Trzeba odróżnić kwestię udziału Ziobry w rządzie od przedterminowych wyborów. Marszałek Terlecki występuje tu w roli rzeczywistego premiera Jarosława Kaczyńskiego i mówi: słuchaj, Zbyszku, my już mamy ciebie dość. Jeżeli ta groźba miałaby się zmaterializować za pomocą pełniącego obowiązki premiera Morawieckiego, to wcale nie oznacza przedterminowych wyborów, bo jest jeszcze scenariusz rządu mniejszościowego, którego mamy w Polsce długą tradycję sięgającą rządu Jerzego Buzka – mówi nam prof. Antoni Dudek, politolog i historyk z UKSW. I dodaje: – Ziobro gra o kilka proc., które będą mu potrzebne, aby przetrwać po najbliższych wyborach parlamentarnych
Solidarna Polska zgłosiła w Sejmie wniosek o zawieszenie płacenia przez Polskę składek do Unii. Czy Ziobro i jego partia dla kilku proc. poparcia są w stanie zrobić największą głupotę?
ANTONI DUDEK: Z ich punktu widzenia to nie kilka, a dokładnie powyżej 3 proc. jest kwestią przetrwania w polskiej polityce, dlatego że wracamy do sytuacji, która miała moim zdaniem miejsce krótko po wyborach prezydenckich w 2020 roku, czego wprawdzie nam nie potwierdzono, ale wiemy to z przekazów pośrednich, że wtedy to prezes Kaczyński odrzucił propozycję Ziobry włączenia Solidarnej Polski w szeregi PiS. Od tego czasu dla Ziobry stało się jasne, że musi się liczyć z tym, że w następnych wyborach już nie będzie dla niego miejsca na wspólnej liście i musi się jakoś od PiS-u odróżniać. To jest praprzyczyna tych kolejnych zachowań, z których on ostatnio słynie, jak choćby właśnie pomysł o niepłaceniu składki.
Oczywiście Ziobro tego nie zablokuje, natomiast po raz kolejny dał do zrozumienia części tego najtwardszego elektoratu, że to on jest obrońcą suwerenności Polski, a Kaczyński jest kapitulant, i o to mu chodzi.
Ziobro gra o kilka proc., które będą mu potrzebne, aby przetrwać po najbliższych wyborach parlamentarnych. To będzie rzutowało na sytuację przez najbliższe miesiące do wyborów, bo Ziobro nie odpuści, i nawet gdy ta sprawa zostanie rozważana, bo w końcu zostanie, to wymyśli następną „operację tożsamościową”, z tą samą intencją. Oczywiście on się do tego nie przyzna, ale zdaje sobie sprawę, że cała operacja zmian w wymiarze sprawiedliwości skończyła się wielką klęską, on obciąża za to UE i premiera Morawieckiego, prezydenta Dudę, ale faktem jest, że skończyło się to fiaskiem.
Musi teraz mieć kolejne paliwo do opowieści w następnym Sejmie, bo jeżeli będzie miał 7 czy 15 posłów, to opowieści o reformowaniu wymiaru sprawiedliwości będą kompletnie niewiarygodne. Zresztą on chyba rozumie, że to ludzi coraz mniej obchodzi, natomiast na prawicy, na której zabiega o głosy, będzie walczył z polityką klimatyczną UE, uzasadnionymi roszczeniami TSUE itd. Zresztą od dłuższego czasu widać, że on bardziej zajmuje się polityką zagraniczną, niż wymiarem sprawiedliwości.
Szef klubu PiS, Ryszard Terlecki, skomentował to zachowanie Ziobry słowami, że lada chwila może stracić cierpliwość. Czy to groźba wcześniejszych wyborów?
Trzeba odróżnić kwestię udziału Ziobry w rządzie od przedterminowych wyborów. Marszałek Terlecki występuje tu w roli rzeczywistego premiera Jarosława Kaczyńskiego i mówi: słuchaj, Zbyszku, my już mamy ciebie dość. Jeżeli ta groźba miałaby się zmaterializować za pomocą pełniącego obowiązki premiera Morawieckiego, to wcale nie oznacza przedterminowych wyborów, bo jest jeszcze scenariusz rządu mniejszościowego, którego mamy w Polsce długą tradycję sięgającą rządu Jerzego Buzka.
Od czasu, gdy weszła w życie konstytucja 1997 roku, mogą w Polsce funkcjonować rządy mniejszościowe – czyli kiedy rząd nie ma większości, ale nie ma też innej większości alternatywnej w Sejmie.
Taki rząd trwa do końca kadencji, ma oczywiście problem z przeprowadzaniem ustaw, ale nie ma podstaw prawnych, aby go usunąć, ponieważ nie ma alternatywnej większości. Tak było z rządem Jerzego Buzka po wyjściu z koalicji UW, tak było z rządem Marka Belki, od pewnego momentu z rządem Millera, Marcinkiewicza, zatem również rząd Morawieckiego może być mniejszościowy przez najbliższy rok z okładem. Oczywiście tak być nie musi, jeżeli prezes Kaczyński zdecyduje się na przedterminowe wybory.
Usunięcie Ziobry z koalicji też nie jest przesądzone. Jestem sobie w stanie wyobrazić kolejny zgniły kompromis. Gra toczy się o ustawę likwidującą Izbę Dyscyplinarną, której Ziobro nie chce poprzeć, a Kaczyński nie chce do jej uchwalenia pomocy posłów opozycji. Być może Kaczyński uzna w końcu, że potrzebujemy tej ustawy, aby UE odblokowała nam pieniądze, i przegłosuje ustawę z PSL, który zadeklarował poparcie w tej sprawie, a Ziobro niech decyduje, czy zostaje w rządzie, czy nie. To będzie upokorzenie dla całej Solidarnej Polski, ale może zostanie w rządzie.
Sam Ziobro gra na czas, bo dla niego jest ważne to, że jest prokuratorem generalnym i ministrem sprawiedliwości i cała masa jego ludzi siedzi w rządzie i w spółkach Skarbu Państwa,
bo gdyby dziś został wyrzucony i jego ludzie, a można to zrobić w ciągu 48 godzin, to cała jego armia traci grunt pod nogami, a do wyborów ponad rok. To byłaby forma zagłodzenia ziobrzystów, bo znaleźliby się w dramatycznym położeniu. Nie ma co kryć, że to taka partyjka pasożytująca na państwie za pośrednictwem PiS-u. Odcięcie jej od tego wszystkiego oznacza dla Ziobry katastrofę i musi iść z zaskórniakami do wyborów, które dopiero za rok. Zatem może to przełknąć, zwoła ze dwie konferencje, na których pokrzyczy, że to zdrada Polski, ale z rządu nie wystąpi.
Jestem sobie w stanie wyobrazić taki scenariusz, choć to kuriozum. Natomiast jeżeli rzeczywiście trzymamy się scenariusza, kiedy PiS myśli rzeczywiście o przedterminowych wyborach, to kluczem jest dogadanie się z PO, która w tej sprawie nie ma moim zdaniem jasnego stanowiska, każdy inny sposób rozwiązania Sejmu dla PiS byłby bardzo trudny. Pytanie, czy gdyby Kaczyński zdecydował się na uderzenie totalne, czyli wyrzuca z rządu Ziobrę i robi od razu wcześniejsze wybory, to czy PO to poprze. Donald Tusk wysłał w tej sprawie sprzeczne sygnały, bo mówi, że jest gotów rozmawiać na ten temat, ale nie w sytuacji wojny.
Jestem niestety przekonany, że ta wojna w jakiejś formie będzie także jesienią 23 roku, a konflikt na wschodzie będzie tlił się długie lata.
Ewidentnie Donald Tusk zostawia więc sobie furtkę w tej sprawie.
Który scenariusz pan obstawia?
Nie jestem w stanie tego ocenić, nawet jak się skończy sprawa komisji sejmowej, gdzie utknęli nad prezydenckim projektem, i tam się zmienia sytuacja z godziny na godzinę. Uważam generalnie, że polska polityka przestała przypominać jakąkolwiek logikę, znaną z bardziej zaawansowanych, dojrzałych demokracji zachodnich. U nas wszystko jest możliwe.
Gdybym był zawodowym politykiem, to rozumiałbym, że wybory dziś nie opłacają się żadnej ze stron, bo wynik jest niejednoznaczny. Jeżeli przełożymy dzisiejsze sondaże na liczbę mandatów, to PiS ma w Sejmie największy klub, czy z Ziobrą, to nie ma znaczenia, ale nie będzie to klub mający większość, tylko około 200 mandatów. Będzie potrzebował więc około 30 mandatów, aby mieć większość, i PiS będzie musiał sobie znaleźć koalicjanta. Wszystko teraz zależy od tego, kto jeszcze wejdzie do Sejmu. PiS nie opłaca się pakować w sytuację mniej stabilną, kiedy dziś ma z grubsza większość. Z kolei PO po takich wyborach miałaby klub numer dwa, czyli trochę ponad sto mandatów, ale musiałaby próbować stworzyć tzw. kordonową koalicję anty-PiS, i pytanie, z kim, bo nie wiemy, ile będzie miał Hołownia, ile Lewica, a ile PSL, i przede wszystkim, co z Konfederacją.
Z uwagi na to, co się z nią stało po rozpoczęciu wojny na Ukrainie, nie jest jasne, czy ta formacje w ogóle przetrwa do wyborów.
Ilość niewiadomych jest zatem spora, jednak stawiam, że scenariusz na wcześniejsze wybory jest jednak mniej prawdopodobny, aczkolwiek może się tak zdarzyć, że Jarosław Kaczyński wstanie któregoś dnia i stwierdzi, że ma dość Ziobry i znosi go już tyle lat, że koniec, to nastąpi ciąg wydarzeń, który opisałem wcześniej.
KE uruchamia mechanizm warunkowości w stosunku do Węgier. Co to oznacza dla Polski, jak powinna na to patrzeć?
Ciągle uważam, że rząd polski nie poprze działań Unii wymierzonych w Orbána, mimo że doszło do rozwodu między PiS a Fideszem i Kaczyńskim a Orbánem na tle agresji rosyjskiej na Ukrainę. Ta współpraca dalej będzie, bo obie strony mają problem z UE. Zresztą jak się spojrzy na historię tej miłości, a fundamentem był zimny wykalkulowany interes, bo obie strony obiecywały sobie weto, to ten sojusz świetnie działał i nie sądzę, aby został anulowany, bo strony pokłóciły się o sprawę Rosji.
Oczywiście nie będzie gromkich deklaracji, a wręcz ta retoryka zostanie wyciszona, ale po cichu na sali obrad okaże się, że jednak Polska popiera Węgry.
Nie wierzę w taką totalną reorientację Polski w kwestii UE, bo jeżeli PiS przestanie popierać Orbána, to po co utrzymywać pana Ziobrę. To byłby zwrot o 180 stopni i moim zdaniem Jarosław Kaczyński się na to nie zdecyduje. Być może zrobiłby to premier Morawiecki, ale ciągle w PiS decyduje Jarosław Kaczyński.
My mamy swoje problemy z funduszami unijnymi. Czy grozi nam uruchomienie tego samego mechanizmu, co wobec Węgier?
Tu trzeba rozgraniczyć dwie kwestie. Pierwsza to Krajowy Plan Odbudowy, gdzie przepadła nam już zaliczka i jak rozumiem, jest ta kwestia dogadana przez prezydenta Dudę i premiera Morawieckiego, że jak wykonamy gest dobrej woli i obóz rządzący uchwalił ustawę o likwidacji ID, to je dostaniemy. UE odbierze to jako akt dobrej woli i odblokuje nam KPO. Natomiast to nie rozwiązuje problemu generalnie, tylko jej pierwszego etapu. Pozostaje reszta sporu o kwestię reformy sądownictwa i praworządność i nie wiem, jak to się skończy. Na pewno najpierw musi być rozwiązana kwestia pierwsza.
Potem, jeżeli UE miałaby być rygorystyczna, to na pewno grozi nam wejście w tę procedurę, stąd nie wierzę w koniec sojuszu z Węgrami. Dziś wszystko jest w zawieszeniu i czeka na decyzję, a odbywa się kosztem Polaków, bo tracimy kolejne środki, które są bardzo potrzebne, ale cóż mogę poradzić.
W końcu to przesilenie będzie musiało nastąpić i premier Morawiecki naciska na prezesa Kaczyńskiego, aby to jakoś rozwiązać, a prezes łudził się chyba długo po wybuchu wojny w Ukrainie, że to wszystko zresetuje i UE skapituluje. Widać, że tak się nie stanie i KE nie odpuści polskiemu rządowi wszystkich grzechów,
może jest skłonna przymknąć oko i pójść na rękę w kwestii ID, ale ani kroku więcej. Zobaczymy, co postanowi prezes Kaczyński, bo to musi nastąpić, a wręcz ten moment się zbliża, skoro wprowadzono pod obrady ustawę o likwidacji Izby.
PiS potrzebuje pieniędzy z KPO jak kanna dżdżu.
PiS i my wszyscy tego potrzebujemy, niewątpliwie gdyby nie to, to ta ustawa latami by leżała w zamrażarce. Nie zmienia to faktu, że PiS ciągle czeka na decyzję prezesa, która może zapaść dziś, a może dopiero za miesiąc. Trudno tu cokolwiek racjonalnego przewidywać, bo to się wymyka z racjonalnej analizy.
(JUK)
Zdjęcie główne: Zbigniew Ziobro i Mateusz Morawiecki w ławach rządowych w Sejmie, Fot. Flickr/KPRM/Krystian Maj, Public domain; zdjęcie w tekście: Antoni Dudek, Fot. Cezary Piwowarski, licencja Creative Commons