Być prezydentem w kontekście tego, co może się zdarzyć nie tylko w Polsce, ale i na świecie, może być bardzo trudne. Można zatem powiedzieć, że wynik wyborów, jeśli odbędą się w najbliższym czasie, jest raczej rozstrzygnięty, ale polska polityka w obliczu światowego kryzysu gospodarczego, pandemii i wyborów w USA może być mocno niestabilna, dużo bardziej niż w ostatnich latach – mówi nam prof. UW Rafał Chwedoruk, politolog. – Musimy sobie odpowiedzieć na pytanie, czy w takiej sytuacji lepsze są wybory, które są Wielką Improwizacją, czy też lepszy jest brak wyborów i Wielka Improwizacja ustrojowa. Diabelska to zaiste alternatywa, ale nieuchronna – dodaje. – Z perspektywy politologa być może będzie ciekawie w najbliższych latach, ale boję się, że z perspektywy przeciętnego obywatela będzie bardzo źle – podkreśla

JUSTYNA KOĆ: Jak umierają demokracje?

Rafał Chwedoruk

RAFAŁ CHWEDORUK: Żyjemy w czasach, w których i tak zawsze trudne definiowanie demokracji jest jeszcze trudniejsze. Dziś dzielimy się na tych, którzy uważają, że demokracji zagrażają ruchy masowe, populizm, przywódcy autorytarni, nawet z demokratyczną legitymacją, i na tych, którzy uważają, że największym zagrożeniem jest oligarchizacja elit, nierówności społeczne i zawłaszczanie przez tę oligarchę w ślad za władzą ekonomiczną władzy politycznej. To w jakimś sensie zjawisko globalne, a na pewno występujące tam, gdzie zachodnie wzorce demokracji ukształtowały systemy polityczne, i sądzę, że moc problemów, które zafundował nam współczesny kapitalizm i globalizacja, będzie tak wielka, że

dla wielu obywateli, być może, funkcjonowanie instytucji demokratycznych nie będzie głównym problemem dnia codziennego.

Co zatem będzie?
Nie chciałbym uciekać do wyświechtanych formułek, że byt kształtuje świadomość, ale żyjemy w czasach, gdzie za pomocą systemu kredytowego oferowana nam jest złuda dobrobytu i stabilności. Zaraza ujawniła, jak kruche są tego podstawy, skoro duża część firm nie jest w stanie przeżyć dwóch miesięcy bez publicznej kroplówki. To znaczy, że żyjemy w świecie fikcji i ktoś, kto będzie miał problem z zaspokojeniem elementarnych potrzeb, nie będzie specjalnie zajmował się konfliktem politycznym. Na swój sposób już tak jest, bo

Reklama

deklarowana frekwencja w wyborach już jest niższa, niż gdyby wybory odbywały się w taki sposób jak wcześniej, bez kontrowersji i przy większym poczuciu bezpieczeństwa zdrowotnego.

Z perspektywy politologa być może będzie ciekawie w najbliższych latach, ale boję się, że z perspektywy przeciętnego obywatela będzie bardzo źle.

Możemy w ogóle mówić o wyborach czy o produkcie wyboropodobnym?
Generalnie żyjemy dziś w świecie, gdzie demokracja jest demokracjopodobnym systemem, tak się dzieje od początków globalizacji. Demokracja była konstruowana jako ustrój, który miał funkcjonować w ramach państw narodowych. Kiedy rola państw została przez globalne rynki i ich patronów zakwestionowana, to siłą rzeczy zaczęła funkcjonować gorzej. Kapitalizm wyrwał się poza ramy państwa narodowego i demokracji. To, co od lat dzieje się w Polsce, jest objawem, a nie przyczyną czegokolwiek. Sądzę, że z wielu powodów, także wirusa, będziemy mieć przy następnych elekcjach poczucie, że to nie są takie wybory, jakie większość obywateli by sobie wymarzyła. Teraz zaś musimy sobie odpowiedzieć na pytanie, czy w takiej sytuacji lepsze są wybory, które są Wielką Improwizacją, czy też lepszy jest brak wyborów i Wielka Improwizacja ustrojowa. Diabelska to zaiste alternatywa, ale nieuchronna.

Nie boję się, że wybory zostaną sfałszowane, ale skoro z powodów natury organizacyjnej nie mogą być perfekcyjnie przeprowadzone, zatem legitymizacja ich wyniku może być niska.

To jakie jest najlepsze wyjście w tej chwili?
Nie ma dobrego wyjścia. Można dyskutować, czy lepiej, by wybory odbyły się w ustawowym czasie, czy też należy szukać prawnej drogi wiodącej do sierpniowego terminu, lecz z całą pewnością najgorszym rozwiązaniem byłaby próba ingerencji w treść konstytucji, zmieniania ustrojowych podstaw państwa, nawet gdyby PiS i PO doszły w tej sprawie do konsensu. Jeżeli istnieją ułomne, ale w ogóle jakiekolwiek, polityczne i prawne możliwości poradzenia sobie z problemem, lepiej z nich skorzystać przy pełnej świadomości ryzyka z tym związanego.

KE po raz kolejny powiedziała, że ma wątpliwości co do standardów wyborów, do których dąży PiS. Jakie to może rodzić konsekwencje?
Na razie niewielkie, bo polityka międzynarodowa nie polega na gwałtownych działaniach, a raczej dawaniu sygnałów na bardzo długo przed ewentualnymi działaniami.

Moim zdaniem czymś, co będzie dużo ważniejsze dla naszej sytuacji, ale też dla całego regionu, będzie wynik wyborów prezydenckich w Stanach Zjednoczonych.

Jeszcze do niedawna zwycięstwo Trumpa było czymś oczywistym – USA miały dobre wskaźniki gospodarcze, ich prezydent upokorzył Chiny w przestrzeni międzynarodowej nową umowa handlową niekorzystną dla Pekinu, ale od momentu uderzenia koronawirusa w USA, w tym w mocno z Trumpem związaną branżę naftową, sytuacja globalna stała się dużo bardziej nieprzewidywalna. Skoro establishment Partii Demokratycznej wysunął jedną ze swoich czołowych postaci – Bidena, zamiast postrzeganego jako ideowca Sandersa, to znaczy, że zaczęto poważnie brać pod uwagę możliwość zwycięstwa Demokratów w wyborach. I nie oszukujmy się –

zmiana w USA miałaby ogromny wpływ nie tylko na sytuację w Polsce, ale i w regionie, m.in. bardzo mocno osłabiając rządy w państwach Europy Środkowo-Wschodniej, jak polski czy węgierski, które starały się być bardziej, powiedzmy, asertywne wobec KE.

Sama Komisja będzie miała przed sobą wiele poważniejszych wyzwań, niż sytuacja w Polsce. To kolejny kryzys, po brexicie, który pokazuje, że nie wszystkie tryby w UE działają sprawnie i niekoniecznie poziom euroentuzjazmu w społeczeństwach będzie wzrastać. Sądzę, że dopiero późną jesienią w polityce europejskiej coś nowego zacznie się konstytuować, kiedy koronawirus zacznie zmierzchać i będzie wiadomo, w jaką stronę podążą Stany Zjednoczone.

Andrzej Duda wygra te wybory?
Zawsze, gdy dochodzi do kataklizmu, mamy efekt konsolidacyjny; obywatele, w tym szczególnie ci, którzy na co dzień nie interesują się życiem publicznym, gromadzą się wokół tego, kto aktualnie sprawuje władzę. Margaret Thatcher być może byłaby największą przegraną premier w historii Wielkiej Brytanii, gdyby nie argentyńska agresja na Falklandy-Malwiny.

Wybory Polsce w 1935 roku, absolutnie niedemokratyczne i bojkotowane przez opozycję – od narodowców po socjalistów – cieszyły się niską jak na ówczesne lata frekwencją, ale takie same niedemokratyczne wybory w roku 1938 już miały wysoką frekwencje ze względu na poczucie niemieckiego zagrożenia.

Ten efekt będzie działał także teraz, tylko nie wiemy, jak długo. Najtrudniejszy moment dla PiS-u nastąpi, jeżeli utrzymałby władzę i pojawiłyby się zjawiska wychodzenia z kryzysu gospodarczego i pandemii, ponieważ wówczas rosną gwałtownie aspiracje społeczne, a nie ma jeszcze możliwości ich zaspokajania. Na tym mechanizmie Winston Churchill przegrał wybory chwilę po zwycięskiej II wojnie światowej.

Innym czynnikiem, który ułatwia prezydentowi funkcjonowanie w tej quasi-kampanii wyborczej, jest sytuacja wśród opozycji. Nigdy nie spajała jej jakaś głębsza, wspólna idea polityczna, ale przynajmniej zbliżały wspólne interesy. Dziś ujawniły się ich różnice i także dlatego Andrzej Duda jest faworytem i pozostanie nim pewnie przez najbliższe kilka miesięcy. Z drugiej strony wielu z jego kontrkandydatów być może nie ma czego zazdrościć w perspektywie ewentualnej reelekcji, bo być prezydentem w kontekście tego, co może się zdarzyć nie tylko w Polsce, ale i na świecie, może być bardzo trudne. Można zatem powiedzieć, że wynik wyborów, jeśli odbędą się w najbliższym czasie, jest raczej rozstrzygnięty, ale polska polityka w obliczu światowego kryzysu gospodarczego, pandemii i wyborów w USA może być mocno niestabilna, dużo bardziej niż w ostatnich latach.


Zdjęcie główne: Andrzej Duda, Fot. Flickr/KPRM/Krystian Maj, licencja Creative Commons; zdjęcie w tekście: Rafał Chwedoruk, Fot. YouTube, licencja Creative Commons

Reklama