Nie mogę doszukać się źródłowej interpretacji sprawy ambasadora Przyłębskiego w tygodniku “W Sieci”, który stanowi krynicę wzmożenia moralnego, wyjaśnia rzeczywistość i pozwala rozumieć świat zgodnie z najświeższymi zaleceniami Prezesa, a w przedmiotowej sprawie na razie zachowuje pełne godności milczenie. Nic dziwnego, sprawa jest złożona i osobom nie w pełni rozumiejącym złożoność istoty Dobrej Zmiany może nasuwać wątpliwości lub spychać w dezorientację. Wymaga zatem rzetelnej analizy i wyjątkowej staranności w doborze argumentów.

Wiemy przecież, że Naczelnik dokonał rewolucji moralnej, żeby wyzwolić Ojczyznę z okowów “osób uwikłanych w uzależnienia korzeniami sięgającymi PRL lub nawet wprost będących tajnymi współpracownikami SB”.

Teologia religii pisowskiej,

na podstawie dekretu o nieomylności Prezesa wywodzi, że wszystkie czyny Jego są z definicji nieomylne i od grzechu czyste jako i On bezgrzeszny. Zatem decyzja Najwyższego o wymianie kadr na placówkach, zaprawdę słuszna i zbawienna, nie może podlegać krytyce z pozycji czysto kazuistycznych. Istnieje prawda dokumentów, które mówią, że Przyłębski podpisał, ale jest też prawda najwyższa, która mówi, że Polska wstaje z kolan dzięki sprawiedliwej i dalekowzrocznej polityce Prezesa oraz Jego nieomylnym decyzjom, i w świetle tej prawdy Przyłębski nie podpisał.

Medialne oskarżenia padające wobec Mozarta dyplomacji dają się łatwo wyjaśnić, jeśli sięgniemy po teorię nasilającej się walki klas: im więcej dobrych zmian czyni Dobra Zmiana, tym bardziej zajadłe są ataki odstawionych od koryta. Można więc łatwo stwierdzić, że sprawa będąca przedmiotem naszych rozważań jest sukcesem rządu, a nie porażką, gdyż sukcesy te można mierzyć wściekłością ataków wyprowadzanych przez esbecki przemysł pogardy przeciwko zmianom mającym na celu uwolnienie dyplomacji od agenturalnych powiązań. Nie można też wykluczyć podrzucenia fałszywki. Dokumenty mogą się okazać sfałszowane wtedy, kiedy dotyczą osoby, która późniejszą swoją działalnością i wiernością Partii udowodniła, że są sfałszowane. Co do zasady nie można jednak uznać za sfałszowane dokumentów podpisanych przez osobę, która w późniejszej swojej działalności nie raz pokazywała, że

kipi nienawiścią do Prezesa, a zatem do Polski,

nie uznaje jego wielkości, a nawet wyrzuciła go z pracy w Belwederze, czym niemal wprost przyznała autentyczność esbeckich meldunków.

Reklama

Roztropność i wysokie standardy moralne wymagają zatem, aby sprawa rzekomej agenturalności ambasadora Przyłębskiego była rozważana w ujęciu kontekstualnym. Dla właściwej oceny sytuacji niezbędne jest bowiem wzięcie pod uwagę, KTO delegował pana Przyłębskiego na placówkę w Berlinie. Gdyby mocodawcą pana Przyłębskiego był taki Sikorski, człowiek, któremu nigdy nie było dane przebywać w otoczeniu Premiera Kaczyńskiego, a zatem nie mogły go przeniknąć płynące od pana Premiera fluidy uczciwości i racji moralnej, wówczas dokumenty potwierdzające współpracę pana Przyłębskiego z SB byłyby w sposób oczywisty prawdziwe, a wina jego nie podlegałaby niepotrzebnym dywagacjom. Wiemy jednak, że autorem sukcesu był p. Witold Waszczykowski, którego nie tylko fachowość, ale i postawa ideowa nie mogą wzbudzać wątpliwości ze względu na jego niejednokrotnie podkreślaną wierność Prezesowi partii i państwa oraz brak jakichkolwiek związków z rządem PO w przeszłości.

Ekstrapolacja niepokalanej uczciwości z Naczelnika na p. Waszczykowskiego

znajduje konsekwentne zastosowanie również w kolejnym ogniwie: tj. z p. Waszczykiwskiego na p. Przyłębskiego, a zatem jej oczyszczająca moc ma niewątpliwy wpływ na kwestię rzekomej lub prawdziwej współpracy p. Przyłębskiego z SB, która mimo iż być może w warstwie czysto faktograficznej miała miejsce, to w świetle etyki pisowskiej jej nie było, gdyż ze względu na osobę, której sprawa ta dotyczy, nie była ona współpracą, lecz de facto zwalczaniem SB, i nie tylko nie szkodziła Polsce, ale jej służyła i była początkiem prostej drogi, której zwieńczeniem okazało się umożliwienie niemieckiej publiczności zapoznania się z filmem “Smoleńsk” – po owocach ich poznacie.

Istnieje też rozstrzygnięcie nie budzące wątpliwości, a jednocześnie prostotą swą umożliwiające wyjaśnienie sprawy szerokim kręgom wiernych, którym nie jest dana umiejętność dogłębnej analizy wyrazów wielosylabowych.

Rozstrzygnięcie to ma na imię Judasz.

Wiemy skądinąd, że w najsprawiedliwsze nawet grono może przeniknąć zdrajca i usadowić się nawet w otoczeniu Najwyższego. Sytuacja taka już raz miała miejsce w dalekiej przeszłości. Jednak komplikuje sprawę mogące pojawić się pytanie, czy grzechy zdrajcy obciążają również jego żonę… Niepotrzebne ryzyko polityczne związane z taką interpretacją może wpływać w sposób negatywny na użyteczność tej argumentacji w szerszym kontekście.

Macie zatem, przyjaciele z “W Sieci”, twardy orzech do zgryzienia. Nie mam jednak wątpliwości, że obierzecie jak zwykle właściwą drogę, a światło prawdy płynącej z ust Człowieka Wolności będzie dla Was niezawodnym drogowskazem.


Zdjęcie główne: Andrzej Przyłębski, Fot. Ambasada RP w Berlinie

Reklama

Comments are closed.