Już teraz powinniśmy być świadomi tego, że pieniędzy będzie mniej. Wyliczenia są różne, ale mowa jest o ok. 20 mld euro w perspektywie siedmioletniej – mówi nam dr Kamil Zajączkowski, europeista z Uniwersytetu Warszawskiego

KAMILA TERPIAŁ: Wszyscy komisarze opowiedzieli się za wprowadzeniem mechanizmu uzależniania wypłaty funduszy UE od praworządności w państwach członkowskich. To pogrożenie palcem Polsce?

DR KAMIL ZAJĄCZKOWSKI: Nie stawiałbym sprawy w takim kontekście. Ta decyzja w jakimś stopniu oznacza, że Komisja Europejska chce kontrolować to, w jaki sposób wydawane są unijne pieniądze, w jaki sposób następują przepływy finansowe, ale także odnieść się do tego, co dzieje się w Europie Środkowej.

Kwestia praworządności to nie jest tylko sprawa Polski, ale także na przykład Węgier. Ta decyzja może też świadczyć o tym, że cały czas jest podział na “nową” i “starą” Europę. Po ponad 10 latach ten podział niestety znowu wraca do dyskursu publicznego i politycznego.

Sprawa jest już przesądzona? Możemy stracić unijne dotacje?
To na razie jest decyzja komisarzy. Ale jeżeli komisarze popierają wiązanie praworządności z decyzjami odnośnie funduszy, to taka będzie zapewne też propozycja, która zostanie położona na negocjacyjnym stole. Czy zostanie zaakceptowana przez przywódców unijnych krajów? Myślę, że mogą się nie zgodzić na aż tak silne powiązanie. Ważne jest to, jaka będzie konkretna propozycja, jak będzie wyglądać i czego będzie dotyczyć. W rozmowach nieoficjalnych mówiło się, że przede wszystkim może chodzić o korupcję, która jest dużym problemem w Rumunii i Bułgarii, pojawia się także na Węgrzech. Na razie jest za wiele niewiadomych.

Reklama

Praworządność jest hasłem, ale nie wiemy, co będzie się za tym kryło.

2 maja zaprezentowany zostanie przez KE projekt unijnego budżetu. I dopiero wtedy zaczynają się prawdziwe negocjacje?
Z doświadczenia wiemy, że pierwotne propozycje są modyfikowane przez przywódców państw członkowskich. Nigdy nie zdarzyło się tak, żeby to, co przedstawia KE, w całości zostało przyjęte przez Radę Europejską. To będą mozolne, wielomiesięczne negocjacje państw członkowskich. Zapewne będziemy mieli do czynienia z kilkoma nadzwyczajnymi szczytami Rady Europejskiej. Plan jest taki, żeby z zatwierdzeniem budżetu zdążyć przed wyborami do PE, ale jestem w tej sprawie sceptyczny.

Myślę, że budżet zostanie zaakceptowany i przyjęty już po przyszłorocznych wyborach. Ostatni raz negocjacje trwały ok. 17 miesięcy.

Już wiadomo, że do podziału i tak będzie mniej pieniędzy. Dlaczego?
Wpływa na to kilka bardzo ważnych czynników. Brexit kosztuje; mamy wydatki, które do tej pory nie były znaczące, na przykład wspólna polityka bezpieczeństwa i obrony; dodatkowe pieniądze zostaną przeznaczone także na ochronę granic zewnętrznych. Mamy też kwestię migracji. Dochodzą jeszcze sprawy polityczno-strategiczne. UE będzie chciała w większym stopniu dofinansować region Bałkanów. To wszystko spowoduje, że dla Polski i Europy Środkowej będzie relatywnie mniej pieniędzy niż do tej pory. Poza tym Polska w ciągu ostatnich 7 lat bardzo się wzbogaciła, co też jest przesłanką do tego, aby przeznaczyć mniej pieniędzy z funduszy europejskich. Już teraz powinniśmy być świadomi tego, że pieniędzy będzie mniej. Wyliczenia są różne, ale mowa jest o ok. 20 mld euro w perspektywie siedmioletniej.

Jest jeszcze jedna kwestia –

pieniądze, które dostaniemy, i tak będzie trudniej wykorzystać. Chodzi tu o kwestie techniczne. Zasady wydawania pieniędzy będą bardziej zaostrzone. Urzędnicy w Brukseli przygotowują je już od kilkunastu miesięcy. UE chce wydawać pieniądze w sposób bardziej spójny, efektywny i konkurencyjny. I to będzie kolejne wyzwanie.

Politycy opozycji mówią wprost: jesteśmy osamotnieni i dużo trudniej będzie nam negocjować. Skoro jesteśmy problemem dla Europy, to jak chcemy uzyskać niezbędne podczas negocjacji budżetowych wsparcie innych rządów?
Bardzo ważne będą decyzje, które będą zapadały w ciągu kilku miesięcy. Dlatego ciekawe jest to, jak zachowa się obóz rządzący i MSZ. Czy będzie jakaś skłonność do kompromisu? Nawet jeżeli mogliśmy to zaobserwować w ciągu ostatnich kilku tygodni, to nie wiadomo, jak długo się taki stan rzeczy utrzyma i czy za werbalnymi deklaracjami pójdą także czyny.

Europoseł PO Jan Olbrycht, który jest negocjatorem ram budżetowych z ramienia PE, mówi, że nie czuje żadnego wsparcia polskiego rządu.

Dobrze byłoby, gdyby polski rząd zaczął współpracować z posłami opozycji w tej sprawie. Także dlatego, że to są osoby, które piastują ważne stanowiska w unijnych strukturach.

Ważne byłoby, żeby w tej sprawie stworzyć jeden wspólny front, poza widocznymi różnicami. Im silniejsza reprezentacja, tym lepiej. To będzie inny budżet od tych, które do tej pory UE przyjmowała. To będą bardzo trudne negocjacje. Nie oszukujmy się, każde państwo będzie myślało przede wszystkim o sobie i walczyło o jak największe pieniądze dla siebie. Dlatego dobrze byłoby, aby konflikt na linii KE-polski rząd w najbliższym czasie został złagodzony.


Zdjęcie główne: Fot. Flickr/European Parliament, licencja Creative Commons

Reklama

Comments are closed.