdarł się do świątyni amerykańskiej demokracji, i co 5 osób przypłaciło życie.
Wygrana duetu Joe Biden/Kamala Harris daje nadzieję na to, że w ramach demokracji opartej o rządy prawa i zasady liberalnej demokracji da się w dzisiejszym świecie sprawnie rządzić. Zobaczymy, czy tak będzie. Dopiero wtedy będzie można mówić o zwycięstwie. Na pewno ta wygrana daje zachodniemu światu, w tym także Polsce, większą stabilność i siłę w starciu cywilizacyjnymi rywalami, którymi są Rosja i Chiny. Wreszcie trzecia sprawa – daje nadzieję na powrót sprawnej współpracy Europy i USA, która za czasów Trumpa została praktycznie zawieszona.
Jak ocenia pan polską politykę zagraniczną? Pytam także w kontekście wygranej Bidena i wpisu na Twitterze prezydenta Andrzeja Dudy, a także tego, co pokazywała TVP. Czy Polska ma w ogóle politykę zagraniczną i strategię na ułożenie relacji z nową administracją Bidena?
Jakąś politykę zagraniczną, opartą nie na kalkulacjach, a na obsesjach, rząd PiS miał, ale po odejściu Trumpa ta polityka bankrutuje.
Ona zawsze była błędna, ale teraz widać to najmocniej. Zwracam uwagę, z jakim uporem „TVPiS”, jeszcze całe długie dni po ostatecznym potwierdzeniu zwycięstwa Bidena 6 stycznia i haniebnym ataku na Kapitol zwolenników Trumpa, przekonywała, że w Stanach były fałszerstwa na masową skalę. To pokazuje stan ducha klasy politycznej PiS-u.
Prezydent Duda przez ponad miesiąc wzbraniał się przed normalnym pogratulowaniem wygranej w wyborach Joe Bidenowi, licząc nie wiadomo na co.
To wszystko świadczy o tym, że oni rzeczywiście nie mieli alternatywy i związali swój polityczny los – ale co gorsza całej Polski pod ich rządami – z człowiekiem, który źle rządził Ameryką i został zdecydowanie odrzucony przez wyborców. Był także beznadziejnym liderem świata zachodniego, a tak naprawdę z tej roli abdykował.
Jaki jest bilans 5 lat polityki zagranicznej PiS-u? Polska straciła przywództwo regionalne, które aż do 2015 roku było niekwestionowane. Polska straciła wszelką realną aktywność na wschodzie. Nasz kraj jest postrzegany jak chory człowiek UE, który przez całe tygodnie grozi bezsensownym wetem budżetu Unii tylko po to, żeby móc brać za twarz sądy i zmieniać je z państwowych na partyjne.
Teraz PiS traci ostatnią rzecz – relacje z Donaldem Trumpem. Zresztą one były niestety bardziej lokajskie niż partnerskie, przypomnę nie tylko to nieszczęsne stanie prezydenta Dudy przy siedzącym Trumpie czy bardzo nierozsądne deklaracje Andrzeja Dudy i Jarosława Kaczyńskiego, że „mają jednakowe postrzeganie polityki”, ale realne interesy: godzenie się na amerykańskie zakupy wojskowe bez analiz i negocjacji albo pogorszenie warunków prawnych i finansowych stacjonowania wojsk USA w Polsce.
Teraz ta koślawa więź autokratycznych populistów, łącząca jakoś Kaczyńskiego z Trumpem, się skończyła.
Biden wygrał, bo walczył z wszystkim, co utożsamiał Trump, tymczasem dla PiS to wszystko było słuszne. W nowym rozdaniu międzynarodowej polityki, które jest nieuchronne i właśnie się zaczęło, będzie ekipie PiS-owskiej, a w związku z tym rządowi Polski bardzo trudno. To będzie polityka opisana na twardych wartościach Zachodu, jak rządy prawa, prawa mniejszości, umiarkowanie zamiast radykalnego populizmu. Dla PiS-u to wartości obce.
Same interesy strategiczne, wojskowe, które łączą oba kraje niezależnie od tego, kto rządzi, nie wystarczą, aby rząd PiS-u miał chociażby przyzwoite stosunki z nową władzą w USA.
Rozumiem, że może prezydent i rząd nie byli zadowoleni z przegranej Trumpa, ale narzekać powinni przy kolacji. Od listopadowych wyborów minęły 2 miesiące. Dlaczego nie budowano relacji z nową, nadchodząca administracją?
To świadczy o kompletnym braku kompetencji, a może nawet i inteligencji. Biden pod koniec swojej kampanii wyborczej wymienił jednym tchem Polskę, Węgry i Białoruś jako kraje na drodze totalitarnej. Oczywiście to zrównanie z Białorusią jest przesadą, ale pokazuje, że Biden i jego administracja nie będą traktowali modelu monopartyjnego autorytaryzmu, który wprowadza PiS, jako akceptowanego w demokratycznym świecie. I warto zauważyć różnicę między PiS-em a tym, co zrobił Boris Johnson, gdy jego ideologiczny sojusznik Trump przegrał wybory 3 listopada. Otóż premier Wielkiej Brytanii natychmiast zmienił front i kierunek polityki i rozpoczął całą serię przyjaznych gestów wobec Bidena i nowej władzy w Ameryce. Tymczasem nasz zespół gwiazd kierujący polityką zagraniczną, czyli panowie Duda, Szczerski, Rau, przez całe tygodnie, właściwie do dzisiaj, nie odcięli się od groźnego dla Polski sojuszu z Trumpem.
Przypomnę, co zrobili senatorowie z PiS-u tydzień temu, kiedy już było wiadomo na 100 proc., że Biden wygrał wybory, kiedy zakończyły się wszelkie możliwe procedury i że 20 stycznia nastąpi zmiana w Białym Domu. My, senatorowie demokratycznej większości, przegłosowaliśmy rezolucję, w której Senat potępia tragiczny atak na Kapitol i wita z radością, nadzieją i chęcią współpracy nowe amerykańskie władze. Otóż wszyscy senatorowie PiS-u głosowali przeciwko tej rezolucji. To bezsensowna zaciętość w brnięciu w strategiczny błąd. To byłoby nawet śmieszne – gdyby nie to, że PiS rządzi naszym krajem. Dlatego
widzę tu dużą rolę opozycji, która musi nie tylko Ameryce i Europie, a przede wszystkim Polkom i Polakom przedstawić alternatywny program polityki zagranicznej.
Jaka to alternatywa? Co opozycja może w tej kwestii zrobić?
Opozycja musi jasno mówić, co jest jasnym dążeniem podzielanym przez większość Polaków: kluczowe interesy Rzeczpospolitej, zarówno dobrobyt, jak i bezpieczeństwo, da się lepiej realizować w ramach zwiększającej swoją sprawność UE, a nie kontestując bez przerwy to, co się we wspólnocie dzieje. Po drugie, że pluralistyczna, liberalna demokracja jest lepsza, niż próby zaprowadzenia państwa partyjnego, co robi Kaczyński czy Orbán. Po trzecie, że w interesie Polski jest współpraca UE i Stanów Zjednoczonych, a nie ich rywalizacja. Po czwarte – struktury dyplomatyczne i zawodowi dyplomaci powinni służyć państwu, a nie partii (PiS większość profesjonalistów na stanowiskach ambasadorskich, a teraz i dyrektorskich w MSZ wymienia na nominatów partyjnych). To imponderabilia, fundamenty myślenia politycznego i jeżeli wypełnimy je treścią, to powinno to być podstawą współpracy opozycji w kwestiach międzynarodowych. Zrozumiałe, że w innych sferach, jak podatki czy służba zdrowia, są różnice między partiami opozycyjnymi, ale jeżeli chodzi o prozachodnią i demokratyczną politykę zagraniczną tych różnic nie ma.
Jak ocenia pan to, co zrobił senator Jacek Bury i czy demokratyczna większość senacka jest wciąż pewna?
Oczywiście, że zawsze jest przykre, gdy kolega czy współpracownik odchodzi, ale szanujemy prawo senatora Burego do własnej drogi politycznej. Jeśli chodzi o siłę i sprawność demokratycznej koalicji senackiej, to nie ma żadnego niebezpieczeństwa, senator dalej deklaruje, że jest częścią tej większości.
Razem z Jackiem Burym zrobiliśmy wiele dobrych rzeczy w Senacie i mam nadzieję, że dalej tak będzie i będziemy razem pracować z pożytkiem dla Rzeczpospolitej.
Kilka dni temu w Rosji zatrzymano lidera opozycji Aleksieja Nawalnego. Jak powinna zareagować Polska, Unia, świat? Na razie prezydent Duda napisał na Twitterze, że „postępowanie władz rosyjskich wobec Aleksieja Nawalnego nie może nie mieć konsekwencji dla relacji społeczności międzynarodowej z tym krajem”.
Prezydent Duda nie tylko w kwestii spraw zagranicznych niezwykle rzadko wypełnia swoje obowiązki w sposób aktywny. A jak już próbuje je wypełniać, to wychodzi mu coś, co raczej jest pastiszem, a nie wypowiedzią godną głowy państwa.
Reakcją Zachodu na to, co się stało z Nawalnym, czyli najpierw próbą otrucia go, a teraz aresztowania, gdy wrócił do Rosji, powinno być nie tylko wsparcie dla demokratów rosyjskich, ale w ogóle próba głębszej koordynacji polityki wschodniej całego Zachodu, zarówno Europy, jak i Stanów Zjednoczonych. Im bardziej będziemy mieli tę politykę wspólną, tym lepiej. Myślę, że są na to duże szanse, ponieważ w przeciwieństwie do rządów Trumpa Europa będzie mieć po drugiej stronie Atlantyku poważnego partnera, który chce z nami grać w poważne gry dyplomatyczne i strategiczne zarówno wobec Rosji, jak i Chin. Tylko szkoda, że w tej grze nie widać obecnie w ogóle Polski.
Przypomnę, że od lat 90. aż do 2015 roku Polska była aktywnym uczestnikiem międzynarodowej polityki, czego dowodzi chociażby istniejący do dzisiaj, choć nieco przywiędły, projekt Partnerstwa Wschodniego dla 6 krajów byłego ZSRR. W tej chwili rządzących Polską stać tylko na średnio poważne twitty, a nie udział w poważnej grze politycznej.
Oni się nie zmienią. Trzeba wymienić ich.
Zdjęcie główne: Joe Biden, Fot. Flickr/Gage Skidmore, licencja Creative Commons; zdjęcie w tekście: Marcin Bosacki, Fot. Flickr/Senat RP/Katarzyna Czerwińska, licencja Creative Commons