– Pan premier, syn znanego opozycjonisty, poszedł w innym kierunku niż ojciec. Chciałbym tylko przypomnieć premierowi Morawieckiemu, że opozycja w PRL walczyła o to, żeby ludzie mogli się zbierać i protestować przeciwko złej władzy – mówi Jedwabny.

Związkowcy mogą odpowiadać za udział w nielegalnym zgromadzeniu oraz za nieopuszczenie miejsca rozwiązanego zgromadzenia po wezwaniach policji. Wśród związkowców panują buntownicze nastroje i nie zamierzają przyjmować mandatów.

– Nie blokowałem ulicy, chodnika, stałem w kolejce, bo chciałem tylko wejść do biura i spotkać się z nim, miałem informację, że tego dnia się pojawi. Nie przypominam sobie w historii polskiej demokracji takiej sytuacji, żeby nie można było wejść do biura poselskiego. (…) Premier albo ktoś z jego biura powinien nas wpuścić i wysłuchać – tłumaczy Rafał Jedwabny.

Źródło: Gazeta Wyborcza

Reklama
Reklama