Ja nikomu nie zabrałem jedynki w Łodzi, nie ja wyszedłem z propozycją, a wręcz przeciwnie. W polityce jest jak w sporcie; jest święte słowo trenera. Zespół wychodzi i może ewentualnie pokazać swoje możliwości, talent, nawet fantazję wychodzącą trochę poza główne założenia trenerskie, ale musi być drużyną. Siła tkwi w jedności – mówi nam Tomasz Zimoch, łódzka jedynka Koalicji Obywatelskiej, dziennikarz sportowy, przez wiele lat związany z Polskim Radiem. Rozmawiamy o tym, dlaczego zdecydował się przejść ze świata sportu do polityki i jakie ma plany na kampanię. Pytamy też, jaki los czeka media publiczne. – Teraz już nabrałem do tego dystansu, ale jeszcze kilka lat temu za Polskie Radio oddałbym serce, duszę, głowę, wszystko. Wydawało mi się, że świat poza radiem nie istnieje. Łatwiej jest mi dzisiaj powiedzieć, że zasiedziały tryb pracy wielu osób też jest pewną przyczyną tego, co się dzieje. Ludzie się boją o utratę miejsca pracy. Najważniejsze, żeby stworzyć dobry program, żeby decydowały umiejętności, zdolności, żeby nie było układu, ale przede wszystkim musi być jasno określona zasada finansowania – podkreśla
JUSTYNA KOĆ: Ciężko było podjąć decyzję, aby przejść ze świata sportu do polityki?
Tomasz Zimoch: Ja w sporcie jestem nadal, a „przejście do polityki” to błędne stwierdzenie, bo przecież to, że ktoś zostaje radnym, samorządowcem, wójtem, burmistrzem, prezydentem miasta nie oznacza, że staje się natychmiast politykiem. Podobnie jest z parlamentarzystami. Nie interesują mnie żadne sprawy i układy polityczno-partyjne, nie jestem członkiem żadnej partii.
Wchodzę do KO dlatego, że uważam, że czas jest na tyle ważny i trudny, że moim zdaniem nie można dziś stać obok i przyzwyczaić się do tego, co jest złe, trzeba mieć w sobie odwagę, aby powiedzieć, że się z tym nie zgadza.
Co chce pan robić w parlamencie?
Każdy ze 460 posłów nie przychodzi ze swoim programem. Jeżeli wejdę do Sejmu, to jako członek Koalicji i ten program będę popierał. Mam swoje pomysły i plany, ale nie chcę opowiadać historii w stylu – wybuduję drogę na jednym z łódzkich osiedli, albo że szybko powstanie szpital, teatr czy kino, albo nowoczesny park. To nie o to chodzi. Najpierw trzeba wygrać wybory, potem te własne pomysły dopinać do głównego programu, jaki – mam nadzieję – zwycięska Koalicja będzie realizować.
Ale raczej sport czy praworządność, a może media?
Sport na pewno, praworządność też, media również. Mnie nikt już nie oszuka i nic mnie nie zaskoczy, jeżeli chodzi o sprawę mediów publicznych. Ostatnio słychać różne pomysły dotyczące ich przyszłości. Pewne jest jedno, bardzo trudno będzie odbudować media publiczne,
konieczne wydaje się, by wreszcie zdecydowanie i szczerze powiedzieć, że w takim kształcie media publiczne nie mają racji bytu.
W takim kształcie, w jakim są w tej chwili, czy mówi pan także o tym, co było wcześniej, czyli że zawsze mniej lub bardziej padały łupem politycznym?
Od lat, a zwłaszcza od 2016 roku, po wywiadzie, po którym zawieszono mnie w obowiązkach dziennikarza Polskiego Radia, twierdzę, że im szybciej politycy dadzą spokój mediom publicznym, tym będzie lepiej dla radia i telewizji, dla polityków, a przede wszystkim dla słuchaczy. Przed laty ktoś mądry powiedział, że być może najlepszym rozwiązaniem byłoby, aby w piątek zamknąć media publiczne, przez weekend muzyka, wiadomości, a od poniedziałku próbować zbudować i stworzyć coś nowego. Teraz już nabrałem do tego dystansu, ale jeszcze kilka lat temu za Polskie Radio oddałbym serce, duszę, głowę, wszystko. Wydawało mi się, że świat poza radiem nie istnieje. Łatwiej jest mi dzisiaj powiedzieć, że zasiedziały tryb pracy wielu osób też jest pewną przyczyną tego, co się dzieje. Ludzie się boją o utratę miejsca pracy. Najważniejsze, żeby stworzyć dobry program, żeby decydowały umiejętności, zdolności, żeby nie było układu, ale przede wszystkim musi być jasno określona zasada finansowania. Proszę zwrócić uwagę, ile ekip rządzących mówiło, że załatwi tę sprawę i nic.
Obecna sytuacja pokazuje dosadnie, że słuchacza się nie oszuka, wskaźniki słuchalności tylko to potwierdzają. Sam nie słucham ostatnio Polskiego Radia. Niestety, powiem z przykrością, że tego się nie da słuchać.
Nie boi się pan hejtu? Po co to panu? Do tej pory wszyscy kochali Tomka Zimocha, a słynne „kończ pan, panie Turek” znają nawet dzieciaki grające w piłkę na podwórku.
Brałem to pod uwagę podejmując decyzję o kandydowaniu, ale uważam, że hejtowi trzeba mówić głośne nie i to nie tylko w przypadku mojego kandydowania. Apeluję, aby nie kłamano, nie obrażano, dyskutować można, nawet jak różnimy się poglądami.
Hejterom chcę powiedzieć, że nie jestem politykiem, członkiem żadnej partii, jestem człowiekiem gorszego sortu, który nie zgadza się z tym, co działo się w ostatnich latach.
Ostatnio napisał do mnie ktoś, kto zarzucił mi, że jestem spadochroniarzem do Łodzi. Odpisałem mu, że Łódź to moje rodzinne miasto, gdzie się urodziłem, wychowałem, skończyłem szkołę podstawową, liceum, studia, tam się zakochałem w radiu, tam po raz pierwszy pracowałem, tam jestem zameldowany, tam płacę podatki. Pan był na tyle uczciwy, że przeprosił.
Jedynka na liście łódzkiej to nie lada gratka, spotyka się pan z hejtem ze strony „swoich”?
Ja nikomu nie zabrałem jedynki w Łodzi, nie ja wyszedłem z propozycją, a wręcz przeciwnie. W polityce jest jak w sporcie; jest święte słowo trenera. Zespół wychodzi i może ewentualnie pokazać swoje możliwości, talent, nawet fantazję wychodzącą trochę poza główne założenia trenerskie, ale musi być drużyną. Siła tkwi w jedności.
Team spirit, duch zespołu musi być wyczuwalny dla każdego.
Trener to Grzegorz Schetyna?
W pewien sposób tak, bo jest szefem PO i Koalicji. Donald Tusk dobrze powiedział, że jeżeli ktoś ma zdanie przeciwne, to niech stanie do wyborów. Jeżeli są trudności, aby wyłonić lidera, który sam porwie tłumy, to tym bardziej siła musi być w zespole. Takich przykładów ze sportu jest wiele i opozycja powinna to wiedzieć. Bardzo trudno jest stworzyć zespół, wkomponować w zespół indywidualności, i odwrotnie, aby zespół zrozumiał, że indywidualności są dla zespołu istotne.
Rozmawiał pan już z Hanną Zdanowską? Pytam w kontekście informacji, że prezydent Łodzi miała zrezygnować z udziału w sztabie m.in. ze względu na oddanie panu pierwszego miejsca na liście.
Z tego, co ja wiem, to nie jest to do końca prawdą i chyba nie chodzi tu o moje nazwisko. To jest trochę też pokłosie tego, o czym mówiłem wcześniej. Był czas na dyskusję do momentu podjęcia decyzji. O tym decydował zarząd, później to już możemy mówić o samobóju. Trudno mi to zrozumieć i proszę mi nie mówić, że polityka jest inna.
Jeżeli wzajemnie będziemy się osłabiać, nie będzie tej zespołowości, współpracy, to znaczy, że ktoś chce wprowadzić destrukcję. Ja nie znam układów partyjnych i szczerze, to mało mnie one interesują, ale
to naprawdę ostatni dzwonek, aby pokazać siłę i jedność.
Ciekawe jest też to, że do słów pani Zdanowskiej dokłada się wiele, a nie mówi się o PiS-ie, gdzie jedna osoba decyduje o wszystkim. To też jest siła Koalicji, że są różne koncepcje, wizje, ważne, aby na końcu wszyscy strzelali do jednej bramki.
Jaki ma pan pomysł na kampanię? Wyjdzie pan na ulicę czy tylko rozwiesi billboardy?
Oczywiście, że będę w Łodzi. Powiem szczerze, że zgłaszają się osoby, które oferują różnorodną pomoc. Mają bardzo ciekawe propozycje. Ponieważ nie lubię sztampy, to pewnie wymyślimy coś specjalnego. Na pewno nie będę unikał kontaktu i odwiedzę wiele łódzkich miejsc.
Na koniec czysto polityczne pytanie: związki partnerskie tak?
Jestem absolutnie na tak, bo nikt nie powinien ludziom wskazywać jak żyć. Na tym polega wolność. Byłem ostatnio w Bieszczadach i spotkałem tam bardzo mądrego leśnika – panie Józefie, pozdrawiam pana serdecznie. Jak on pięknie potrafił mówić o wolności, co to jest, po co, dlaczego.
Wolność polega na tym, że każdy ma prawo do tego, co sam chce robić. Studenci dwóch uczelni warszawskich zrobili przedstawienie o wolności. Każdy z nich mówił, czym jest dla niego wolność i każdy mówił co innego.
Dla kogoś wolnością może być to, że ma ciepłą wodę i może się codziennie wykąpać, dla kogoś to, że nikt nie będzie go wytykał palcami, jak ubierze się obciachowo, wolnością może być to, że pójdę do lasu, ale przede wszystkim wolność jest wtedy, kiedy nikt nie narzuca mi swojego stylu życia, w ramach pewnych zasad prawnych mogę robić, co chcę. Ludzie LGBT to część naszego społeczeństwa, po co tworzyć te sztuczne bariery, nawet gdy Kościół się na to nie zgadza i krytykuje. Mam dość straszenia ludźmi o innych poglądach, innych wyznaniach, innym spojrzeniu. Świat jest kolorowy. Codziennie z mojego okna widzę żyjące w związku partnerskim osoby. Znam przykład wybitnej polskiej sportsmenki, która od ubiegłego roku jest mężem swojej żony. Jola Ogar to fantastyczna kobieta, która właśnie rozpoczyna w Japonii walkę w żeglarskich mistrzostwach świata. Wierzę, że za rok będzie walczyła o olimpijski medal.
Mam żal do Zośki Klepackiej, która w przestrzeni publicznej krytykuje LGBT, krytykuje też w ten sposób Jolę Ogar, a potem już w oczy mówi jej, że nic do niej nie ma.
Podczas wydarzeń w Białymstoku zastanawiałem się, co czuje Zośka i czy coś powie, i czekam na jej słowa, aby dać środowiskom LGBT spokojnie żyć, bo są tacy jak my.
Zdjęcie główne: Dyktando zimowe z Tomaszem Zimochem, 15 grudnia 2015, Fot. Flickr/University of Lodz