Podczas gdy PiS przystąpi do wyborów jako zdeterminowana i pchana zwierzęcym lękiem o własną przyszłość rewolucyjna armia, część opozycji w miękkich papuciach będzie bawić się w przedszkolnym teatrzyku w normalną demokrację i politykę wślizgiwania się do Sejmu. To jest przerażająca krótkowzroczność.
Wciąż bardzo niewiele osób – szczególnie tych, które żyją w informacyjnych bańkach i co tydzień ogłaszają koniec PiS-u – rozumie, jak wiele osiągnął już Jarosław Kaczyński. I jak silny bastion instytucjonalny zbudował. I dlaczego
następne wybory będą dla niego i jego ekipy walką o polityczne życie, a nie zwykłą polityką.
Część opozycji – która też tego nie rozumie – zupełnie nie jest gotowa do tego, by sprostać temu wyzwaniu, bo prawdopodobnie chodzi jej o coś zupełnie innego.
Kaczyński ma już prokuraturę, nawet jeśli rządzi nią Zbigniew Ziobro. Ma podległy sobie Trybunał Konstytucyjny ze swoim odkryciem towarzyskim na czele. Ma jakiś wpływ na Sąd Najwyższy, na neo-KRS, na Państwową Komisję Wyborczą. Ma media publiczne zamienione w bezwzględną pralnię mózgów i propagandową pałkę na opornych.
Szef PiS ma kruchą większość, ale ma także zdolność do dalszego trwania i rządzenia w formule rządu mniejszościowego, jeśli nie przełknie tego, że Paweł Kukiz podjął współpracę z opozycją w sprawie komisji śledczej w Sejmie. Ma swoich ludzi, którzy przeniknęli wszystkie struktury państwa, spółki państwowe i są w nich mocno osadzeni. Ma szkołę, która ma produkować nowych Polaków. Ma (lub miał) Pegasusa, dzięki któremu wie o opozycji więcej, niż opozycja wie o nim (o nich).
Ma nawet prezydenta, który co jakiś czas usiłuje ogłaszać własną emancypację, ale posiada też pamięć o swoim politycznym pochodzeniu, a także poglądy stojące na antypodach liberalnej demokracji czy nowoczesnego państwa prawa. Wreszcie – ma zwierzęcy lęk, afekt, który nie zwodzi i który będzie najsilniejszą motywacją, by wygrać za wszelką cenę. Nawet jeśli miałoby się to stać dzięki jakiemuś „tysiąc plus”.
Kaczyński będzie więc walczył o uniknięcie postawienia przed sądem i skutecznego rozliczenia jego ekipy,
o zachowanie stanowisk, o uwłaszczenie się, o utrwalenie całej struktury systemu, jaki stworzył, o dalsze przeobrażanie szkoły, mediów, państwa w przedłużenie partii. Kaczyński nie będzie już walczył o zbudowanie pomnika ofiar katastrofy smoleńskiej, ani pomnika swojego brata, bo to już osiągnął, tylko o to, by – jak mówił przed laty Teresie Torańskiej – zostać realnym „emerytowanym zbawcą narodu”.
Władza PiS gnije, to fakt. Walka o schedę po prezesie już się rozpoczęła. Najważniejsze figury w partii toczą wojnę pod dywanem. Drożyzna frustruje Polaków, inflacja nie słabnie. Afera inwigilacyjna wprawdzie nie oburza rodaków tak jak powinna, ale będzie mieć w przyszłości poważne konsekwencje. Polski Ład wywołał wielki chaos i niezadowolenie, choć zdaniem niektórych ekspertów to się może jeszcze odwrócić i władza uwiedzie precyzyjnie zdefiniowane grupy wyborcze. Niewątpliwie jednak rządzący są w kryzysie, ale wciąż cieszą się poparciem 30 proc. Polaków.
To nadal zbyt dużo, by mówić o równi pochyłej,
zwłaszcza w kontekście tego, co dzieje się na opozycji. Oprócz Donalda Tuska – który jako jedyny mówi twardo, że najważniejsze jest odsunięcie PiS od władzy, bo to warunek konieczny do tego, by cokolwiek w Polsce zmienić – inni chcą raczej przetrwać, niż zwyciężyć.
Jeden lider śni sen narcyza o 2025 roku i będzie robił wszystko, by nie spaść poniżej magicznej granicy 10 procent. Inny lider potrzebuje tego lidera, by z progu wybić się nad próg. A kolejny lider, choć do tych dwóch nie pasuje, pokochał życie dygnitarza, więc jest gotów jeszcze raz skorzystać ze swego sławetnego cynizmu. Przecież jeśli Kaczyński odklei od siebie Ziobrę, to w przyszłej kadencji da się z nim jakoś rządzić, nieprawdaż?
W tej krótkowzroczności, zapiekłości, egocentryzmie, infantylizmie z horyzontu znika to, co najważniejsze: stawka tej rozgrywki. Jeśli w 2015 roku i cztery lata później rozedrgani alarmiści (tak ludzi walczących o praworządność nazywali symetryści/oportuniści) mówili, że tą stawką jest sama demokracja, to dziś jest nią sama Polska. Dosłownie i w przenośni.
Kronikarz
Zdjęcie główne: Zdjęcie główne: Jarosław Kaczyński w Sejmie, Fot. Flickr/Sejm RP/Krzysztof Białoskórski, licencja Creative Commons