We Francji, Austrii istnieje silna klasa średnia, dobrze przygotowana do życia w liberalnym społeczeństwie i potrafiąca w kryzysowych momentach “dać odpór” złowieszczemu populizmowi. U nas natomiast klasa średnia, skłonna do obrony wartości liberalnych, jest jeszcze w powijakach, a ponadto pojawia się niby to lewicowa partia Razem, która jest współodpowiedzialna za dopuszczenie do władzy “prawackiego” populizmu, wystąpiła bowiem w roli “pożytecznych idiotów”. Oczywiście podobne grzechy zdarzają też gdzie indziej, ale tu grzech jest szczególny. Sama wprawdzie nie zjadła, ale innym nie dała – i jeszcze obrzmiewa od pychy, że jest ideową, niepodatną na kompromisy formacją – mówi w rozmowie z nami prof. Zbigniew Mikołejko, filozof religii z Instytutu Filozofii i Socjologii PAN. I dodaje: – Oczywiście tam, gdzie trzeba, to sąd i wyrok. Tam zaś, gdzie została złamana Konstytucja – Trybunał Stanu. Z drugiej strony jednak muszą zostać opowiedziane publicznie grzechy “dobrej zmiany”: jej ludzi z mediów, środowisk gospodarczych, politycznych, karierowiczów rozmaitych. Niech powiedzą, co robili, jakimi metodami działali, jakie zło nam sprokurowali. Nie zbudujemy bowiem demokracji, jeśli nie zmusimy elit obecnej władzy do tego, żeby stanęły w świetle prawdy.
JUSTYNA KOĆ: Święta Wielkanocne to czas, który skłania do refleksji, zatem zacznijmy naszą rozmowę pytaniem o “duszę Polaka”. Istnieje?
PROF. ZBIGNIEW MIKOŁEJKO: Nie wierzę w to, że istnieje jakaś “dusza polska”. To konstrukt literacki, to mitologia, że istnieje jakaś tam “dusza polska”, “dusza rosyjska” itd. Opowiem pani anegdotę, która co prawda odnosi się do “duszy rosyjskiej”, ale dobrze obrazuje moje podejście. W powieści Wiaczesława Pjecucha “Nowa filozofia moskiewska” akcja toczy się w “komunałce”, czyli jednym mieszkaniu podzielonym między różnych lokatorów. Przy piecu w przedpokoju toczą się tam różne rozmowy. I jeden z mieszkańców pyta drugiego: Czy ty wiesz, z jakich powodów Rosjanie wynaleźli “duszę rosyjską”? Ano wynaleźli ją z tych samych powodów, z których Hindusi wynaleźli buddyzm, a mianowicie z braku dostatecznej ilości przedmiotów codziennego użytku.
I mniej więcej tak jest z “duszą polską”.
To projekt kompensujący nasze niedostatki dziejowe w myśl zasady: wprawdzie “czerep rubaszny”, ale za to “dusza anielska”.
Wolę mówić więc o mentalności społeczeństw czy pewnych szerokich grup, może nawet o duchowości, ale nie o duszy.
Zatem jaka jest ta mentalność Polaka? Bo tak podzieleni, jak teraz, dawno nie byliśmy.
Bo mamy do czynienia z różnymi rodzajami polskości, które mają jednak coś wspólnego. Splata te odmienne mentalności chociażby język czy zamieszkiwanie na tym samym terytorium. Natomiast te różnice – czy utajone, czy otwarte – pojawiają się mniej lub bardziej drastycznie od paru ładnych stuleci. Nie jesteśmy zresztą tu wyjątkiem. Włosi też są podzieleni na tych z południa i tych z północy – i to nader mocno, czasem wręcz brutalnie.
U nas ten podział na dwa plemiona jest zresztą tylko wierzchołkiem lodowej góry. Tak naprawdę sięga czasów poddaństwa i pańszczyzny, wyrażając się w odrębności opowieści chłopskiej, wynikłej z potwornego zniewolenia, oraz szlachecko-inteligenckiej.
Obecnie rzecz jasna ktoś, kto wywodzi się z mieszczaństwa czy klasy średniej, może również dźwigać w sobie mentalność chłopską – i na odwrót. Adam Michnik powiedział kiedyś zresztą, że w Polsce nie umiemy się podzielić inaczej niż na dwa, i to się sprawdza. Oczywiście to powiedzenie Adama nie odwoływało się wprost do tego, o czym ja mówię, ale jest w nim coś na rzeczy.
To prawda: komuniści i “Solidarność”, później post-PZPR i postsolidarnościowcy, Polska Rydzyka i Polska Michnika, a teraz PiS i anty-PiS.
Tak, ale to ciągle wierzchołki góry lodowej. Ten podział ma korzenie i źródła bardzo głębokie i dawne, wręcz archaiczne niekiedy.
Dla mnie jego aktem symbolicznym była zamiana zegara w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów. Pani premier Szydło zegar zamieniła tam na kopię krucyfiksu toskańskiego. Dlaczego to symboliczne? Bo zegar to czas mierzalny, to racjonalizm, postęp, rozwój, uniwersalność – teraz natomiast został zastąpiony symbolem tego, co sakralne, nienaruszalne, niezmienne, święte, obrzędowe, typowe dla mentalności agrarnej, wiejskiej zwłaszcza.
Pamiętajmy, że Polska nie miała prawie w ogóle mieszczaństwa, a w wyniku wojny praktycznie zostaliśmy pozbawieni inteligencji. Komunizm wiele złego zrobił, ale trzeba pamiętać, że również ukształtował nową inteligencję, także w jakiejś mierze nowe mieszczaństwo – drobne, ale jednak.
Tę inteligencję, która wyszła na ulicę w marcu 1968 roku. Skoro już przy tym wątku jesteśmy, to skąd w XXI wieku wziął się w Polsce taki antysemityzm?
Bo Żyd w Polsce jest wciąż figurą Obcego – w świadomości i podświadomości zbiorowej. Stąd właśnie niejaki Piotr Rybak na manifestacji przeciwko muzułmańskim uchodźcom palił kukłę Żyda! To najlepiej obrazuje, jak to działa. Ten Inny zawsze jest więc u nas Żydem. Przyczyny tego są rozległe i złożone – i w gruncie rzeczy nigdy nie zostały rozładowane, nie zostały wypowiedziane i rozgrzeszone polskie winy, nie opowiedziano o relacjach wzajemnych odpowiednim językiem. Ci więc, którzy niosą w sobie winę nierozgrzeszonych nigdy ojców i dziadków, czują się więc czyści jak łza – bo trzeba umieć powiedzieć źle o sobie i o swych ojcach, ponieść tę winę. Nie każdy potrafi być synem Franka, generalnego gubernatora, który absolutnie uznał winę ojca i na swój sposób jest świadkiem prawdy historycznej. Tylko proszę mnie dobrze zrozumieć:
oczywiście żyjący nie ponoszą odpowiedzialności za winy ojców i dziadków, jeśli żyją w prawdzie – jeśli natomiast nie uznają prawdy faktów, wypierają się strasznych czynów swych przodków, poniekąd biorą w tej winie, jakby wtórnie i “z przeniesienia”, udział. Zresztą to grzech rozmaitych narodów, nie tylko nasz. Turcy choćby “idą w zaparte” w przypadku straszliwej rzezi Ormian.
Wydawało się, że straszna lekcja Holocaustu została odrobiona. Prezydent Kwaśniewski przepraszał w Jedwabnem…
Ale to przepraszał lewak, liberał! Jemu było łatwiej to powiedzieć. Dopiero teraz pojawił się biskup Markowski w Jedwabnem, który jest bardzo przyzwoitym i sensownym człowiekiem. Ale i on od razu został nazwany łże-biskupem, biskupem Żydem. Krótko mówiąc, ci, którzy mają czarne sny, często się przyczajają, są uśpieni. A gdy tworzą się “ramy modalne”, czyli możliwości wywrzeszczenia tego zła, które w nich siedzi – lub, co gorsza, przekształcenia go w dzieło – to czynią to ochoczo.
PiS stworzył takie “ramy modalne”?
Tak. I
zdecydowanie ośmielił te grupy o czarnych snach, co więcej, zawarł z nimi sojusz. Jest więc łaskawy dla różnych ksenofobów, rasistów, homofobów czy mizoginów. I od razu widzimy wzrost incydentów na takim tle.
Ujawnia się też natychmiast relatywizm moralny i prawny władzy oraz nadgorliwej policji: ot, podczas Czarnego Piątku atakuje się dwie dziewczyny i stara wyciągnąć z tłumu, z czego jedną w zaawansowanej ciąży, za odpalenie dwóch rac, a tysiące odpalanych na tzw. marszu niepodległości – przy akompaniamencie rasistowskich haseł i wrzasków – pozostaje bez konsekwencji. Bywa i gorzej: mamy więc napad na 14-latkę, pobicie profesora za to, że mówił po niemiecku w tramwaju, katowanie nieraz “obcych” i “wrogów ojczyzny” jak popadnie… To wszystko akty rasizmu, które nie są przez władzę właściwie i mocno potępiane, a jeśli już, to zdarza się, że “zrozumieniem tych chłopców”. Tu przypominają mi się incydenty gaszone wspólnie przez ludzi “Solidarności” i milicję w 1980 czy 1981 roku, choćby te rozruchy przeciwko Cyganom w Koninie, gdzie pogrom był o włos.
Zresztą tu trzeba dotknąć także grzechu strony liberalnej i lewicowej. Zaniechały bowiem porządnej paidei, czyli procesu budowania nowej kultury mentalnej.
Zamiast więc nas edukować i łożyć fundusze w wychowanie zbiorowe, kulturowe, moralne, mnożono fikcyjne wykształcenie wyższe.
Takie naiwne myślenie, że jak damy paszporty, możliwość materialnego wzbogacenia, uczelni trzykrotnie więcej niż w USA i “orliki”, to się nasza mentalność – ta zła i ksenofobiczna – z miejsca zmieni.
A PiS dołożył teraz do tego coś, co znane było z totalitaryzmów, czyli zarządzanie strachem przed “obcym”, przed “innym”. Czasem nawet pod takimi hasłami, jak to o “roznoszeniu pasożytów” przez uchodźców – rodem doprawdy z “Völkischer Beobachter”. To nie znaczy, że gdzie indziej nie ma populizmu, bo jest. We Francji, Austrii, tylko tam istnieje silna klasa średnia, dobrze przygotowana do życia w liberalnym społeczeństwie i potrafiąca w kryzysowych momentach “dać odpór” złowieszczemu populizmowi. U nas natomiast klasa średnia, skłonna do obrony wartości liberalnych, jest jeszcze w powijakach, a ponadto pojawia się niby to lewicowa partia Razem, która jest współodpowiedzialna za dopuszczenie do władzy “prawackiego” populizmu, wystąpiła bowiem w roli “pożytecznych idiotów”. Oczywiście podobne grzechy zdarzają też gdzie indziej, ale tu grzech jest szczególny. Sama wprawdzie nie zjadła, ale innym nie dała – i jeszcze obrzmiewa od pychy, że jest ideową, niepodatną na kompromisy formacją.
Panie profesorze, ale coś się zmieniło, sondaże pokazują spadek notowań PiS-u.
To było do przewidzenia, zamknięcie sklepów w niedziele, te niespotykane nagrody.
Wielu Polaków nie rozumie i nie chce rozumieć, o co chodzi z sądami, Trybunałem, brakiem niezależności, dopóki ich to nie dotknie w codziennym i materialnym życiu. Ale w tym wypadku kwestia nagród, jeszcze butnie uzasadniana przez byłą panią premier, ta rozdęta moralność Kalego musiały zirytować.
Niektórzy dostrzegli też wreszcie, że jesteśmy coraz bardziej samotni na mapie świata, nawet pogardzani, że są konflikty nie tylko z Brukselą, Niemcami, Francją, ale też z Izraelem i Ukrainą, nawet z USA i – w sprawie uchodźców – Watykanem . PiS parokrotnie strzelił sobie w stopę i okazało się to, co zwykle: że największym zagrożeniem dla PiS-u jest on sam.
Ci, którzy znają historię III RP i Jarosława Kaczyńskiego, wiedzą, że jest on destruktorem. Prawie wszystko, czego się dotknie, niszczy.
Także autodestruktorem, zresztą większość ludzi z jego środowiska też ma te cechy. Innych, bardziej niezależnie myślących się pozbył.
Tej najbardziej racjonalnej, znośnej części PiS-u już nie ma – odeszli Paweł Kowal, Jan Ołdakowski, Ludwik Dorn, Kazimierz Michał Ujazdowski. Zostali przy nim demagodzy, krzykacze, lizusy, a na służalczości w otoczeniu daleko się dziś nie zajedzie.
Kaczyński nie docenia też rzeczywistości sieci. Portale społecznościowe to dla niego magia. Nie dostrzega więc, że w dzisiejszym świecie są inne powiązania niż tradycyjne. Nawet opanowanie telewizji dziś nie wystarczy, chociaż Hitlerowi wystarczyło jedynie opanowanie radia i prasy drukowanej.
A co po PiS-ie? Jak wrócić do normalności? Jak ich rozliczyć?
Sprawiedliwość, nie zemsta. Przede wszystkim powinno się pokazać prawdę. Oczywiście tam, gdzie trzeba, to sąd i wyrok. Tam zaś, gdzie została złamana Konstytucja – Trybunał Stanu. Z drugiej strony jednak muszą zostać opowiedziane publicznie grzechy “dobrej zmiany”: jej ludzi z mediów, środowisk gospodarczych, politycznych, karierowiczów rozmaitych. Powinno powstać specjalne ciało, które się tym zajmie: bez wydawania wyroków, z pozostawieniem wniosków społeczeństwu.
Na wzór Komisji Prawdy i Pojednania z RPA?
Tak właśnie, bo nie ma innej możliwości.
Jeżeli bowiem znowu zamieciemy te sprawy pod dywan, to za kilka lat znowu niedemokratyczny populizm wybuchnie. Nigdy zresztą nie rozliczyliśmy dotąd winnych sprawionego nam zła. Nierozliczona została sanacja za swoje grzechy, bo wybuchła wojna. Trochę tylko został rozliczony stalinizm, zbrodnie nazistowskie – chociaż też nie tak, jak należy. Nie został rozliczony komunizm, zwłaszcza zbrodnie 1970 roku i stanu wojennego.
Tu się nie zgodzę, były procesy, wyroki.
Pokątnie, w sądach, a sprawy wlekły się latami, mieliśmy nieustannie z dokumentowaniem złego stanu zdrowia i przedawnieniami… A nie o to w tym chodzi. To musi być jasno powiedziane. Nie ma immunitetów, zwolnień chorobowych, tylko jasne i twarde rozliczenie, stanowcze wydobycie prawdy na publicznym widoku.
Ale czy to, jak traktujemy naszych wrogów, świadczy o nas i naszym człowieczeństwie? Tę zasadę przyjęli w Norwegii, kiedy sądzony był Breivik.
To jest trochę tak: wybaczyć możemy tym, którzy przyznają się do grzechu. Jeśli nie przymusimy ich do tego, żeby, mówiąc językiem Ewangelii, “zaszli na ucztę”, to zamieciemy – powtarzam – wszystko pod dywan i będzie tam gniło i buzowało, aż znowu wybuchnie. Trzeba bowiem odróżnić wybaczenie od pobłażania czy zaniechania. Jakaś sprawiedliwość musi być. Jasne, że ona nie będzie doskonała, ale musi być to taka lekcja, która pokaże tym, co udają, że nie ma zła, a przecież takich w Polsce są obecnie miliony, że było i że oni się na to godzili. Muszą to usłyszeć nie od pani, nie ode mnie, nie od zwolenników demokratycznych rozwiązań, tylko od samych sprawców. Nie musimy ich zamykać do więzień, ale musimy wymusić na nich wypowiedzenie prawdy o sobie samych. Niech powiedzą, co robili, jakimi metodami działali, jakie zło nam sprokurowali. Nie zbudujemy bowiem demokracji, jeśli nie zmusimy elit obecnej władzy do tego, żeby stanęły w świetle prawdy.
Zdjęcie główne: Zbigniew Mikołejko, Fot. Wikimedia Commons/Małgorzata Mikołajczyk, licencja Creative Commons
Comments are closed.