Bo nam nie wypada. Bo standardy. Bo jak będziemy mówili tak jak oni, to się staniemy tacy jak oni. Bo nie powinniśmy być małostkowi. Bo nie jesteśmy politykami. Bo to jest bieżączka, a powinniśmy patrzeć szerzej. Bo nie we wszystkim się mylą. Bo tylko im nadamy rozgłos. Istnieje tysiąc wytłumaczeń, dlaczego liberalno-demokratyczne środowiska nie powinny odpowiadać na prawicową agresję. A czas biegnie i agresja obejmuje coraz to nowe obszary życia.
Logika jest mniej więcej taka: oni są chamami, więc im więcej wolno, a my nie jesteśmy, więc nam wolno mniej. Po latach bezpardonowych i bezwstydnych ataków ze strony polityków PiS i prawicowej publicystyki nastąpiło przyzwyczajenie do agresji. Nikogo już nie dziwi okładka tygodnika, na której widnieje zdjęcie Hanny Gronkiewicz-Waltz i wielki napis “wściekła baba”, ani minister, który w telewizji sypie najcięższymi oskarżeniami nie mając żadnych dowodów, a wszystkich, którzy się z nim nie zgadzają, nazywa łotrami, zdrajcami i zaprzańcami. Nikt się nie oburza. Przyjęło się uważać, że taka już jest uroda PiS-owskich polityków i mediów, że im wolno.
Po latach bezpardonowych i bezwstydnych ataków ze strony polityków PiS i prawicowej publicystyki nastąpiło przyzwyczajenie do agresji.
Pojawiają się nawet eksperci tłumaczący, że po latach rzekomych rządów elit w Polsce wreszcie do głosu doszły szerokie masy i że w związku z tym powinniśmy – no właśnie: co? Uznać, że ta erupcja agresji i podłości jest głosem suwerena? Że vox populi vox dei? Chamstwo, pieniactwo i agresja są przedstawiane jako “głos społeczeństwa”, do którego mamy mieć szacunek, a sami mamy wykazywać powściągliwość niejako w pokucie za to, że III RP rzekomo nie dała głosu milionom ludzi, a nawet wręcz nie dała im szansy i wyobcowała ich, albo po prostu za to, że – jak to określił prof. Marcin Król – “byliśmy głupi”.
Jest w tej postawie jakaś inteligencka fascynacja Edkiem z “Tanga” Mrożka. Jego siłą, zdrową, ludową krzepą, której w powszechnym mniemaniu należą się większe prawa, bo jest oddolna, a zatem ma to być ten mityczny głos Suwerena, na który powołuje się PiS. To nic, że na PiS głosowało tylko 37 proc. biorących udział w wyborach, co przy 50-procentowej frekwencji daje zaledwie niecałe 19 proc. uprawnionych. Skoro jest donośnie, skoro gniew jest przaśny i głośny, to widocznie jest to gniew ludu. A skoro to gniew ludu, to znaczy, że jest słuszny i należy mu się kłaniać.
Poobwieszani orderami nadawanymi niegdyś przez Lecha Kaczyńskiego, a teraz przez Andrzeja Dudę biadolą, że salon spycha ich na margines.
Otóż jest w tym sposobie myślenia zawarta wielka nieprawda. Gniew rzekomego ludu jest w istocie lamentem spasionych na III RP, którzy wiecznie krzyczą, że dzieje im się krzywda. Te same od lat twarze, znane z telewizji i radia wciąż twierdzą, że nie mają dostępu do telewizji i radia. Poobwieszani orderami nadawanymi niegdyś przez Lecha Kaczyńskiego, a teraz przez Andrzeja Dudę biadolą, że salon spycha ich na margines. Prezesi firm i fundacji, redaktorzy naczelni, nie wspominając o posłach, europosłach, senatorach, ministrach i premierach od lat są wśród największych beneficjentów III RP, a cały czas przekonują, że dzieje im się krzywda. Ze swoich gazet, tygodników, radiostacji, telewizji i portali, na których dorobili się majątków, trąbią o swoich najbardziej absurdalnych teoriach i cały czas podkreślają, że nie daje im się prawa głosu. Nie ma większego kłamstwa niż to, że w ostatnich latach byli na marginesie życia społecznego. Wyrażenie “elity III RP” obejmuje to towarzystwo w takim samym stopniu jak Michnika.
Chamstwo to chamstwo. Jeśli pada z ust, które od lat zajmują się rozsiewaniem podłego jadu i łamią standardy przyzwoitości, to nie przestaje być chamstwem. Uzus nie powinien być tu usprawiedliwieniem, gdyż powszechność występowania zjawiska nie może stanowić o jego dopuszczalności. W demokracji nikt nie ma większego prawa niż inni. Tych kilka prostych prawd gdzieś się zagubiło pod naporem krzyku i niepohamowanych oskarżeń.
Płonne są nadzieje, że społeczeństwo samo dostrzeże niedopuszczalność i absurd szaleńczej, furiackiej retoryki, bo jest ona wystarczająco oczywista. Nie. Wynik ubiegłorocznych wyborów dowodzi, że samo nie dostrzeże. Jeśli społeczeństwo widzi, że nikt nie protestuje, skoro nikt nie nazywa agresji agresją, to początkowy szok mija i ludzie dochodzą do wniosku, że agresja to norma. Łamanie standardów zaczyna być odbierane jako nowy standard, dopuszczalny. A to otwiera drzwi do uznania, że przekazywane w ten sposób oskarżenia mogą być prawdziwe, albo przynajmniej że coś w nich jest.
Jeśli społeczeństwo widzi, że nikt nie protestuje, skoro nikt nie nazywa agresji agresją, to początkowy szok mija i ludzie dochodzą do wniosku, że agresja to norma.
Chodzi po prostu o to, żeby nazywać rzeczy po imieniu. Niestety sprawy w naszym kraju zaszły daleko, bardzo daleko, bo przecież trudno znaleźć drugi kraj, w którym czołowym ministrem jest człowiek szerzący paranoiczne teorie. I trzeba pobrudzić sobie ręce, żeby powiedzieć głośno: “To jest chore”. Nie jest to przyjemne i pewnie nie o to chodziło publicystom, którzy rozpoczynając pracę zawodową marzyli o merytorycznej, spokojnej dyskusji. Ale tak się w Polsce porobiło, że właśnie szczucie i furia stały się najważniejszymi zagrożeniami dla demokracji. Jeśli się ich nie zdemaskuje, to nadal będą występowały pod mianem “prawa do wyrażania opinii” i wykorzystując zasady demokracji będą podstępnie tę demokrację rozmontowywać.
Unikanie jednoznacznego opowiedzenia się i stawianie się w dystansie jest gestem kabotyńskim. Pozowaniem na jedynego mądrego, niezacietrzewionego, który nie wdaje się w rozgrywki, jest ponad to itd. Tymczasem kraj pogrąża się w agresji, która ze słownej zaczyna przeobrażać się w fizyczną. Aparat agresji i szczucia, jeśli nie jest hamowany, rozrasta się swobodnie i nabiera pewności, że może wszystko. Bo i tak nikt nie zareaguje.
Zdjęcie główne: facebook.com/pisorgpl
Comments are closed.