W mojej agendzie są wolność, bezpieczeństwo, praca, edukacja, klimat, bo te sprawy uważam za szalenie istotne i z tym przekazem musimy dotrzeć do wyborców. Siły PO upatruję też w tym, że jesteśmy filarem Kolacji Obywatelskiej, która zgromadziła szerokie środowiska pokazując, że jesteśmy gotowi otwierać się na nowych ludzi i nowe pomysły. Dziś nie da się trwać przy zamkniętych strukturach, bo tak się zmieniają okoliczności, że nowoczesna partia w trzeciej dekadzie XXI wieku musi umieć sobie z tym radzić – mówi nam Tomasz Siemoniak, startujący na przewodniczącego Platformy Obywatelskiej. Pytamy nie tylko o przyszłość PO i wybory prezydenckie, ale też o ostatnie wydarzenia na Bliskim Wschodzie. – Z pewnością to zdarzenie zupełnie zmienia model polityki. Pytanie o to, co będzie dalej, jak w tej beczce prochu różne podmioty się zachowają, bo to nie jest kwestia tylko amerykańsko-irańska. To też kwestia Syrii, gdzie trwa ciągle wojna domowa, kwestia napięć izraelsko-palestyńskich, więc z najwyższą troską i obawą należy patrzeć na to, co się dzieje. Rzeczywiście może być tak, że ta eskalacja znajdzie się poza kontrolą – podkreśla

JUSTYNA KOĆ: To była trudna decyzja?

TOMASZ SIEMONIAK: To nie jest łatwa decyzja, bo zdaję sobie sprawę z ogromnej odpowiedzialności, jaką biorę na siebie kandydując. Miałem okazję z bliska obserwować innych przewodniczących PO i współpracować z nimi blisko – z premierem Donaldem Tuskiem, z premier Ewą Kopacz, z przewodniczącym Schetyną – i wiem, jak duża to odpowiedzialność.

Czuję się dobrze przygotowany i zdeterminowany, aby wykorzystać swoje doświadczenie i wiedzę o PO, jestem w niej od pierwszego dnia i jestem też to winien Platformie.

To trudny moment dla partii, bo jesteśmy krótko po wyborach, jest mnóstwo nowych wyzwań – zmieniająca się Polska i świat – i potrzeba mnóstwo energii, aby pokierować dobrze partią.

Reklama

Jaki ma pan pomysł na partię, ale i na wybory prezydenckie, które za kilka miesięcy?
Wybory prezydenckie i kandydatura Małgorzaty Kidawy-Błońskiej to absolutny priorytet – myślę, że dla każdego członka PO i dla każdego kandydata na przewodniczącego. Jeżeli tylko zajdzie potrzeba, to zrezygnuję z kandydowania, aby wesprzeć Małgorzatę Kidawę-Błońską – mówiłem to dziś też na konferencji, rozmawiałem też dziś o tym z naszą kandydatką. Tak trzeba prowadzić kampanię w partii, aby jednocześnie wspierać Kidawę-Błońską.

Gdy będę jeździć po Polsce, a planuję odwiedzić wszystkie regiony, będę pytać o to, “co wy” zrobiliście i zamierzacie zrobić dla kampanii Małgorzaty Kidawy-Błońskiej, bo każdy członek partii powinien dać z siebie wszystko.

Co do partii, to uważam, że trzeba kontynuować to wszystko, co udało się Grzegorzowi Schetynie, poszerzając to o nowe elementy, bo nie wygraliśmy jednak wyborów do Sejmu. Oceniam, że brakuje nam obecności na poziomie powiatowym i dobre wyniki w dużych miastach nie kompensują tej słabości. Kiedy PO wygrywała, była silna też w mniejszych miejscowościach, dlatego zadeklarowałem dziś, że z dotacji partyjnej, która jest większa dzięki dobremu wynikowi w wyborach 2019 roku, więcej pieniędzy musi pójść do regionów. W każdym powiecie musi być biuro, i to nie zamknięte, gdzie ktoś tylko siedzi przy komputerze, tylko dla obywateli, sympatyków, otwarte dla dyskusji, organizacji pozarządowych i społeczników.

Jeśli nie wygramy w powiatach, to możemy zapomnieć o wygranej ogólnopolskiej.

Uważam, że partie powinny się dostosowywać do rzeczywistości. Partie są esencją demokracji, a są niesamowicie niepopularne. Ludzie unikają partii i uważają je za coś złego, a to na partiach spoczywa odpowiedzialność za nowe pomysły, dyskusje, i takiej Platformy bym sobie życzył. W mojej agendzie są wolność, bezpieczeństwo, praca, edukacja, klimat, bo te sprawy uważam za szalenie istotne i z tym przekazem musimy dotrzeć do wyborców. Siły PO upatruje też w tym, że jesteśmy filarem Kolacji Obywatelskiej, która zgromadziła szerokie środowiska pokazując, że jesteśmy gotowi się otwierać na nowych ludzi i nowe pomysły. Dziś nie da się trwać przy zamkniętych strukturach, bo tak się zmieniają okoliczności, że nowoczesna partia w trzeciej dekadzie XXI wieku musi umieć sobie z tym radzić.

Czym różni się pan od pozostałych kandydatów, w czym czuje się lepszy?
Trudno się porównywać do osób, które lubię, z którymi pracuję od lat i byłem często w jednym rządzie.

Jestem dobrze znany w PO, jestem jej członkiem od pierwszego dnia. Wiele moich zajęć przez te lata oznaczało jeżdżenie po Polsce, spotkania z ludźmi, z samorządowcami, z członkami PO, więc ludzie mnie dobrze znają. To na pewno mój atut.

Mam również doświadczenie w zarządzaniu. Mam w życiorysie kierowanie ogromnymi strukturami, jak MON z 140 tys. ludzi, ogromnym budżetem, więc myślę, że to są takie rzeczy, które są dla ludzi ważne. Wybiera się kogoś, kto nie tylko występuje w telewizji i uczestniczy w zebraniach gremiów partyjnych, tylko umie pokierować w warunkach, gdzie trzeba ludzi przekonywać. Partia polityczna to taka struktura, gdzie jak ludzie nie są przekonani i nie ma prawdziwego przywództwa, to nie działa.

Długo mówiło się, że w PO blokowani są młodzi, że to oni powinni pokierować teraz partią. Pan nie jest z tzw. młodego pokolenia i jeszcze poparł pana Grzegorz Schetyna. Władza w partii zostanie w rękach tej samej grupy?
To ocenią członkowie Platformy. To specyficzna grupa osób, które oddały serce i zaangażowanie Platformie i patrzą na sprawy partii długofalowo.

Jestem za tym, aby oddawać władzę w partii coraz młodszym osobom, stąd pomysł, aby moją kampanią pokierował poseł Arkadiusz Myrcha, stąd obecność szefowej Młodych Demokratów Mileny Kowalskiej na konferencji. Uważam, że można być z metryki młodym, a mentalnie starym, i odwrotnie.

Znam wielu starszych od siebie, którzy w życiowych rolach są tak energiczni i młodzi, że młodsi od nich mogliby im tego zazdrościć. Ja czuję się młodo i z dużą energią do działania. Zresztą te różnice wieku nie są wcale takie duże. Między najstarszym kandydatem a najmłodszym jest różnica jednego pokolenia.

Jak ocenia pan to, co wydarzyło się na Bliskim Wschodzie? Pojawiają się komentarze, że atak i zabicie generała Kasema Sulejmaniego w Bagdadzie to punkt zwrotny i czeka nas eskalacja konfliktu zbrojnego.
Na pewno jest to wydarzenie, które wiele zmieniło. To napięcie między USA a Iranem mocno wzrosło. Wystąpienie USA z porozumienia jądrowego, różne wypowiedzi po obu stronach pokazywały, że ten duch porozumienia, skonstruowanego jeszcze przez administrację prezydenta Obamy, dawno uleciał. Z pewnością to zdarzenie zupełnie zmienia model polityki. Pytanie o to, co będzie dalej, jak w tej beczce prochu różne podmioty się zachowają, bo to nie jest kwestia tylko amerykańsko-irańska. To też kwestia Syrii, gdzie trwa ciągle wojna domowa, kwestia napięć izraelsko-palestyńskich, więc

z najwyższą troską i obawą należy patrzeć na to, co się dzieje. Rzeczywiście może być tak, że ta eskalacja znajdzie się poza kontrolą.

Jak w dzisiejszych relacjach ocenia pan zorganizowaną przez Polskę konferencję bliskowschodnią, gdzie Iran nie został zaproszony?
To przykład tego, że w realiach międzynarodowych trzeba mieć dużą wyobraźnię i zawsze mieć na względzie interes swojego kraju i zdolność do mówienia “nie”. Jeżeli nawet najbardziej zaprzyjaźniony kraj formułuje żądania, które nie odpowiadają naszej racji stanu, to trzeba zareagować. Oczywiście nie dramatyzowałbym też; konferencja się odbyła, przybyli politycy, Polska była gospodarzem. Moim zdaniem problemy leżą bardziej przed nami, niż w przeszłości. Polska podejmowała działania dyplomatyczne wobec Iranu, żeby wyjaśniać sprawę, bo był to przykład braku wyobraźni. Polskie relacje z Iranem były nie najgorsze, pomijając ostatnie kwestie, pamiętajmy chociażby o ewakuacji armii Andersa, co na pewno jest pozytywną konotacją między naszymi krajami.

Pytanie, czy ta sytuacja będzie mieć wpływ na bezpieczeństwo Polski, jak zachowa się Unia Europejska. W jaki sposób ten ciąg zdarzeń sprawi, że polityka amerykańska odwróci wzrok od Europy i naszych problemów, napięć, jak chociażby ostatnia wypowiedź prezydenta Putina atakująca Polskę i podważająca prawdę historyczną.

Stany Zjednoczone mocno angażujące się na Bliskim Wschodzie potrzebują Rosji po swojej stronie i w takiej sytuacji polskie interesy mogą schodzić na drugi plan.

To powinien być dla polskiego rządu czas dużej aktywności. Słusznie Małgorzata Kidawa-Błońska mówi dziś o tym, że prezydent i obóz rządzący powinni korzystać z narzędzi rozmowy z opozycją o sytuacji. Prezydent powinien po 3,5 roku zwołać RBN, na pewno KO jest sojusznikiem wszystkiego, co służy bezpieczeństwu Polski.


Zdjęcie główne: Tomasz Siemoniak, Fot. Flickr/PO, licencja Creative Commons

Reklama