Żarty się skończyły. Żeby wygrać z PiS-em, warto pokusić się o poszerzenie Koalicji Obywatelskiej. Jestem zwolennikiem takiego działania i pokazania, że możemy pokonać PiS, bo w innym przypadku głosy się podzielą – mówi w rozmowie z nami Dariusz Joński z Inicjatywy Polskiej, były poseł Sojuszu Lewicy Demokratycznej. – Lewica wygląda dzisiaj niestety jak prawica lat 90. Także dlatego zdecydowałem o poparciu Hanny Zdanowskiej i uczestnictwie w dużym, opozycyjnym bloku po to, aby powstrzymać PiS. Serce krwawi, kiedy widzę, że kandydatami na prezydenta są Piotr Ikonowicz, Piotrek Guział, Jan Śpiewak i Andrzej Rozenek. Ale sondaże pokazują, że ci kandydaci mają od 1 do 4 procent poparcia, a z takim poparciem trudno coś zdziałać w polityce – dodaje.

KAMILA TERPIAŁ: Hanna Zdanowska jest dobrym prezydentem Łodzi?
DARIUSZ JOŃSKI: Ostatni raz publicznie wystąpiłem z Hanną Zdanowską 8 lat temu podczas słynnej debaty prezydenckiej. Od tamtego czasu różnie nasza współpraca wyglądała, bo mieliśmy różne wizje rozwoju miasta. Ale są takie momenty, kiedy trzeba łączyć siły, i takie projekty programowe, które łączą niczym most. Takie mosty trzeba budować i nam się to udało. Hanna Zdanowska zaakceptowała dwa projekty, o które Inicjatywa Polska walczyła przez ostatnie kilka miesięcy – dzieciaki bez biletów i darmowe obiady w szkołach. W poniedziałek mieliśmy w tej sprawie do przekazania dobrą informację.

Poparcie Hanny Zdanowskiej było trudną decyzją?
Powiedziałem, że zagłosuję na Hannę Zdanowską z dwóch powodów. Pierwszy to porozumienie programowe, a drugi to konieczność powstrzymania PiS-u.

W 2010 roku byłem inicjatorem odwołania prezydenta Jerzego Kropiwnickiego z prawicy, wtedy PO mnie poparła i się udało. To było symboliczne, dlatego teraz znowu łączymy siły, aby w Łodzi powstrzymać prawicę. W Polsce można wygrać z PiS-em, ale rozmawiając ze sobą i łącząc siły, mówiąc też o wspólnym programie. Łódź pokazała, że jest to możliwe.

Dlatego też Inicjatywa Polska negocjuje z Koalicją Obywatelską?
W sobotę powołaliśmy 3-osobowy zespół, który do środy negocjuje podstawy programowe, które byłyby podstawą do zawarcia koalicji na poziomie sejmików. Żarty się skończyły. Żeby wygrać z PiS-em, na początku na tym poziomie, warto pokusić się o poszerzenie Koalicji Obywatelskiej. Jestem zwolennikiem takiego działania i pokazania, że możemy pokonać PiS, bo w innym przypadku głosy się podzielą.

Reklama

Będziecie razem tylko w sejmikach, czy też w miastach? Pytam o wspólnych kandydatów na prezydentów miast.
Jest kilka miast, w których popieramy kandydatów Koalicji Obywatelskiej. Ostatni przykład to Bydgoszcz.

Rozmawiamy na poziomie sejmików, ale oczywiście są też miasta, gdzie nasi członkowie zawierają koalicje i to też jest bardzo dobry prognostyk. To jest sposób na pokonanie PiS-u.

A Warszawa? W stolicy macie swojego kandydata, a lewica ma ich kilku…
Serce krwawi, kiedy widzę, że kandydatami na prezydenta są Piotr Ikonowicz, Piotrek Guział, Jan Śpiewak i Andrzej Rozenek. Ale sondaże pokazują, że ci kandydaci mają od 1 do 4 procent poparcia, a z takim poparciem trudno coś zdziałać w polityce. Nie udało się na wybory samorządowe zbudować jednej, silnej lewicowej listy – i mówię to z przykrością.

Trzy listy do sejmików będą sobie tylko wzajemnie zabierać głosy i nic dobrego to nie wróży. Jak widać, nikt nie wyciągnął wniosków po klęsce lewicy w 2015 roku. To smutne.

Smuci pana też zapowiedź Roberta Biedronia, że nie chce już być prezydentem Słupska, za to chce stworzyć nową inicjatywę polityczną?
Robert Biedroń zdecydował, że odpuszcza wybory samorządowe i przygotowuje się już do wyborów europejskich. Uważam, że wybory samorządowe są bardzo istotne i trzeba spróbować wspólnie zatrzymać PiS. Nie wiem, jak będzie wyglądała ta nowa formuła. Życzę Robertowi Biedroniowi, żeby udało mu się zjednoczyć Włodzimierza Czarzastego z Adrianem Zandbergiem.

Kogo? Chyba się przesłyszałam…
Przez ostatnie miesiące słuchałem, co panowie mają na swój temat do powiedzenia i nie jest to nic miłego. Ale

projekt lewicowy ma szansę tylko wtedy, gdy będzie to jedna formuła. Na  chwilę nie widzę takiej możliwości, także dlatego, że zbyt blisko poznałem tych wszystkich ludzi.

Lewica wygląda dzisiaj niestety jak prawica lat 90. Także dlatego zdecydowałem o poparciu Hanny Zdanowskiej i uczestnictwie w dużym, opozycyjnym bloku po to, aby powstrzymać PiS.

Nie porwał pana entuzjazm Roberta Biedronia i zapowiedź, że to on zmieni polską politykę”?
Podziwiam to, co robi Robert Biedroń, znam go, bardzo lubię i szanuję. Ale niestety odpuścił wybory samorządowe, a teraz to one są najważniejsze. A co będzie po wyborach samorządowych? Przyjdzie czas, żeby o tym pomyśleć.

Co się stało z “ludźmi lewicy”? Ma pan z nimi kontakt?
Kontakt cały czas mam… Ale

każdy wychwala tylko swojego lidera albo liderkę i mało kto poważnie myśli o tym, że żarty się skończyły. Wydaje mi się, że gdyby nad tym środowiskiem zawisł bat w postaci zawetowanej przez prezydenta – mimo wszystko na szczęście zawetowanej – nowelizacji ordynacji wyborczej do Parlamentu Europejskiego, to może wszyscy poszliby po rozum do głowy i stworzyli jedną lewicową listę. Ale w tej chwili nie widzę szansy, aby wszyscy usiedli przy jednym stole.

Przeciwko siadaniu przy jednym stole z Koalicją Obywatelską są nawet niektórzy członkowie Inicjatywy Polskiej. Nie wyobrażam sobie, że moi wyborcy i wyborczynie w pakiecie ze mną dostają Grzegorza Schetynę. Tworzenie jakichkolwiek sojuszy z Koalicją Obywatelską zabija demokrację, zabija różnorodność – mówiła Paulina Piechna-Więckiewicz. Dyskusja cały czas się toczy?
Tak, dlatego chcemy podjąć uchwałę o współpracy na poziomie sejmików wojewódzkich. Na poziomie miast powstały już różne inne koalicje. Ale na przykład w Warszawie poparcie dla pana Jana Śpiewaka oscyluje w granicach 3 punktów procentowych. Nie oszukujmy się, to niewiele.

Czyli będzie pan namawiał do poparcia Rafała Trzaskowskiego?
Rozmawiamy i będziemy jeszcze rozmawiać o różnych wątkach. Nie chcę wyprzedzać zdarzeń i decyzji.

Nie jestem mieszkańcem Warszawy, ale wiem, że trzeba zrobić wszystko, żeby w tym mieście nie wygrał PiS. Można pójść po rozum do głowy, ale to wymaga wielu działań. Ja jeszcze mam nadzieję.

To pan namawiał Barbarę Nowacką do podjęcia rozmów z PO i Nowoczesną?
Nie ukrywam tego, jestem zwolennikiem rozmowy z Koalicją Obywatelską. Gdyby dzisiaj Jarosław Kaczyński był w opozycji, to robiłby wszystko, aby ją zjednoczyć. W ostatnich wyborach zdobyłem 25 tys. głosów, a Barbara Nowacka prawie 70 tys., czyli we dwójkę zdobyliśmy 10 proc. głosów całej lewicowej listy. Nie dostaliśmy się do parlamentu, bo koalicja nie przekroczyła 8 proc., co oznacza, że wszystkie nasze głosy zostały przekazane ugrupowaniu, które wygrało, czyli PiS-owi. Nie chcę, aby jeszcze kiedykolwiek moje głosy zostały przekazane na Prawo i Sprawiedliwość. Dlatego chcę być członkiem realnego bloku, który ma szansę powstrzymać PiS.

Poza tym ludzie na ulicy często pytają mnie: co zrobicie, żeby zatrzymać PiS? Za każdym razem mówię, że muszą iść zagłosować, a na kogo – ogłosimy niebawem. I powtarzam, że tylko duży, liczący się podmiot ma szansę wygrać z partią rządzącą.

Będzie pan jedynką KO w wyborach do sejmiku w Łodzi?
Decyzję ogłoszę w czwartek na konferencji prasowej. Ale przyznam, że rozważam kandydowanie z list Koalicji Obywatelskiej.

Boi się pan, że PiS sfałszuje wybory samorządowe?
Jest takie zagrożenie, także dlatego, że opozycja do tych wyborów idzie podzielona. PiS jest w bloku zjednoczonej prawicy i może tym zyskiwać. Dlatego potrzeba ogromnej determinacji wszystkich, polityków i obywateli.

Wszystkie badania pokazują, że im większa frekwencja, tym większa szansa na pokonanie Prawa i Sprawiedliwości. Dlatego powinniśmy zrobić także oddolną akcję, która będzie zachęcać do wzięcia udziału w wyborach.

Ale to, co robią politycy, chociażby lewicy, ludzi raczej nie zachęca.
Jak rozmawiam z ludźmi, to często proszą mnie, abyśmy byli w stanie wznieść się ponad podziały. Są takie nadzwyczajne momenty, w których ludzie oczekują od polityków, że zrobią krok do tyłu, odłożą na bok ambicje i połączą siły. Wydaje mi się, że to jest właśnie taki moment.

W ostatnich latach nie było atmosfery sprzyjającej wspólnemu działaniu, ale czasy się zmieniły. Czuję, że ludzie chcą, żeby politycy zjednoczyli siły.

Rozumie pan tych, którzy boją się takiego zjednoczenia?
Są obawy, że taka współpraca doprowadzi do rozmycia programowego i ideowego. Przykład Inicjatywy Polskiej pokazuje, że jako stowarzyszenie potrafiliśmy zebrać podpisy pod inicjatywami obywatelskimi i wejść z nimi do Sejmu. Lewicę ma się w sercu. Nie muszę być w tej czy innej partii lewicowej, żeby działać dla lewicy. Poza tym myślę, że takiego porozumienia naprawdę boi się Jarosław Kaczyński.

Zjednoczona opozycja powinna iść razem także do wyborów parlamentarnych?
Uważam, że takie porozumienie powinno przetrwać także do kolejnych wyborów.

Ludzie też chcieliby pewnej stabilizacji. Dlatego, jeżeli uda się porozumieć w sferze programowej, to nie powinno to być porozumienie tylko na 50 dni.

Co jest teraz największym zagrożeniem? Trzeba odsunąć PiS od władzy, bo…?
Zawłaszcza nasz kraj na każdym poziomie. PiS robi to krok po kroku. A właściwie robi to jeden człowiek, który zresztą nie sprawuje żadnej funkcji w tym kraju.

Ostatnio przeraziłam się, jak obejrzałam filmik w Internecie, na którym pani związana z obozem władzy policzkuje demonstrantkę domagającą się przestrzegania konstytucji. A nie słychać ze strony rządzących potępienia. W grę zaczyna wchodzić argument siły. To niepokojący sygnał?
Tak. Niezabranie głosu przez rządzących jest jednocześnie przyzwoleniem do takich działań. Premier, wojewoda czy minister powinien zabrać głos i przeprosić. Obawiam się, że właśnie dlatego takie sytuacje mogą się powtarzać. Jak słucha się albo ogląda media publiczne, to widać wyraźnie, że zwolennicy partii rządzącej są coraz bardziej zuchwali i chyba są gotowi na wiele. Jeżeli coś się w Polsce wydarzy, to odpowiedzialni za to będą rządzący.


Zdjęcie główne: Dariusz Joński, Fot. Adrian Grycuk, licencja Wikimedia Commons

Reklama