To była czwarta debata o Polsce w Parlamencie Europejskim. Padło wiele mocnych słów i wzajemnych oskarżeń. W Strasburgu pojawili się także politycy opozycji. Mowa była między innymi o Trybunale Konstytucyjnym, nowelizacji ustawy o zgromadzeniach i o zagrożeniu demokracji. Według PiS, nie ma problemu, a sama dyskusja była niedorzeczna. Dwa światy.
Groźba pogłębiania kryzysu konstytucyjnego
W trakcie debaty europarlamentu na temat praworządności w Polsce wiceprzewodniczący Komisji Europejskiej Frans Timmermans przypomniał, że 27 lipca KE wydała zalecenia dla polskiego rządu dotyczące rozwiązania kryzysu wokół TK. Ale, w jego ocenie, “od przyjęcia rekomendacji sytuacja się nie poprawiła”. Polski rząd wysłał co prawda odpowiedź, ale nie było w niej zapowiedzi żadnych nowych działań, a jedynie wyjaśnienia, dlaczego polski rząd nie zgadza się z opinią KE.
Od tego czasu PiS przygotowało trzy nowe ustawy w sprawie TK, dotyczące przede wszystkim wyboru nowego prezesa Trybunału. – Jestem bardzo zaniepokojony tymi nowymi wydarzeniami, które grożą pogłębieniem kryzysu konstytucyjnego – oświadczył Timmermans.
Zaapelował też, by umożliwić TK zbadanie nowych ustaw, zanim wejdą one w życie. Ponowił także apele o zaprzysiężenie trzech sędziów wybranych przez poprzedni Sejm oraz o publikację i przestrzeganie wszystkich wyroków Trybunału.
Kroczący zamach stanu
– Ta władza wzięła się z demokratycznego mandatu, ale mandat mniej niż 20 proc. uprawnionych do głosowania nie usprawiedliwia kroczącego zamachu stanu na instytucje państwa prawa, społeczeństwa obywatelskiego, zdrowej gospodarki. Nie usprawiedliwia rujnowania pozycji Polski w świecie – mówił podczas debaty europoseł PO Janusz Lewandowski. I jeszcze jeden mocny cytat: – Jesteśmy chorym ogniwem tej wspólnoty; cenę płaci cała Polska. To wspaniałe dzieło milionów Polaków, jakim jest Polska od ćwierćwiecza, nie zasługuje na płacenie tak wielkiej ceny za nadużycia władzy.
Debacie na miejscu w Strasburgu przysłuchiwali się także inni politycy PO, m.in. szef partii Grzegorz Schetyna.
Za nami kolejna #debata w PE o Polsce – organizatorem każdej z nich jest J. Kaczyński i jego polityka niszczenia demokracji i państwa prawa.
— Grzegorz Schetyna (@SchetynadlaPO) 14 grudnia 2016
Orwellowski spektakl
Według europosła PiS Ryszarda Legutki, decyzja o zorganizowaniu debaty była “bezsensowna, niesprawiedliwa, skrajnie stronnicza i niczym niepoparta”. Przekonywał, że w Polsce nie ma żadnego problemu z ustawą o zgromadzeniach, a każdy, kto chce manifestować, może to robić. – Dlaczego zawracacie ludziom głowę? Jak można tak skrajnie rozmijać się z faktami? Wstydźcie się! – zwracał się do deputowanych z innych frakcji. Za to Frans Timmermans, “ciągnąc z niezrozumiałym uporem sprawę Trybunału Konstytucyjnego”, domaga się w istocie tego, by TK był zdominowany przez nominatów jednej strony politycznej.
Jeżeli ktoś jest winny, to nie PiS, ale instytucje europejskie: – Znowu robicie państwo orwellowski spektakl, mam nadzieję, że ostatni, choć znając tę izbę – nie wiadomo – to słowa Legutki.
Apel do Komisji Europejskiej – niech działa
Liberałowie, Zieloni i lewica zaapelowali do Komisji Europejskiej o podjęcie kolejnych działań w sprawie kryzysu konstytucyjnego w Polsce. Ich zdaniem, Komisja powinna nawet uruchomić artykuł 7. traktatu Unii, który pozwala na sankcje.
– Wspieramy polskich obywateli, którzy wczoraj wyszli na ulice, by protestować przeciwko erozji ich praw. Rząd polski pozbawia obywateli ich praw. Czy tego chcieli Polacy w wyborach rok temu? Nie sądzę – europosłanka liberałów, Holenderka Sophie in’t Veld.
– Czy podejmiecie jakieś konkretne, zdecydowane kroki, by wysłać jasny sygnał pod adresem polskich władz? Trzeba powiedzieć, że to, co dzieje się w Polsce, nie tylko budzi obawy, ale wymaga też działań na poziomie UE – przedstawicielka Zielonych, Terry Reintke.
– Widzimy, jak wiele osób protestuje na ulicach, i słyszymy, że będzie ograniczone prawo do demonstracji. To są zakusy na podstawowe prawa. Mam nadzieję, że Komisja będzie ich bronić, a także żądać przestrzegania Konwencji Stambulskiej – europosłanka socjalistów, Birgit Sippel.
Debatę na miejscu obserwowała Karolina Zbytniewska z portalu Euractiv.pl. Poprosiliśmy ją o krótki komentarz
Katarzyna Pilarska: Jak oceniasz to, co się stało? Widać, że Frans Timmermans wciąż przejmuje się tym, co się u nas dzieje.
Karolina Zbytniewska: W debacie w Parlamencie Europejskim na czoło wybiły się dwa głosy. Fransa Timmermansa i Ryszarda Legutki. Timmermans, pierwszy wiceprzewodniczący Komisji Europejskiej, emocjonalnie otworzył i zamknął debatę. Mówił, że to nie jest tak, że jacyś ONI krytykują Polskę, że on jest Komisarzem także DLA Polski. Że gdyby nie polscy żołnierze, którzy pomogli jego rodzinie w 1944 r., nie byłoby go na świecie i dlatego wiele zawdzięcza Polsce i Polakom i czuje za nasz kraj szczególny rodzaj odpowiedzialności. Zwrócił uwagę na problemy z rządami prawa, które zdiagnozowała Komisja Europejska i Komisja Wenecka – i na to, że sytuacja się wcale nie zmieniła, że polski rząd zamiast zaproponować zmiany krytykuje wszelkie negatywne oceny. Mówił też, że historia pokazała, że rządy prawa są niezbędne do pilnowania granic demokracji.
PiS oczywiście twierdziło, że to spektakl i nie ma o czym mówić.
Tak, z drugiej strony wybił się głos prof. Legutki, który Unię płomiennie krytykował. Właśnie pokazując, że to są ONI, a nie MY. Nie MY – 28 państw członkowskich – każde będące w Unii Europejskiej z własnej nieprzymuszonej woli. Przystępujące do wspólnoty na podstawie własnego zgłoszenia, a potem pieczołowicie dostosowując własne odrębności prawne do wspólnotowego prawa – acquis communautaire. Wszystko dlatego, że my – Polska – postanowiliśmy dołączyć do Unii Europejskiej. A także do Rady Europy, której organem doradczym jest Komisja Wenecka. Z jednej strony europosłowie wskazywali na to, że Polska ogranicza podstawowe wolności obywateli, takie jak wolność słowa, mediów, zgromadzeń, a także prawa kobiet do samostanowienia o swoim ciele. Druga strona utrzymywała, że to Unia Europejska odbiera Polsce wolność. Po prostu. Unia Europejska, tak jak i Rada Europy, stanowią wspólnoty standardów – wspólnych zasad, do których zobowiązań chcą stosować się wstępujące do nich kraje, dlatego że podobne wartości wyznają, ale też po to, by korzystać ze wspólnotowych przywilejów, które członkostwo w tych instytucjach daje. Dlatego krytykowanie tych instytucji za to, że oczekują, że będziemy stosować się do naszych własnych zobowiązań, jest nie na miejscu.
Coś dla nas ta kolejna debata oznacza?
Czy to coś znaczy? Znaczy. Unia Europejska przez działania takie jak Polski staje się słabsza. Bo jej siłą jest jedność, wspólnota. Jeśli jej członkowie odwracają się do niej plecami, ta wspólnota traci. Ale tracą przede wszystkim jej państwa członkowskie. Wyzwania, przed jakimi stoi dziś świat – wyzwania związane ze starzeniem się społeczeństwa, globalnym ociepleniem, nowymi zagrożeniami hybrydowymi, terroryzmem dżihadystycznym, uchodźcami, zapędami mocarstwowymi Rosji, a także problemami gospodarczymi – przerastają możliwości jednego kraju. Przerastają też możliwości grup państw, tak jak na przykład Grupy Wyszehradzkiej. Dlatego zamiast krytykować Unię, moim zdaniem, Polska i inne zbuntowane nastolatki Europy powinny szukać konstruktywnych rozwiązań i współpracy i przestać zrzucać wszystko, co złe, na Brukselę. Bo Unia Europejska to MY. A nie jacyś ONI, czyhający na naszą suwerenność i wolność. Unia od początku była naszym wyborem.
Zdjęcie główne: Frans Timmermans, EPA/OLIVIER HOSLET Dostawca: PAP/EPA