To najlepsza konwencja, jaką widzieliśmy od wielu lat po stronie opozycji. Nie tylko ze względu na formę, ale i treść. Była energia, były konkrety, była też charyzma. Sama Kidawa-Błońska musiała poradzić sobie z wtargnięciem działaczy ekologicznych na scenę m.in. podczas jej przemówienia. Zdaniem ekspertów poradziła sobie bardzo dobrze i jeżeli ktoś zastanawiał się, czy Małgorzata Kidawa-Błońska poradzi sobie z wyzwaniami prezydenta, po konwencji wątpliwości może mieć mniej. – Hasło “kobieta z Ursusa”. To było świetne posunięcie Kidawy. To już nie jest “pani z dworku”. U Kosiniaka-Kamysza mogę pochwalić słowa, że “nie będzie Adrianem”. To też mocne i dobre – mówi nam dr Mirosław Oczkoś

Kobieta z Ursusa

– Wszystko wskazuje na to, że przyszedł czas. Przyszedł czas na to, żeby prezydentem Polski została kobieta z Ursusa – rozpoczęła swoje wystąpienie Małgorzata Kidawa-Błońska. W kilkudziesięciominutowym wystąpieniu zarysowała plan na prezydenturę. Postawiła też diagnozę prezydentury Andrzeja Dudy i rządów PiS-u.

– To, co było w ostatnich latach dumą Polaków, zostało bezpardonowo podeptane. Atak na konstytucję własnego państwa, niszczenie trójpodziału władzy dla przykrycia własnych, ciemnych interesów, kłamstwa i manipulacje, państwo jako prywatny folwark – wymieniała.

Po pierwsze bezpieczeństwo

Kandydatka PO zaprezentowała też filary swojej prezydentury. – Bezpieczeństwo rozumiane bardzo szeroko, obejmujące skuteczną ochronę zdrowia, dobrobyt i przyjazne państwo, przyjazne środowisko, nowoczesną armię i sojusze. Bezpieczeństwo oparte na wartościach i wspólnocie. Polskiej nauce, kulturze – mówiła Małgorzata Kidawa-Błońska.

Reklama

– Jako prezydent Rzeczypospolitej Polskiej będę gwarantem silnej, bezpiecznej Polski w Unii Europejskiej i to jest moje zobowiązanie wobec państwa, waszych wnuków i dzieci. To jest także moje zobowiązanie wobec pokolenia pierwszej Solidarności i jej twórców: Jana Pawła II, Lecha Wałęsy, Tadeusza Mazowieckiego – mówiła Kidawa-Błońska.

Ofensywne państwo PiS

Małgorzata Kidawa-Błońska nie unikała mocnych słów. -Aresztowanie sędziów za to, że wydali wyrok, to dyktatura – odniosła się do zarzutów, jakie prokuratura postawiła sędziemu Igorowi Tulei.

Zanim weszła na scenę przemawiali zaproszeni goście, którzy wyrażali poparcie dla kandydatki PO. Wśród nich ojciec  zamordowanego na komisariacie Igora Stachowiaka i kierowca seicento, który zderzył się z kolumną premier Beaty Szydło – Sebastian Kościelnik. Obaj wyrazili poparcie dla Małgorzaty Kidawy-Błońskiej i rozczarowanie tym, jak działa dziś państwo pod rządami PiS-u. – Nie zderzyłem się z samochodem, zderzyłem się z władzą – mówił Kościelnik.

Kosiniak- Kamysz z żoną

Władysław Kosiniak-Kamysz zainaugurował swoją kampanię wyborczą w Jasionce koło Rzeszowa – w regionie-bastionie PiS.

Konwencja mniej spektakularna, niż PO, ale nie można odmówić sprawności sztabu i energii samemu kandydatowi. Zresztą Kosiniak-Kamysz od dawna ma opinię dobrego mówcy. Show na scenie skradła jednak jego żona, Paulina Kosiniak-Kamysz, która zrobiła prawdziwą furorę, a jej wystąpienie porwało salę.

Trudno nie zauważyć, że na tle Agaty Dudy, która nie zabiera głosu nawet w sprawach, które dotyczą zdrowia i spraw kobiet, Paulina Kosiniak-Kamysz wypadła bardzo dobrze.

Lider ludowców, podobnie jak Kidawa-Błońska, która zapowiedziała 6 proc. PKB na ochronę zdrowia w 2021 roku, duży nacisk postawił na zreformowanie służby zdrowia. – Doprowadzę do prawdziwej zmiany w ochronie zdrowia. Doprowadzę do tego, że system będzie dla pacjenta, a nie pacjent dla systemu – mówił Kosiniak-Kamysz i zapowiedział, że także będzie chciał zwiększenia nakładów na ochronę zdrowia. Chce też uprościć dojście do specjalizacji, zachęcać młodych ludzi do podejmowania studiów na kierunkach medycznych oraz usprawnić dostęp do specjalistycznych badań.

W długim, pond 40-minutowym wystąpieniu mówił też o praworządności, potrzebie dialogu, pomocy młodym, ale też zwiększeniu ochrony dla seniorów.

Zapowiedział też: – Ja z siebie Adriana zrobić nie pozwolę.

JUSTYNA KOĆ: Weekend obfitował w wydarzenia polityczne, ale najważniejsze to chyba konwencja Małgorzaty Kidawy-Błońskiej, której pan jako ekspert od spraw wizerunku doradza, i Władysława Kosiniaka-Kamysza.

Dr Mirosław Oczkoś

DR MIROSŁAW OCZKOŚ: Obie konwencje ewidentnie zaliczam na plus. Zresztą w przemówienia Kamysza było wiele tych samych wątków, co i u Kidawy, zatem diagnoza opozycji jest podobna. Ostatnie dni zdominował koronawirus i wszyscy zastanawiali się, czy w desperacji PiS nie zakaże konwencji. Nie wiadomo, czy PiS miał taki pomysł, ale gdyby to zrobił, to podejrzewam, że ten wirus wykończyłby najszybciej właśnie PiS.

Co do konwencji, to w obu była energie, a tego się nie da zagrać, to albo jest, albo nie. U Kidawy już samo wejście było dobre, z muzyka Maanam i zdjęciem z Korą. U Kosiniaka-Kamysza z kolei to było wejście w amerykańskim stylu, z ujęciami od przodu, tyłu, z tłumem ludzi. Po drugie, to wykorzystanie bardzo aktywne małżonków, i to z doskonałym skutkiem.

To szczególnie wybija się przy obecnej pierwszej damie, która nie zabiera głosu?
I trzeba jasno powiedzieć, że to nie pomaga jej mężowi. W Polsce model pierwszej damy czy dżentelmena nie jest mocno zakorzeniony, ale ludzie się jednak spodziewają, że coś powie. Mieliśmy do tej pory zaledwie kilka pierwszych dam, zatem ludzie dobrze je pamiętają. Przed Agatą Dudą panował model albo matka-Polka – to panie Wałęsowa i Komorowska; szczególnie ta druga była aktywna w działaniach charytatywnych – albo aktywna jak pani Kaczyńska, albo reprezentacyjna jak Jolanta Kwaśniewska. Podobno obecna pierwsza dama też udziela się charytatywnie, ale nikt o tym nie słyszy, a skoro tak, to o tym nie wiemy. Na pewno dobrze by było, gdyby jednak raz na jakiś czas coś powiedziała i dzisiaj to było bardzo wyraźnie widać w zderzeniu Agaty Dudy i Pauliny Kosiniak-Kamysz i Jana Kidawy-Błońskiego.

Rzeczywistość można też oceniać poprzez paski w telewizjach informacyjnych. Po konwencji Andrzeja Dudy na paskach chodził głównie Jarosław Kaczyński, który chwalił prezydenta za jego świetną rodzinę, żonę, córkę i profesorskich rodziców.

Teraz to brzmi jak podwójne szyderstwo. Wtedy wyglądało to nie najlepiej. To chyba miało być ocieplanie wizerunku prezydenta, ale akurat tego pan Duda nie potrzebuje.

Po obu konwencjach posypały się negatywne komentarze na prawicy. Nie wszystkich kandydaci zachwycili.
W PR można ocenić wydarzenie po ilości ataków przeciwników. Jeżeli któryś jest słaby, to przeciwnicy go olewają – oczywiście nie mówię o trollach. Po konwencji Kidawy widać ataki w stylu: za wolno, stoi na żółtym zdjęciu, a to znaczy, że tam nie ma argumentacji.

Pani Kidawie zawsze zarzucano, że kiepsko przemawia, że duka, że z promptera itd. Dziś pokazała, że to nie jest prawda.

Oczywiście wspierała się kartką, ale ostatnie wystąpienie Berniego Sandersa w Stanach Zjednoczonych także było wspierane kartką.

Co zostanie zapamiętane z konwencji, jaki był najważniejszy przekaz?
Na pewno “kobieta z Ursusa”. To było świetne posunięcie Kidawy, przyznaję, że ktoś to bardzo dobrze wymyślił. To już nie jest pani z dworku. U Kosiniaka-Kamysza mogę pochwalić słowa, że “nie będzie Adrianem”. To też mocne i dobre. Oczywiście ekologia, zdrowie, to jasne kwestie.

To też pokazuje, że mamy dwoje kandydatów, którzy w sondażach są wysoko.

Co prawda przegrywają z prezydentem Dudą, ale do końca kampanii zostało 80 dni, to nie jest mało i wiele się może jeszcze zmienić.

Dzisiaj też premier prezentował osiągnięcia na 100 dni rządu. Czy rząd chciał przykryć konwencje opozycji?
Premier Morawiecki osiągnął pułap w wystąpieniach, kiedy sam jest zachwycony swoimi wystąpieniami. Jak ktoś, kto wyszedł ze środowiska bankowego, kostycznego, to premier poczuł się świetnie oklaskiwany przez ludzi, tylko z czasem nie zorientował się, że to nie ludzie, tylko opłacani klakierzy. Całość dość smutna, niczym w PZPR, gdzie same sukcesy, ale sztandar należy wyprowadzić. Podejrzewam, że to miało przykryć konwencje, ale to nie był ten kaliber.

Na konwencji Małgorzaty Kidawy-Błońskiej występowały konkretne osoby, które zderzyły się z aparatem państwa, albo nie dostały pomocy, m.in. ojciec Igora Stachowiaka i Sebastian Kościelnik. Jak pan to ocenia?
To znaczy, że ktoś przepracował przekaz. PO zarzucano przez ostatnie lata, że w zasadzie nie wiadomo, o co im chodzi i po co mają być. Na pewno Kidawie pomaga energia Arłukowicza, pomaga pani marszałek. Sięgnięcie po sztabowców z czasów wygrywania przez Donalda Tuska, czyli po panów Nowaka i Ostachowicza, ewidentnie też pokazuje, że oni wiedzą, jak wygrywać wybory. To, że w pierwszym rzędzie siedzieli młodzi, że sama kandydatka siedziała w głębi, to wszystko pokazuje, że bardzo dokładnie przyjrzano się konwencji Dudy.

Konwencja prezydenta za miliony była pełna baloników, papierków po cukierkach i nic to nie dało, bo dwa razy nie wchodzi się do tej samem rzeki.

Byłem jednym z pierwszych, który 5 lat temu pochwalili konwencję Dudy, oglądałem ją w studiu telewizyjnym TVN 24 i zrobiła na mnie wrażenie. Tylko 5 lat temu nieznany kandydat z 4. czy 5. szeregu był w zupełnie innej sytuacji, niż prezydent, który ma już napisaną jakąś historię, który ma opinię niesamodzielnego. Trudno mu będzie się tego pozbyć. Powielenie tego samego musiało skończyć się nie najlepiej. Być może to casus sztabu Komorowskiego, gdzie wszyscy się bili, aby zostać szefem sztabu, bo wiedzieli, że wygrywają wybory. Może tu jest podobnie.


Zdjęcie główne: Małgorzata Kidawa-Błońska, Fot. Twitter/#KIDAWA2020; zdjęcie w tekście: Mirosław Oczkoś, Fot. Facebook/TVIP

Reklama