Proszę sobie przypomnieć śp. Lecha Kaczyńskiego jako prezesa NIK-u. Czy ktokolwiek jest sobie w stanie wyobrazić, że prowadzi on tego typu biznesy z bandytą, który jest obwieszony złotem i prowadzi hotelik na godziny? – pyta w rozmowie z nami prof. Marek Migalski, politolog, niezależny kandydat KO do Senatu. – Media pełnią dziś kluczową rolę i dlatego stałyby się pierwszą ofiarą, obok uniwersytetów, nowej władzy, jeżeli jej mandat zostanie przedłużony. To pokazuje wagę tych wyborów. Przedłużenie tych rządów będzie skutkować końcem demokracji w Polsce, jestem o tym absolutnie przekonany – dodaje

JUSTYNA KOĆ: Szef NIK Marian Banaś idzie na urlop po bardzo poważnych oskarżeniach medialnych. Kolejna afera PiS-u w ciągu ostatnich tygodni ujawnia moralne zepsucie władzy?

MAREK MIGALSKI: To już cała seria takich wydarzeń. Zaczynając od wykrycia farmy trolli w Ministerstwie Sprawiedliwości – czyli miejscu, które powinno bronić praw obywateli, a jak widać stało się miejscem atakowania obywateli – po ostatnie rewelacje, że strażnik Straży Marszałkowskiej groził śmiercią jednej z posłanek opozycji. Warto zaznaczyć, że to jeden ze strażników uzbrojonych przez marszałka Kuchcińskiego, bo co prawda pracował w służbie od wielu lat, ale dostał broń palną w wyniku zabiegów i zmiany w przepisach zaproponowanej przez Marka Kuchcińskiego. I wreszcie ta trzecia sprawa, o której pani mówi, najpoważniejsza – fakt, że prezes NIK-u był na krótkiej linii z bandytami, prezes NIK-u, wcześniej minister finansów, a jeszcze wcześniej szef Krajowej Administracji Skarbowej po prostu współpracował z bandytami. Okazuje się, że bandyta może w obecności dziennikarza powiedzieć, że “zadzwoni do Banasia”, i rzeczywiście dzwoni. W poniedziałek prezes NIK w telewizji publicznej rzeczywiście przyznał, że on ten telefon odebrał. To oznacza, że nie tylko kooperuje i współpracuje finansowo z bandytami, ale że też jest na “ty” i jest na telefon. Ja

używam tu sformułowania, że to jest państwo mafijne, nie w sensie przenośni, ale wprost i dosłownie. Sytuacja, kiedy bandyci są w najlepszej komitywie z najwyższymi urzędnikami państwowymi i współpracują z nimi, robią biznesy, nawet jeśli jest on legalny, to jest to jednak coś niebywałego.To są naprawdę standardy rosyjskie.

Kilkanaście dni temu, gdy rozmawialiśmy o aferze hejterskiej, wydawało się, że większa afera zdarzyć się tej władzy nie może. Jest pan zaskoczony?
Z każdym tygodniem okazuje się, że ta władza może nas zaskakiwać, szkoda tylko , że na gorsze. Coś, co jeszcze tydzień temu wydawało się niemożliwe, dziś jest możliwe, a za tydzień będzie oczywiste i być może będzie przyćmione wydarzeniami jeszcze bardziej bulwersującymi. To będzie oznaczało, że państwo stacza się w otchłań. Proszę sobie przypomnieć śp. Lecha Kaczyńskiego jako prezesa NIK-u. Czy ktokolwiek jest sobie w stanie wyobrazić, że prowadzi on tego typu biznesy z bandytą, który jest obwieszony złotem i prowadzi hotelik na godziny? To pokazuje degrengoladę PiS-u, jak i państwa pod rządami tej formacji. Jeżeli ktoś twierdzi, że ta partia się nie zmieniła i że nie zmieniła Polski, to jest to najlepszy dowód. Chyba nawet wyborcy PiS-u uznają, że nie wyobrażają sobie takiego dialogu między Lechem Kaczyńskim, prezesem NIK-u, a sutenerem i bandytą oskarżanym o udział w wojnie gangów w Krakowie, co mieliśmy okazję wysłuchać w reportażu “Superwizjera”.

Reklama

Pytanie, czy wyborcy PiS-u uznają to za aferę, czy nie, bo na razie słupki poparcia ani drgną.
Myślę, że są wyborcy PiS-u, na których nic nie działa i choćby zobaczyli najstraszniejsze rzeczy, to uznają, że tej partii należy się ich głos.

Mam jednak nadzieję, że wśród tych 40 proc. wyborców, którzy deklarują, że zagłosują na PiS, jest jakaś część – mam nadzieję, że znacząca – która powie dosyć. To już przestało być śmieszne, zabawne, to już przestało być żenujące, to po prostu zaczęło być groźne.

Okazuje się, że państwo jest państwem nie tylko mafijnym, ale i tekturowym – co robiły służby, które sprawdzają podobno pana Banasia? Odpowiedzi są tu dwie: albo nic nie wiedzą, a to oznacza, że państwo jest ślepe i tak naprawdę służby nie widziały tego, co my zobaczyliśmy w reportażu, i nie wiedziały o powiązaniach bardzo wysokiego urzędnika państwowego z gangsterami, albo chciały tę wiedzę zachować dla siebie, czyli szantażować tego urzędnika. To oznacza, że te służby nie są ślepe, tylko że rozgrywają własną grę z władzą, są państwem w państwie, mają własne interesy i potrafią ukrywać groźne dla państwa informacje, szantażować urzędników, a to oznacza, że mamy nową SB. To Służba Bezpieczeństwa się tak zachowywała, miała papiery na ludzi władzy, które trzymała w szafie, aby móc ich szantażować.

Wracamy do PRL?
Napisałem ostatnio tekst o “gierkowszyźnie 2.0”, bo mam takie wrażenie, że to, co oglądamy, jest parodią PRL. Począwszy od tego, że produkcję Fiata 126p zastąpiono pomysłem miliona aut elektrycznych, budowę trasy W-Z czy Dworca Centralnego zastąpiono pomysłem Centralnego Portu Lotniczego. Ze 100 tys. mieszkań, które miały być oddane, okazało się, że oddano 800. I iście barejowską sceną było wystąpienie premiera Morawieckiego, który chwali się oddaniem kolejnych tysięcy mieszkań, tyle tylko, że za nim widać blok, w którym mieszkańcy siedzą na balkonach pozbawionych barierek! Plus tępa propaganda, która jak żywo przypomina telewizję Szczepańskiego, która łączy brutalną, prorządową propagandę z ludycznym rysem kulturowym.

Zupełnie jakby PiS było grupą rekonstrukcyjną, która chciałaby pokazać młodzieży, jak wyglądał PRL. W tym znaczeniu to, że służby specjalne albo były ślepe, albo bardzo dobrze wiedziały, co się dzieje z Banasiem, ale chciały tę wiedzę zostawić dla siebie, oznacza, że mamy także nową SB.

Premier Morawiecki wiedział, że Banaś jest kontrolowany i mimo to powoływał go na kolejne stanowiska, aż został szefem NIK-u, jednej z najważniejszych instytucji, która ma patrzeć innym na ręce. Jak to w ogóle możliwe?
NIK jest absolutnie jednym z najważniejszych urzędów, przypominam, że jest to organ konstytucyjny i powinien być całkowicie apolityczny, a wygląda na to, że premier albo nie wiedział, albo wiedział i polityczne uwarunkowania lub wewnętrzne uwarunkowania w obozie władzy zmusiły go do akceptacji. Tak czy inaczej, to pokazuje jego ogromną niesuwerenność, ale też, że przedkłada interesy partyjne, a może swoje osobiste ponad interesy państwa. Trudno sobie wyobrazić kogoś gorszego na stanowisku szefa NIK-u niż pan Banaś.

Banaś nie wiedział, komu wynajmuje kamienicę, Ziobro nie wiedział, czym zajmuje się jego wiceminister Piebiak… Rządzą nami nieudacznicy, którzy nic nie wiedzą?
Tu mamy właśnie ten dylemat: albo rządzi nami banda nieudaczników, którzy nie mają bladego pojęcia o tym, czym zarządzają i co należy do ich obowiązków, albo odwrotnie: mamy do czynienia z ludźmi, którzy przymykają na to oko. To pokazywałoby, że to władza, która ma służyć obywatelom Rzeczpospolitej, służy jednej partii politycznej.

W normalnej sytuacji co powinno się stać z Marianem Banasiem, szefem NIK-u, po ujawnieniu takich informacji?
Zaraz powiem, co powinno się stać, ale jestem przekonany, że nic z tego się nie stanie, bo mamy nienormalną sytuację.

Normalnie pan Banaś powinien stanąć przed kamerami, a nie uciekać przed dziennikarzem i opinią publiczną, głęboko się skłonić i przeprosić, po czym odsunąć się z życia publicznego, aby nikt go już nigdy nie zobaczył na oczy – zrezygnować z pełnienia funkcji publicznych.

Oczywiście stanie się inaczej: pan Banaś udał się właśnie na urlop, z którego wróci po 13 października. To oczywiste, że chce nam zniknąć z oczu, ale tylko do wyborów. Później objawi się nam w pełniej krasie, tak jak pan Piebiak i reszta strasznych postaci, które mieliśmy okazję oglądać. Jedyną konsekwencję poniesie biedny, szary, ogłupiały strażnik marszałkowski, bo jakiegoś kozła ofiarnego trzeba będzie znaleźć.

To kolejna afera, którą wytropili dziennikarze. To dobrze świadczy o śledczych dziennikarzach, ale fatalnie o służbach?
Na szczęście są jeszcze wolne media i dobrzy dziennikarze śledczy. Nie miejmy jednak złudzeń – gdy PiS wygra wybory, wszystkie media zostaną przejęte przez władzę i programy będą wyglądać tak jak słynna debata w lubelskim oddziale telewizji publicznej sprzed 3 tygodni, kiedy ostatnie 4 lata rządów PiS oceniało czterech polityków PiS-u i nikt więcej. Media pełnią dziś kluczową rolę i dlatego stałyby się pierwszą ofiarą, obok uniwersytetów, nowej władzy, jeżeli jej mandat zostanie przedłużony. To pokazuje wagę tych wyborów. Przedłużenie tych rządów będzie skutkować końcem demokracji w Polsce, jestem o tym absolutnie przekonany. To będzie inny kraj. Oczywiście będziemy mogli przy stole poopowiadać sobie antyrządowe dowcipy, ale to wszystko.

Nie zobaczymy opozycyjnych polityków i publicystów czy opozycyjnych opinii w mediach publicznych, ale i prywatnych, bo zostaną zduszone, zastraszone albo po prostu pozamykane, jak to się stało na Węgrzech.

Jest aż tak źle?
To prawda, że to pesymistyczna wizja, ale nie jesteśmy w niej bezsilni, jeszcze… 13 października jeszcze możemy powiedzieć, czy to się nam podoba, czy nie. Ja ciągle liczę na to, że większości Polaków to się nie podoba i nie chcą żyć w podróbce PRL-u, uwspółcześnionej o nowe technologie. Liczę, że ten straszny obraz, który wyłania się na końcówce tych rządów PiS-u, na tyle odstraszy wyborców tej partii i jednocześnie pobudzi tych, którzy myśleli, aby zostać w domu, że ta władza zostanie pogoniona i przywrócona zostanie liberalna demokracja ze wszystkimi jej wadami i zaletami, ale przede wszystkim z tym całym “oprzyrządowaniem”, które pozwala ludziom żyć w sposób nieskrepowany. Tak jak oni chcą, a nie jak chce Jarosław Kaczyński, który ostatnio sformułował, co to według niego jest rodzina, a za chwilę okaże się, że będzie określał, w jakich mundurkach czy garniturach chodzimy i jak wysoko przed kolano mogą nosić spódniczki kobiety, bo jak wiadomo prezes zna się najlepiej na wszystkim, wiec i tę kwestię będzie regulował.

Czy ten natłok afer i ich skala może zmobilizować centrowy elektorat?
Sądzę, że tak, i wierzę w to. To jest ten elektorat, który zazwyczaj mówi “mnie się dobrze żyje, a co mi tam władza może zrobić”, zazwyczaj chodzi do prywatnego lekarza, który jeździ na zagraniczne wakacje i polityka go nie obchodzi.

Te ostatnie wydarzenia pokazują, że jeśli oni zostaną w dniu wyborów w domach, to ich życie też się zmieni.

To nie dlatego, że przez następne 4 lata będą musieli oglądać smutne twarze dziennikarzopodobnych podróbek telewizji publicznej, ale to naprawdę zacznie ingerować w ich życie. Władza zacznie ingerować w model rodziny, który im zaordynuje Jarosław Kaczyński razem z abp. Jędraszewskim, i będą musieli zaakceptować, że ich życie jest inwigilowane. Warto, żeby każdy dziś się nad tym zastanowił.


Zdjęcie główne: Marek Migalski, Fot. Flickr/Edvard Kožušník/©kozusnik.eu

Reklama