To, co zdarzyło się ostatnio z panią Pawłowicz, to ostateczne domknięcie arogancji władzy. Powstała nowa nomenklatura w Polsce, która już się nie kryje z tym, że jedyne, co ich spaja, to – jak w sztuce Bogusława Schaeffera – „nie patrz w dal, wal po szmal” – mówi nam dr Mirosław Oczkoś, ekspert od marketingu politycznego. I dodaje: – Podejrzewam, że Budce i Trzaskowskiemu udało się włożyć kij w mrowisko i powstała obawa, że zaraz Platforma dostanie defibrylator i ożyje. Czy tak będzie, nie wiem, bo to był na razie pierwszy symptom, ale ci wszyscy, którzy złożyli już Platformę do grobu, zrobili to chyba przedwcześnie.

JUSTYNA KOĆ: Sędzia Trybunału Przyłębskiej Krystyna Pawłowicz odpoczywała w hotelu, co wicemarszałek Terlecki skomentował, że „sędziowie mają specjalne uprawnienia”, wcześniej był zdziwiony, że takie wyjazdy są zabronione. Kolejny marketingowy strzał w stopę, czy i tym razem rozejdzie się po kościach?

Mirosław Oczkoś

MIROSŁAW OCZKOŚ: Tego nie wiem, natomiast to, co zdarzyło się ostatnio z panią Pawłowicz, to ostateczne domknięcie arogancji władzy. Powstała nowa nomenklatura w Polsce, która już się nie kryje z tym, że jedyne, co ich spaja, to – jak w sztuce Bogusława Schaeffera – „nie patrz w dal, wal po szmal”. W normalnej sytuacji oznaczałoby to koniec rządzącego układu, nie tylko w Polsce. Nawet jak są ciężkie dyktatury, a my mamy raczej dyktaturkę z tekturki, to

władza jest jedynym spoiwem, który scala polityków z pierwszych stron. Tych, którzy są w dalszych szeregach, spaja zysk, korzyści.

Najstarsi badacze historii mówią, że w najlepszych czasach PRL, kiedy bogacono się za Gierka, to nomenklatura nie eksponowała tak bardzo swojego bogactwa. My zdążyliśmy się niestety przyzwyczaić do pleców pana marszałka Terleckiego, chamskiego zachowania wykładowcy UJ. Dziennikarze zdążyli się przyzwyczaić, że na konferencjach prasowych nie ma pytań lub jest jedno z redakcji, ale to władza decyduje, na jaki temat.

Reklama

Rządzący szykują nowy podatek od reklam. To pomysł na wywarcie ekonomicznej presji na niezależne media w Polsce?
Jarosław Kaczyński chce założyć kaganiec na media. Ta ustawa jest naprawdę groźna. Media publiczne to dziś komórka propagandowa partii władzy, mogą się zarzekać, że nie, wystarczy spojrzeć dziś na komentarze w TVP – za zasypaną śniegiem Warszawę odpowiada Trzaskowski i PO, bo „powinni zlikwidować śnieg w Warszawie, a nie TVP”. Przyznam, że

jeżeli tak ma wyglądać państwowa telewizja, z naszych podatków, to ja też chce jej likwidacji. Niech partyjni działacze sami płacą za swoją propagandową tubę.

Jak zbierze się to w całość, czyli pani Emilewicz z synami na nartach, posłowie PiS-u na zagranicznych wczasach, pani Pawłowicz w spa, to mamy jak na dłoni obraz władzy, która przestała się liczyć ze społeczeństwem, a do tego potrzebuje ograniczyć niezależne media. Gdy wszystko będzie pod kontrolą rządzących, to nie będzie takich problemów, jak ujawnienie sprawy spa Pawłowicz czy nart Emilewicz.

Mamy kolejny kryzys w Zjednoczonej Prawicy. Jak mocny?
Rzeczywiście znowu mocno tam trzeszczy. Ta walka wywołana została wcale nie przez wysokiego Jarosława, tylko niskiego, który zamierza się zemścić za to, że Gowin przeciwstawił mu się w kwestii wyborów kopertowych. Znowu jesteśmy w kuriozalnej sytuacji, gdzie wicepremier ds. bezpieczeństwa, w czasach pandemii i protestów na ulicach, zajmuje się osobistą wendettą, czyli robi to, co lubi najbardziej.

Plus protesty na ulicach, kryzys covidowy i szczepionkowy, gospodarka w stanie przedzawałowym i wszystko jakoś dalej się toczy…
Pytanie, jaka jest wyporność młodych ludzi, bo chyba wielu starszych pogodziło się nie z tym, jak jest, tylko z przeświadczeniem, że nic nie mogą zrobić.

Może to da ludziom do myślenia, kiedy krytykują szeroko rozumianą opozycję, w jakiej trudnej sytuacji ta opozycja się znajduje, nie mając w zasadzie żadnej szansy na przepchnięcie czy zablokowanie jakiejkolwiek ustawy. Spowolnienie może następować w Senacie, ale wszystko to, co wymyślił, naprawił Senat, i tak jest odrzucane.

Wisienką na torcie jest człowiek, który pełni obowiązki prezydenta i jest długopisem władzy. To obraz beznadziei, do której doszliśmy w pięć lat. To wszystko przekłada się na wszelkie inne kwestie, np. mamy pierwszego premiera bankowca, który jest milionerem. W Polsce chyba nie było jeszcze premiera-milionera, i to jeszcze w wersji, że nie wiemy dokładnie, ile ma majątku, bo miliony przepisał na żonę. Słowem, model wschodni rządzi w Polsce.

Czytałem ostatnio, że ktoś wyliczył, że dom premiera Kaczyńskiego ochrania więcej funkcjonariuszy i sprzętu, niż było użyte podczas obrony Westerplatte, i nikt nie ma problemu, nie wygląda na skonfundowanego, tylko wręcz przeciwnie. Jedyna, która przeprosiła, to była pani Emilewicz, ale to była klasyczna strategia PR – przeprosić i zaatakować.

Wydaje mi się, że jesteśmy na granicy zmiany premiera i nie chodzi tu o jakieś przesilenie, tylko Mateusz Morawiecki zostanie zderzakiem do wymiany, aby zyskać oddech.

Pytanie, czy rząd ma ciągle większość. Bielan spotkał się z Kaczyńskim na Nowogrodzkiej, gdzie podobno przekonywał, że „większości parlamentarnej teraz nic nie zagraża, mimo oczywistych sporów”. Przypomniały mi się słowa Margaret Thatcher o byciu damą…
Co do pana Bielana, to skoro jest taki prawy i sprawiedliwy, to czemu rok, dwa lata temu nie mówił głośno, że coś jest nie tak i że trzeba wybrać prezesa? Kaczyński próbował już przejąć Porozumienie, wtedy prezesem miała zostać pani Emilewicz, ale się nie udało. Teraz siłowo próbuje się wmówić, że prezesem jest pan Bielan, który ma fantastyczne doświadczenie w rozsadzaniu partii od środka, że przypomnę tylko historię z PJN. To brutalna walka polityczna o władzę. Na szczęście jeszcze na 100 proc. nie włączył się w to Zbigniew Ziobro, choć oczywiście już zapowiedział, że nie poprze unijnego budżetu. Ta rozgrywka zatem jeszcze przed Jarosławem Kaczyńskim, ale do tego czasu on musi wyczyścić sobie przedpole.

Jak ocenia pan pomysł Koalicji 276?
Z punktu widzenia marketingu politycznego oceniam to dobrze, bo jest to rodzaj kotwicy, bo żyjemy w czasach „skrótowych”. Czy coś z tego będzie, to się okaże, ale sama kotwica w stylu „Czas na zmianę” i „Koalicja 276” konstruuje ludzi. Kilka lat temu dziwiono się, że jak można grać, że „Polska jest w ruinie”, skoro wszyscy widzą, że nie jest, a okazało się, że to świetnie zadziałało. PO w ostatnich latach dała wmówić sobie i społeczeństwu, że za czasów PO było 8 lat czarnej dziury, to teraz każdy ruch do przodu powinien przynieść jej oddech. Wizerunkowo to wszystko zostało dobrze przedstawione, politycznie pewnie można było to zrobić lepiej. Paradoksalnie po Budce i Trzaskowskim nie spodziewano się tego, raczej wieszczono im niemalże śmierć polityczną.

Działania polityczne można oceniać po reakcji wrogów i przeciwników. Jeżeli nie ma reakcji, to znaczy, że inicjatywa nie jest zagrażająca. Tu odzew był ogromny.

Od razu polityczni partnerzy przyczepili się do użytego loga ich partii albo że zaproszenie nie przyszło tak jak powinno. Po kilku dniach w mediach prawicowych mamy histerię, jak to PO strasznie spostponowała przyszłych koalicjantów i że sama się zaorała. To skoro tak, to szkoda wierszówki, bo jeżeli to jest bez znaczenia, to po co o tym tyle pisać i mówić.

Podejrzewam, że Budce i Trzaskowskiemu udało się włożyć kij w mrowisko i powstała obawa, że zaraz Platforma dostanie defibrylator i ożyje. Czy tak będzie, nie wiem, bo to był na razie pierwszy symptom, ale ci wszyscy, którzy złożyli już Platformę do grobu, zrobili to chyba przedwcześnie.


Zdjęcie główne: Ryszard Terlecki, Jarosław Kaczyński, Jarosław Gowin, Fot. Flickr/Kancelaria Sejmu/Łukasz Błasikiewicz, licencja Creative Commons; zdjęcie w tekście: Mirosław Oczkoś, Fot. Flickr/Fryta 73, licencja Creative Commons

Reklama