Inflacja? Politycy nie muszą się jej bać. Nie, skoro pracują nad przyznaniem sobie podwyżek. – Mamy do czynienia z kryzysem i ciężkimi czasami – tłumaczy Tadeusz Cymański.

To się nazywa tupet! Polacy muszą radzić sobie z szarżującymi podwyżkami, skaczącymi ratami kredytów, a tymczasem władza… pracuje nad podwyżkami dla siebie. Gdy tę bulwersującą sprawę ujawnił „Fakt”, suweren zdecydowanie nie wyraził zrozumienia. I dość bezczelne wypowiedzi niektórych polityków obozu władzy raczej nie przekonają ich do słuszności działań władzy.

Biedni politycy!

Oto Tadeusz Cymański żali się, że „mamy trudne czasy”, więc politycy zasługują na podwyżki. Zresztą, to nie są wcale podwyżki, tylo „waloryzacja”.

Sejm nie jest potraktowany ani lepiej, ani gorzej, bo podwyżki będą w całej sferze budżetowej. To nie jest tak, że siebie traktujemy lepiej niż innych. Nie ma tu niczego, co dawałoby podstawy do twierdzeń o szczegółowym, uprzywilejowanym traktowaniu – przekonuje Cymański w rozmowie z Interią. – To nie podwyżka, tylko waloryzacja. W tej chwili, niestety, wzrost wynagrodzeń jest niższy niż wzrost cen. Mamy do czynienia z kryzysem i ciężkimi czasami – podkreśla polityk Solidarnej Polski.

Milczenie jest złotem

Okazję, by milczeć, zmarnował też Ryszard Terlecki. Dziennikarka „Gazety Wyborczej” Justyna Dobrosz-Oracz zapytała wicemarszałka Sejmu, czy to dobry czas na takie ruchy, tym bardziej, że łatwo przewidzieć reakcję ludzi.

Reklama

 Zawsze tak reagują na wszelkie zmiany, a te zmiany wynikają z rewaloryzacji – wyjaśnił Terlecki. Gdy dziennikarka przypomniała mu, że politycy dostali duże podwyżki zaledwie rok temu, odparł tylko: „No tak”.

Terlecki nie chce, by decyzja o kolejnych podwyżkach została wycofana. Domaga się tego opozycja.

Reklama