Premier Beata Szydło podróżuje do domu wojskowym samolotem transportowym CASA – taką informację podał dziennik “Rzeczpospolita”. Rzecznik rządu informacjom nie zaprzecza, ale też zapewnia, że takie podróże są dozwolone. Tymczasem politycy PO pytają o liczbę i łączne koszty lotów VIP-ów takimi samolotami. Według nich, może dochodzić do marnotrawstwa środków publicznych i naruszania procedur bezpieczeństwa. My pytamy też o przetargi na śmigłowce dla wojska i “średnie” samoloty do przewozu VIP-ów. Czy będą prowadzone w sposób przejrzysty i uczciwy? – Na razie wszystko jest postawione na głowie – ostrzega w rozmowie z wiadomo.co były minister obrony narodowej Bogdan Klich.
Dlaczego i za ile premier lata CASĄ?
10 lutego, w dniu wypadku rządowej kolumny, premier Beata Szydło przyleciała z Warszawy do Krakowa wojskowym samolotem transportowym CASA – informuje “Rzeczpospolita”. Jak twierdzi dziennik, takie loty – z Krakowa do domu pani premier w Brzeszczach – odbywają się co tydzień.
Członkowie rządu mają do dyspozycji samoloty cywilne czarterowane od LOT-u, śmigłowce oraz limuzyny. Dlaczego wykorzystują samoloty wojskowe?
– Odbywanie lotów samolotami wojskowymi, które przecież też kosztują w momencie, w którym rząd płaci za leasing samolotów cywilnych dedykowanych do tego transportu, oznacza po prostu marnotrawstwo i podwójne wydatkowanie środków publicznych – mówi rzecznik prasowy PO Jan Grabiec.
Dlatego politycy PO pytają: jak często i w jakich okolicznościach rząd używa wojskowych samolotów i jakie są koszty tego rodzaju lotów?
Oprócz tego, według posła Platformy Marcina Kierwińskiego, celem wykorzystywania lotów wojskowych może być omijanie procedur bezpieczeństwa. – Wojskowemu pilotowi można po prostu wydać rozkaz. To są ludzie z wielkim doświadczeniem, ale wykonują rozkazy, bo do tego są po prostu przyzwyczajeni, i często te rozkazy może są sprzeczne z procedurami, z zasadami bezpieczeństwa – tłumaczy Kierwiński.
Przetarg na samoloty dla VIP-ów
MON zaprosił spółkę Boeing oraz Lufthansę wspólnie z firmą Glomex do składania ofert w przetargu na “średnie” samoloty do przewozu VIP-ów. Taka informacja pojawiła się w poniedziałek. Czy to rozwiąże problem?
– Nie sądzę – odpowiada poseł Kierwiński. Jak tłumaczy: przecież teraz polskie państwo płaci za leasing embraerów, ale okazuje się, że i tak pani premier lata wojskową CASĄ. Przede wszystkim przetarg musi być transparentny. Ale obawiam się, że w każdej tego typu sprawie jest drugie dno.
Klich: nie rozumiem postępowania MON, wszystko postawione na głowie
Inspektorat Uzbrojenia MON ogłosił też rozpoczęcie negocjacji z trzema wykonawcami, którzy złożyli wstępne oferty na dostawę 16 śmigłowców dla wojska. Są to firmy: Airbus Helicopters, należąca do amerykańskiego koncernu Lockheed Martin, zakłady PZL Mielec oraz WSK “PZL-Świdnik”.
Przypomnijmy, w październiku ubiegłego roku, po trwających rok negocjacjach, rząd zerwał rozmowy z firmą Airbus Helicopters. Oficjalnie dlatego, że śmigłowce Caracal nie odpowiadały interesom ekonomicznym i bezpieczeństwa Polski, a wartość proponowanego offsetu była niższa od oczekiwanej.
Kamila Terpiał: Historia zakupu śmigłowców dla wojska jest długa i wyjątkowo skomplikowana. Na finiszu zerwane negocjacje w sprawie Caracali, później ogłoszony przez ministra obrony narodowej zakup nowych Black Hawków i dopiero teraz rozpisanie nowego przetargu. O co chodzi?
Bogdan Klich: Przetarg w sprawie Caracali był przygotowany według reguł sztuki. Podobnie jak przetarg na zakup systemu obrony przeciwrakietowej. Za to odwołanie przetargu na śmigłowce odbywało się w niejasnych okolicznościach. Podobnie teraz w niejasnych okolicznościach otrzymujemy wzajemnie wykluczające się informacje o tym, jak będą pozyskiwane śmigłowce na potrzeby polskiej armii. Ta niejasność jest niepokojąca, dlatego że powoduje nietransparentność postępowania MON. Dobrze, że jakieś śmigłowce będą kupowane, ale procedury liczą się tak samo jak efekt końcowy. Nie ma państwa prawa bez zachowania procedur.
W tym wypadku procedury nie zostały zachowane?
Tu wszystko jest postawione do góry nogami. Najpierw w październiku ubiegłego roku minister Macierewicz komunikuje, że armia otrzyma kilkanaście Black Hawków, tak jakby przetarg był już rozstrzygnięty. A tymczasem dowiadujemy się, że przetarg na 16 maszyn dla wojska dopiero się rozpoczyna. Żaden minister nie ma prawa zakomunikować wcześniej czegoś, jeżeli postępowanie nie jest zakończone. Wtedy naraża siebie na zarzut braku transparentności i podejrzenia o korupcję. Wystawia się też na strzał tych konkurentów, którzy ten przetarg przegrają. W związku z tym nie rozumiem postępowania MON.
Czy to może być przetarg fikcyjny? Jeżeli na przykład okaże się, że zakupione zostaną właśnie Black Hawki?
Zobaczymy, jak on będzie wyglądał, ale sposób postępowania do tej pory budzi najwyższe obawy. To jest stawianie sprawy na głowie. Taki sposób postępowania świadczy o tym, że władza lekceważy prawo i procedury. Tak naprawdę władza, w tym Ministerstwo Obrony Narodowej, stawia się ponad obowiązującym prawem, a to może się fatalnie skończyć. Dlatego, że obywatele chcą transparentności a poza tym, w żadnym kraju zachodnim nie ma takiego lekceważenia, tam procedury są święte.
Zdjęcie główne: CASA C-295; Wikipedia/Wikimedia Commons