Albo silnie wzrosną podatki dla zamożniejszych, aby skompensować obniżkę dla najuboższych, albo gwałtownie wzrośnie dług publiczny. Obie rzeczy nie są korzystne dla wzrostu gospodarczego – mówi nam o planach rządu prof. Witold Orłowski, ekonomista. – Wygląda na to, że ta polityka, która będzie teraz zaoferowana, będzie zwiększeniem konsumpcji kosztem inwestycji – dodaje. Rozmawiamy o zapowiadanym tzw. nowym ładzie premiera Morawieckiego i kondycji polskich finansów. Pytamy też o inflację i działania prezesa Glapińskiego. – NBP powinien przemyśleć swoją strategię, bo póki co zadowolił się obniżeniem do zera stóp procentowych. Ja tego nie krytykuję, obecnie to jest słuszne działanie. Pytanie, czy na dłuższą metę Narodowy Bank będzie bezczynnie przyglądać się, jak ulegają osłabieniu fundamenty finansów państwa. Jeżeli tak, to tym samym sprzeniewierzy się swojemu konstytucyjnemu obowiązkowi dbałości o siłę waluty.
JUSTYNA KOĆ: Pojawiają się informacje odnośnie do tzw. nowego ładu. Premier chce podnieść podatki najlepiej zarabiającym, najuboższym obniżyć, podnieść nakłady na służbę zdrowia.
WITOLD ORŁOWSKI: To rządzący decydują o tym, czy podatki są mniej czy bardziej progresywne. Rozumiem, że to jest decyzja, by zwiększyć progresywność systemu podatkowego. Czy się to podoba komuś czy nie, rządzący mają prawo podejmować takie decyzje.
Zagrożenie widzę gdzie indziej. Po pierwsze, finansowanie. Nie znamy oczywiście szczegółów programu, ale już obecnie mamy problem z bardzo dużym wzrostem długu publicznego.
To, co rząd zaproponuje, będzie albo operacją finansowo neutralną, ale wtedy bardzo silnie wzrosną podatki dla zamożniejszych, aby skompensować obniżkę dla najuboższych; albo nie będzie to neutralne i gwałtownie wzrośnie dług publiczny. Obie rzeczy nie są korzystne dla wzrostu gospodarczego.
Zobaczymy jeszcze, jak to będzie wyglądać w szczegółach, ale na pewno trzeba się liczyć z tym, że ponieważ nisko zarabiających osób w Polsce jest zdecydowana większość, a rząd myśli o obniżeniu im podatków o kilkadziesiąt mld złotych, to musi to oznaczać drastyczne zwiększenie podatków dla osób wyżej zarabiających. To może nastąpić w różnych formach, np. poprzez odejście od liniowego PIT-u, zwiększenie składek na ZUS, nie wiadomo, bo nie znamy szczegółów. Natomiast z całą pewnością, jeżeli to miałaby być operacja niezwiększająca znacznie długu publicznego, opodatkowanie zamożniejszych musiałoby wzrosnąć w radykalny sposób. Dołóżmy do tego konieczność zwiększenia wydatków na służbę zdrowia, która też jest w Nowym Ładzie.
Gdyby z kolei rządzący zdecydowali się jednak nie podwyższać radykalnie podatków, tylko dodatkowo znacznie zwiększyć deficyt budżetowy, też będziemy mieć groźną sytuację. Już w tej chwili jesteśmy w obszarze 8-10 proc. PKB deficytu sektora finansów publicznych, co oznacza podobny wzrost długu publicznego. To, że w tym roku przekroczymy próg konstytucyjny 60 proc., wydaje mi się pewne, pytanie, co dalej.
Jeżeli jedynym pomysłem rządu będzie dorzucenie na kolejne lata kilku procent PKB dodatkowego deficytu, to zaczniemy mieć bardzo poważny problem w finansach publicznych.
Czy pana zdaniem to już kampania wyborcza?
Nie znamy szczegółów i nie wiem nawet, czy rzeczywiście mówimy o działaniu neutralnym finansowo, czy o zwiększeniu długu. Jeżeli o tym drugim, to nie mam wątpliwości, że byłaby to kampania wyborcza, bo cała wiedza ekonomiczna kazałaby raczej myśleć, jak wyhamować wzrost długu. Niestety polityka, zwłaszcza przed wyborami mówi: zwiększamy wydatki i nie przejmujmy się tym, że kraj się zadłuża. Tym będziemy przejmować się po wyborach albo kto inny będzie się tym martwił za 10 lat.
Gdyby premier Morawiecki zapytał się pana, co należy zrobić, to co pan by mu doradził?
Jedną rzecz powiedziałbym z całą pewnością: jeżeli premier naprawdę myśli to, co napisał w Strategii Odpowiedzialnego Rozwoju, to powinien pamiętać, że na dłuższą metę warunkiem rozwoju Polski jest zwiększenie oszczędności i inwestycji, a nie zwiększenie konsumpcji. Natomiast wygląda na to, że ta polityka, która będzie teraz zaoferowana, będzie zwiększeniem konsumpcji kosztem inwestycji.
Do tego mamy sporą inflację. Na ile to jest groźne?
Na razie jeszcze nie jest tak źle, inflacja nie jest jeszcze groźna. Ale jest uciążliwa, bo to nie jest inflacja, która wynika z tego, że ludzie mają pieniądze w kieszeni.
To inflacja wynikająca głównie z zaniedbań w polityce gospodarczej, zwłaszcza energetycznej. Niestety to będzie zjadać część realnych dochodów i część podwyżek, które rząd będzie drugą ręką dawał. To nieprzyjemne, ale musimy niestety mieć świadomość, że będziemy z taką inflacją żyli.
W momencie, kiedy na świece mamy do czynienia z zerowym wzrostem cen, my będziemy mieli uporczywą inflację. Może się znacznie zwiększyć w momencie, kiedy ulegnie osłabieniu złoty, ale chwilowo to nam nie grozi. Zobaczymy jednak, jak wzrost zadłużenia i sytuacja gospodarcza wpłyną na złotego w dłuższej perspektywie.
Czy NBP powinien podjąć jakieś działania?
NBP powinien przemyśleć swoją strategię, bo póki co zadowolił się obniżeniem do zera stóp procentowych. Ja tego nie krytykuję, obecnie to jest słuszne działanie. Pytanie, czy na dłuższą metę Narodowy Bank będzie bezczynnie przyglądać się, jak ulegają osłabieniu fundamenty finansów państwa. Jeżeli tak, to tym samym sprzeniewierzy się swojemu konstytucyjnemu obowiązkowi dbałości o siłę waluty.
Ile podatków podniósł, a ile wprowadził nowych obecny rząd?
Nie potrafię powiedzieć, natomiast generalnie należy przyznać, że do tej pory PiS jednak nie podwyższał podatków. To zmieniło się w tym roku,
mieliśmy już kumulację częściowo ukrytych podwyżek i nowych podatków. To nie jest jeszcze duży wzrost, natomiast zobaczymy, co wyniknie z Nowego Ładu.
Ciągle trwają tarcia w Zjednoczonej Prawicy, Solidarna Polska zapowiada, że nie przyjmie budżetu unijnego…
To jest teatr, bo przecież wszyscy uczestniczący w tym teatrze wiedzą, że opozycja nie zagłosuje przeciwko budżetowi unijnemu. Traktują to więc jako rozgrywkę na użytek swojego elektoratu, a nie rzeczywistą decyzję dotyczącą tego, czy te pieniądze będą czy nie. Wszyscy zakładają, że pieniądze będą, zatem cała reszta to przedstawienie.
Zdjęcie główne: Witold Orłowski, Fot. Adrian Grycuk, licencja Creative Commons