Parlament Europejski przyjął kompleksową umową gospodarczo-handlową między UE i Kanadą (CETA). Wbrew rozmaitym opiniom, Europy ani nie zaleją chlorowane kurczaki, ani modyfikowana genetycznie żywność. To wszystko nieścisłości i mity, które z rzeczywistością mają niewiele wspólnego.
Kiedy Belgia wycofała swoje weto w sprawie CETA (Comprehensive Economic and Trade Agreement), zniknęła ostatnia przeszkoda stojąca na drodze do wdrożenia umowy w życie. Pierwszy sprzeciwił się premier Walonii, za nim poszły jeszcze dwa parlamenty – regionu stołecznego Brukseli i mniejszości niemieckiej. Jednak padające zarzuty były już wielokrotnie odpierane przez Komisję Europejską, zaś rzeczywistą przyczyną sporu był konflikt między Flamandami a Walonami, który w Belgii trwa od lat. Przejdźmy do tego, co nas czeka.
CETA zacznie obowiązywać w ograniczonym zakresie – w życie wejdą przepisy dotyczące zniesienia ceł i barier pozataryfowych oraz współpracy regulacyjnej. Z tego będzie póki co wyłączona część dotycząca budzącego wiele wątpliwości systemu arbitrażowego.
Umowę podpisali 30 października 2016 roku premier Kanady Justin Trudeau, przewodniczący Rady Europejskiej Donald Tusk i przewodniczący Komisji Europejskiej Jean-Claude Juncker. W grudniu czeka nas głosowanie Parlamentu Europejskiego nad ratyfikacją umowy, i tutaj sprzeciwu raczej nie ma się co spodziewać. CETA zacznie obowiązywać w ograniczonym zakresie – w życie wejdą przepisy dotyczące zniesienia ceł i barier pozataryfowych oraz współpracy regulacyjnej. Z tego będzie póki co wyłączona część dotycząca budzącego wiele wątpliwości systemu arbitrażowego. Wątpliwości, które w zdecydowanej większości przypadków wynikają, niestety, z niewiedzy.
Choć system sądów arbitrażowych w CETA ma się opierać na założeniach ISDS (Investor-State Dispute Settlement) znanych nam z umowy TTIP (Transatlantic Trade and Investment Partnership), to jednak różni się w kilku, choć kluczowych kwestiach. Obecnie podstawą do wykorzystania mechanizmu sądu arbitrażowego w sytuacji konfliktu na linii państwo – firma jest BIT (Billateral Investment Treaty), których sama tylko Polska podpisała kilkadziesiąt. Są to dwustronne umowy międzypaństwowe, których jednym z elementów jest powoływanie tymczasowych sądów arbitrażowych. Ten system przewiduje powołanie jednorazowego arbitrażu, na który państwo musi się zgodzić. Rzecz w tym, że jest to instrument wadliwy – sprawy ciągną się latami bez większej szansy na sukces którejkolwiek ze stron, zaś arbitrzy nie muszą być sędziami w rozumieniu przepisów prawa. CETA natomiast wprowadza tzw. ICS (Investment Court System), który jest znacznie usprawnionym mechanizmem ISDS. Co w tym przypadku najważniejsze, to rezygnacja z arbitrażu na rzecz sądu.
Sędziowie ICS będą podlegali przepisom sądowym gwarantującym im niezależność od różnych grup nacisku. System zakłada również dwuinstancyjne postępowanie, zatem każda ze stron będzie mogła skorzystać z apelacji.
ICS będzie się składał z sędziów powoływanych przez Kanadę i państwa Unii Europejskiej, ale będą to sędziowie, osoby publicznie znane i z oficjalnym dossier, zaś składy orzekające dobierze się losowo do każdej sprawy. Do tego sędziowie nie będą mogli mieć powiązań z daną firmą w żadnym innym postępowaniu. Mało tego, rządy wciąż posiadają nieodbieralne prawo ustanawiania swoich wewnętrznych przepisów w imię interesu publicznego. A skoro interes publiczny w większości przypadków różni się od interesu korporacyjnego, to ciężko mówić o jakimkolwiek dyktacie korporacji. No i nie jest to ten sam mechanizm, co ISDS. Teraz uwaga – sędziowie ICS będą podlegali przepisom sądowym gwarantującym im niezależność od różnych grup nacisku. System zakłada również dwuinstancyjne postępowanie, zatem każda ze stron będzie mogła skorzystać z apelacji.
Warto dodać, że do systemu ICS będzie miał dostęp cały sektor małych i średnich przedsiębiorstw, co znacznie poprawi ich konkurencyjność na rynku międzynarodowym w stosunku do korporacyjnych molochów. Pamiętajmy też, że inwestorzy mimo wszystko oczekują mechanizmu ochronnego, aby rządy państw przyjmujących np. nie znacjonalizowały majątku, który oni zainwestują w danym kraju, albo nie zakazały wywozu zysków. Obie strony powinny przestrzegać warunków zawieranej umowy.
Rządy państw unijnych w żadnym wypadku nie tracą możliwości stanowienia prawa wewnętrznego, więc wszystkie korporacje chcące inwestować na polskim rynku, będą zobligowane do respektowania naszych rodzimych przepisów. Kluczowe tutaj jest to, że sędziowie ICS zdecydują wyłącznie o interpretacji przepisów CETA, a nie spraw leżących w gestii prawa krajowego.
Jeśli chodzi o bezpieczeństwo żywności, to obowiązują i będą obowiązywać restrykcyjne normy europejskie na każdą żywność sprowadzoną z innych państw.
Jak wiemy, Belgia przystała na CETA już w ubiegłym roku. Sprzeciw premiera Walonii dotyczył przede wszystkim konfliktu na linii Walonia – Flamandia i z samą umową miał niewiele wspólnego. Do tego posługiwał się bezpodstawną argumentacją – CETA nie modyfikuje praw pracowniczych, a sama Kanada, tak jak Polska, jest związana konwencjami Międzynarodowej Organizacji Pracy. Jeśli zaś chodzi o bezpieczeństwo żywności, to obowiązują i będą obowiązywać restrykcyjne normy europejskie na każdą żywność sprowadzoną z innych państw.
W tej umowie nie ma żadnych antypaństwowych kruczków, zaś zniesienie barier celnych to czysty zysk, zarówno dla Kanady, jak i dla całej Unii Europejskiej.
Autor jest szefem gabinetu posła do PE prof. Dariusza Rosatiego i przewodniczącym Stowarzyszenia Młodzi Demokraci w Warszawie
Zdjęcie główne: Parlament Europejski, Flickr, Pietro Naj-Oleari, licencja Creative Commons CC-BY-NC-ND 2.0
Comments are closed.