Doszliśmy w Polsce do sytuacji patologicznej, w której nie ma organu, który mógłby sprawę w tej chwili obiektywnie wyjaśnić. Szefem prokuratorów jest Zbigniew Ziobro, czyli osoba zależna od Jarosława Kaczyńskiego, którą on jednym ruchem może pozbawić funkcji ministra. Koordynatorem służb specjalnych jest Mariusz Kamiński, wiceprezes PiS-u. Szef ABW oraz szef CBA to ludzie, którzy kiedyś pracowali dla spółki Srebrna. Do tego dochodzi większość parlamentarna, bez zgody której nie ma szans na powołanie komisji śledczej – mówi w rozmowie z nami Borys Budka, były minister sprawiedliwości.

KAMILA TERPIAŁ: W wywiadzie dla tygodnika “Sieci” Jarosław Kaczyński zapewnia, że prowadzone przez niego negocjacje biznesowe były zgodne z prawem. Przekonał pana?

BORYS BUDKA:
Taki przekaz kierowany jest tylko do najtwardszego elektoratu PiS-u. Jeśli Jarosław Kaczyński byłby pewny swych racji, to wystąpiłby na konferencji prasowej i odpowiedział na pytania. Samo zapewnianie, że nic się nie stało, nie rozwieje szeregu wątpliwości. Co więcej, rodzi uzasadnione pytania co do rzeczywistych intencji prezesa PiS.

“Poseł i szef partii ma prawo być szefem rady fundacji, czyli de facto rady nadzorczej. Było to jasno przedstawiane we wszystkich moich oświadczeniach majątkowych. (…) Nie ma żadnych relacji finansowych pomiędzy fundacją a partią” – zapewnia prezes PiS-u. Chodzi o Instytut im. Lecha Kaczyńskiego, który jest właścicielem spółki Srebrna. W związku z tym prowadził działalność gospodarczą, czy nie?
Ale przecież Jarosław Kaczyński prowadził rozmowy nie w imieniu fundacji Instytutu im. Lecha Kaczyńskiego, ale w imieniu spółki Srebrna. To całkowicie inny podmiot. Kaczyński nie jest członkiem organów spółki „Srebrna” i nie ma z nią formalnych związków. Nie można więc robić skrótu myślowego i tłumaczyć, że jeśli ktoś zasiada we władzach właściciela spółki Srebrna (czyli we władzach Instytutu), to automatycznie ma legitymację do tego, aby prowadzić negocjacje w imieniu tej spółki. W dodatku Jarosław Kaczyński jest tylko członkiem rady fundacji Instytutu im. Lecha Kaczyńskiego, a więc jej organu kontrolnego. Formalnie nie może więc nawet reprezentować fundacji. Od tego jest jej zarząd.

Jarosław Kaczyński twierdzi, że robił to z upoważnienia władz spółki.
Czyli sam przyznaje, że skłamał w oświadczeniu majątkowym.

Reklama

W tym dokumencie, pod rygorem odpowiedzialności karnej, należy wskazać, czy jest się pełnomocnikiem lub przedstawicielem w prowadzeniu jakiejkolwiek działalności gospodarczej.

W każdym kolejnym oświadczeniu majątkowym w tym punkcie Kaczyński pisze „nie dotyczy”. A przecież jasno wynika (i z nagrań, i z opublikowanego w poniedziałek wywiadu), że prezes PiS-u negocjował sprawy gospodarcze w imieniu spółki Srebrna, czyli de facto był jej pełnomocnikiem. Nie mógł przecież występować w innej roli. I to dla każdego powinno być oczywiste.

Kto ma stwierdzić, czy prezes PiS-u złamał prawo, skoro CBA odmówiło wszczęcia postępowania sprawdzającego?
Dla mnie oświadczenie CBA w sprawie Jarosława Kaczyńskiego to kompromitacja i dowód na skrajne upolitycznienie tej służby. Doszliśmy w Polsce do sytuacji patologicznej, w której nie ma organu, który mógłby sprawę w tej chwili obiektywnie wyjaśnić. Szefem prokuratorów jest Zbigniew Ziobro, czyli osoba zależna od Jarosława Kaczyńskiego, którą on jednym ruchem może pozbawić funkcji ministra. Koordynatorem służb specjalnych jest Mariusz Kamiński, wiceprezes PiS-u. Szef ABW oraz szef CBA to ludzie, którzy kiedyś pracowali dla spółki Srebrna. Do tego dochodzi większość parlamentarna, bez zgody której nie ma szans na powołanie komisji śledczej.

Doszliśmy do ściany, sytuacji, w której nie ma instytucji niezależnej od głównego “bohatera” afery, która mogłaby ją wyjaśnić.

W takim razie, co dalej?
Jarosław Kaczyński i PiS będą cały czas udawać, że nic się nie stało. Dlatego obecna opozycja ma kolejny bodziec do tego, by wygrać jesienne wybory. By wyjaśnić i tę, i wszystkie inne afery PiS-u, których nie sposób już zliczyć. I obiecuję, że to zrobimy. Nie będzie żadnej taryfy ulgowej dla ludzi, którzy łamią prawo.

Prezes przekonuje, że skoro austriacki biznesmen zwrócił się o pomoc do mecenasa Romana Giertycha, to “taki wybór sugeruje grę polityczną”. Mąż córki jego kuzyna chciał go zniszczyć?
Na miejscu Jarosława Kaczyńskiego bym się wstydził, że bliska rodzina musi szukać dobrych prawników dlatego, że on okazał się nieuczciwym partnerem biznesowym. Tak już jest, że bierze się najlepszych, a Roman Giertych nie raz udowodnił, że jest skuteczny. Poza tym zapewne Gerard Birgfellner zdaje sobie sprawę, jaka w Polsce jest sytuacja polityczna i wie, że jeżeli poszedłby “normalną” drogą, to sprawa ta bez rozgłosu nigdy nie miałaby szansy na wyjaśnienie. Dopiero dzięki niezależnym mediom i znanym prawnikom ujrzała światło dzienne i jest szansa na szczęśliwy – dla niego – finał.

I w tej sprawie Jarosław Kaczyński ma swoją wersję wydarzeń. Twierdzi, że był pod naciskiem moralnym rodziny, ale nie było podstawy prawnej do zapłaty biznesmenowi. W takim razie czym jest przedstawiona przez “Gazetę Wyborczą” faktura?
Widzimy, w jaki sposób Jarosław Kaczyński podchodzi do takich spraw.

Myślę, że tylko dlatego, że to były stosunki pomiędzy członkami rodziny, nie doszło do zawarcia umowy pisemnej. Ale w tym konkretnym przypadku umowa ustna jest tak samo ważna jak pisemna.

Rzecz jasna mogą być problemy dowodowe, które będzie musiał rozstrzygnąć sąd. Tylko przecież sam prezes Kaczyński przekonuje podczas nagranej rozmowy, że zlecenie zostało wykonane, lecz zamiast zapłaty odsyła do sądu. Rodzi się więc pytanie, czy uznawał roszczenia biznesmena, czy też chciał go „wystawić”, przed sądem zeznając, że żadnej umowy nie było. Poza tym przypomnę, że od 2005 roku w Polsce nie ma obowiązku podpisywania faktur. Zatem wiarygodność tego dokumentu oceni sąd, a nie politycy PiS-u. Jeżeli poszlibyśmy dalej taką drogą rozumowania, to politycy PiS nie musieliby płacić zdecydowanej większości rachunków i faktur, bo w praktyce od dawna są one bez podpisów.

PO od początku “sekowała” powstanie dwóch wież przy ulicy Srebrnej? Tak twierdzi prezes PiS-u.
Kompletna bzdura! Przypomnę, że od ponad 3 lat rządzi w Polsce PiS. Mając do dyspozycji wszystkie służby i nadzór prawny nad samorządem, nie wierzę, żeby dopuścił do takiej sytuacji, że jakiś organ bezprawnie blokowałby tę inwestycję. A może po prostu chodziło o to, by wbrew prawu doszło do wybudowania swoistego pomnika dla prezesa, w dodatku takiego, który na wiele lat zapewniłby milionowe zyski, z których mogłyby być utrzymywane osoby związane z PiS? Tylko

jak słyszymy na nagraniach, sam Kaczyński boi się reakcji opinii publicznej, dlatego być może, jak zawsze, winą obarcza Platformę.

A co z mitem Jarosława Kaczyńskiego? On w wywiadzie przekonuje, że nigdy nie ukrywał, że “zna się na gospodarce”.
Cały czas twierdzę, że Jarosław Kaczyński nie zna się na gospodarce. Cała formacja PiS-u to ekonomiczni analfabeci, co pokazują na przykład wyniki spółek Skarbu Państwa czy słynna stadnina koni w Janowie. Jarosław Kaczyński wyznaje doktrynę państwa centralistycznego i ręcznie sterowanej gospodarki, z prymatem państwowej własności. Jest socjalistą, który wierzy w to, że państwo powinno ingerować w każdy proces gospodarczy, a partyjni nominaci zarządzać spółkami. Te taśmy nie zmieniają jednego – nie może być uznawany za dobrego biznesmena, co najwyżej za osobę, która nie budzi zaufania nawet rodziny i musi być nagrywana podczas negocjacji.

“Nie ma przekleństw, nie ma omawiania żadnych nielegalnych działań, nie ma korupcji” – mówi prezes PiS-u, porównując te taśmy z tymi nagranymi w restauracji “Sowa i Przyjaciele”. Nie będą miały wpływu na poparcie dla PiS-u?
Partia będzie miała problem wśród wyborców centrowych, czyli tych, którzy uwierzyli, że polityka w wydaniu PiS może być inna. Ale tzw. żelaznego elektoratu to nie ruszy.

Obawiam się, że oni zaakceptowaliby nawet budowę złotego pomnika Jacka i Placka na środku placu Piłsudskiego.

Kazimierz Kujda, prezesa Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska, który także pojawia się w nagranych rozmowach, oddał się do dyspozycji Jarosława Kaczyńskiego, po tym, jak została ujawniona jego agenturalna przeszłość. Podobno nie wiedział o tym nawet prezes PiS-u. Jak mogło dojść do tak skutecznego zatajenia jego przeszłości?
Nie wierzę w to, że nikt w PiS-ie nie znał przeszłości pana Kujdy. Cała ta formacja znana jest z zamiłowania do grzebania w życiorysach. Wielokrotnie udowodnili, że teczki są dla nich ważne, bo można nimi żonglować. Kolejny raz okazuje się, że są dobrzy i źli komuniści, ubecy i tajni współpracownicy.

W otoczeniu prezesa PiS-u jest przecież kilku funkcjonariuszy PZPR-u, chociażby Stanisław Piotrowicz czy Wojciech Jasiński. Ich Jarosław Kaczyński rozgrzesza, bo zaskarbili sobie jego przychylność. A z drugiej strony PiS bezpardonowo atakuje wielu bohaterów opozycji antykomunistycznej.

Dlaczego Jarosław Kaczyński nie chce teraz rozgrzeszyć Kazimierza Kujdy? Przecież to jeden z jego najbliższych współpracowników.
Ten człowiek już dla Kaczyńskiego swoje zrobił. Być może odnajdzie się gdzie indziej. A prezes stwierdził, że nie opłaca się za niego “ginąć”, chociaż przez długi czas PiS-owi nie przeszkadzała jego przeszłość.

Może to element walki w PiS-ie?
Myślę, że to wyrafinowana gra. Prezes stwierdził, że po prostu bardziej opłaca się go poświęcić.


Zdjęcie główne: Borys Budka, Fot. Flickr/PO, licencja Creative Commons

Reklama