IPN opublikował informacje pochodzące z tzw. zbioru zastrzeżonego. To dokumenty komunistycznej bezpieki, które zostały przejęte i utajnione przez służby specjalne III RP. Z tej okazji specjalną konferencję zorganizował IPN. Tajny katalog zwany “zetką” obrósł legendą. Na razie IPN na stronach opublikował spis dokumentów (coś na kształt spisu treści). Właściwych dokumentów nie można w ten sposób zobaczyć. Czy szykuje się lustracyjne trzęsienie ziemi? Zapytaliśmy historyka, prof. Andrzeja Paczkowskiego.

Prof. Andrzej Paczkowski, Fot. Wikimedia Commons

Justyna Koć: Panie profesorze, IPN opublikował spis dokumentów z tajnego zbioru. Spodziewa się pan, że to będzie trzęsienie ziemi, albo bomba?
Andrzej Paczkowski:
Nie spodziewam się jakiejś bomby. Z tego, co zdążyłem przejrzeć, a przejrzałem 203 strony z 216 tego spisu, to żadne nazwisko – a o te właśnie chodzi w lustracji – nie jest znane. To są oczywiście wszystko indywidualne przypadki, każda z tych osób może mieć własne problemy czy też środowiskowe, ale politycznych żadnych sensacji nie wiedziałem.

Ten zbiór dokumentów bezpieki utajniły służby III RP. Można więc było się spodziewać, że tam jednak coś będzie?
Tak, to zbiór, który obejmuje dokumenty wytworzone w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych, właściwie tylko MSW, nie widziałem tam wojskowych dokumentów, ani o wojskowych służbach. W zasadzie z dwóch departamentów, z departamentu I, czyli wywiadu, i departamentu II, czyli kontrwywiadu. Oczywiście mogą tam też być inne, jakieś rozpracowania z innego pionu.

Upubliczniono 400 metrów dokumentów. To dużo, czy mało?
To 6500 jednostek archiwalnych. Proszę pamiętać, że jedna jednostka to może być kilka teczek, a kilka jednostek może dotyczyć tej samej osoby. Nie wiem, czy to jakoś szaleńczo dużo. Cały zbiór IPN to 9 km, więc 400 metrów do 9 km to nie jest jakoś strasznie dużo. Większość tych zbiorów to akta paszportowe, które mają drugorzędne znaczenie w sprawach operacyjnych.

Reklama

Czyli wielkiej sensacji raczej nie będzie?
To bardziej “zupa” dla historyka. Tam historyk będzie miał co robić, jest dużo dokumentów dotyczących różnych operacji, techniki, dotyczących spraw agentów nielegalnych za granicą, co jest bardzo rzadkie, takie dokumenty to prawdziwa perła dla historyka. Jest też dużo rozpracowań cudzoziemców i pracowników ambasad w Polsce. Jakieś studium zajmujące się wywiadem i kontrwywiadem będzie miało co poczytać i nad czym pracować. Jest tam też bardzo dużo akt personalnych funkcjonariuszy, ale nie ministrów czy wiceministrów. Resort bezpieczeństwa zatrudniał dziesiątki tysięcy osób, więc te listy i teczki personalne są bardzo liczne.

Rząd PiS w zeszłym roku zdecydował się na likwidację zbioru zastrzeżonego. Jak pan uważa, dlaczego?
To jest zgodne z ogólną tendencją części działaczy PiS, żeby wszystko ujawnić, bo jak nie, to będziemy ciągle grzęźli w jakichś tam niejasnościach, układach i tym podobnych. To jest błędny pogląd, a przynajmniej od 15 lat, kiedy rozpoczęła się lustracja prawna. Ale tak jest. Proszę pamiętać, że to nie obecny rząd jako pierwszy publikuje. Ten zbiór zastrzeżony również stopniowo był przeglądany i ujawniane były jego poszczególne fragmenty, czyli przechodziły do zbioru ogólnie dostępnego. O ile dobrze pamiętam, to zbiór zastrzeżony miał na początku 1500 metrów, teraz ma raptem 400. W ciągu tych lat kilometr został już odtajniony. Z tą różnicą, że nie było robione do tej pory takie show, ponieważ to odbywało się stopniowo w miarę tego, jak te służby specjalne przeglądały te dokumentacje, bo to przecież one podejmują decyzję.

Między innymi w tych dokumentach “zetki”, które zostały upublicznione, były informacje na temat aktora Jerzego Zelnika, ale to raczej była “afera celebrycka” niż polityczna.
Zdecydowanie, to raczej PR-owa historia.

Czy każdy może zobaczyć ten spis, czy tylko historycy i dziennikarze?
Ten spis dokumentów jest w Internecie na stronach IPN. To tylko spis, ale jeżeli jest tam tajny współpracownik, to jest od razu jego imię i nazwisko i data urodzenia. To jest pewna forma lustracji, ale mieliśmy już listę Wildsteina, więc powinniśmy przyzwyczaić się do takich działań.


pap-maly Zdjęcia główne: PAP/Jacek Turczyk

Reklama