Kto miał kiedykolwiek wątpliwości co do przyczyn i mechanizmu tzw. katastrofy smoleńskiej, ten powinien uważnie zastanowić się nad takim oto obrazem. Macierewicz jak wariat pędzący na łeb na szyję w kawalkadzie swoich limuzyn, mający gdzieś wszelkie przepisy o ruchu drogowym, bez pardonu przejeżdżający skrzyżowanie na czerwonym świetle i błyskawicznie umykający, jak przestępca, z miejsca karambolu w Lubiczu pod Toruniem. Oto bynajmniej nie wyjątkowy, ale uderzająco reprezentatywny przykład działania ludzi PiS – mieszanina arogancji, buty, głupoty, braku wyobraźni.
Nie było przecież żadnej istotnej przyczyny, która uzasadniałaby ów rajd ministra obrony na złamanie karku. Przepraszam – była przyczyna arcyważna. Najpierw zdążyć do Rydzyka, a potem od Rydzyka zdążyć na północnokoreańską w stylu oficjałkę związaną z wręczeniem Wodzowi nagrody Człowieka Wolności 2016, przyznanej przez bratnią redakcję tygodnika – nomen omen – “wSieci”.
Tak właśnie doszło do katastrofy smoleńskiej: była rezultatem pośpiechu, organizacyjnego niechlujstwa, braku wyobraźni i postawy “jakoś to będzie”, podlanych sosem pychy i piramidalnej hucpy.
Można to jak w soczewce zobaczyć w incydencie z Macierewiczem. Tyle że miał on więcej szczęścia, bo rozminął się z brzozą.
Na okładce najnowszego numeru pisma bliźniaków Karnowskich, obok sweet foty uśmiechniętego dobrotliwie Naczelnika, widnieje chełpliwa deklaracja: “Wrogowie wolności przegrają”. Oto konstrukcja propagandowa: Wódz jest wcieleniem Wolności, a jego wrogowie są wrogami Wolności.
W wydanym kilkanaście lat temu studium “O perfidii” prof. Mirosław Karwat napisał m.in. o pojęciu mowy dwoistej, czyli dwójmowy, pojęciu sformułowanym przez George’a Orwella, a po latach opisanym przez Czesława Miłosza w jego słynnym “Zniewolonym umyśle”: “Określenie to odnoszone jest do pokrętnego języka polityków, urzędników, propagandystów, autorów reklam, kapłanów. Języka, który nie tyle ma coś wyrazić (…) i nie tyle coś przekazać, ile coś ukryć, wywrzeć wrażenie, przytłoczyć, zdezorientować lub onieśmielić (a nawet zastraszyć) odbiorców, wzbudzić w nich poczucie zobowiązania do czegoś (…)”.
Sam Orwell tak pisał o mowie podwójnej: “Jej celem jest ukrycie bądź »upiększenie« prawdy. To, co złe, stara się przedstawić jako dobre, to, co negatywne, jako korzystne, to, co nieprzyjemne, jako atrakcyjne albo przynajmniej znośne. Jest to mowa, która ukrywa myśli”.
Właśnie z czymś takim mieliśmy do czynienia w czasie owej oficjałki “wSieci”. Piotr Zaremba i Beata Szydło człowieka, który brutalnie łamie wolność i konsekwentnie przygotowuje jej dalsze ograniczenia, nazwali Człowiekiem Wolności i piali ociekające wazeliną wiernopoddańcze peany na jego cześć. Sam zaś bohater uroczystości uderzająco dokładnie wypełnia kryteria tak oto definiowane przez Karwata: “Na tym właściwie polega cała sztuka wymowy perfidnej: zasugerować drugiemu człowiekowi tym silniej, tym kategoryczniej, im słabiej, im niewyraźniej ta sugestia jest oprawiona”, a “wypowiedzi, gesty i zachowania niewyraźne, dwuznaczne, mętne lub pokrętne (…) przynoszą owoce zgodne z intencjami intryganta”.
Skąd my to znamy? Czy to nie – wypisz wymaluj – osławiona mowa insynuacji tak charakterystyczna dla Kaczyńskiego? Studium Karwata, skądinąd wydane w 2001 roku, a więc gdy PiS było jeszcze w fazie życia poczętego, jest zresztą istnym katalogiem sposobów działań tej partii, w tym w szczególności sposobu działania samego prezesa Partii. Można nawet nie zagłębiać się w materii tekstu – wystarczy przywołać same tylko niektóre tytuły rozdziałów:
jadowita podstępność, misterne, bezkarne i utrwalone szkodnictwo, praktyczna bigoteria manipulatorska, przewrotna mowa nakazowo-wykrętna, zakłamanie jako atrybut wykrętu, umywanie rąk – spychotechnika, obłudny wykręt pryncypialistyczny, oblicza złośliwości, lisek-chytrusek, anatomia intrygi dezintegracyjnej, człowiek-orkiestra itp.
Toż to prawdziwe studium praktyk PiS, jakby z myślą o tym napisane. Anatomia pisowszczyzny. Jeśli przyjrzymy się takiej akcji PiS, jak np. zburzenie Trybunału Konstytucyjnego przy pozostawieniu jego fasady, to mamy cytowane “bezkarne i utrwalone szkodnictwo”. Wycofanie się z poparcia dla barbarzyńskiego antyaborcyjnego projektu Ordo Iuris to klasyczne “umywanie rąk – spychotechnika” i “zakłamanie jako atrybut wykrętu”. Grzebanie służb specjalnych w strukturach opozycji (w tym Komitetu Obrony Demokracji), to nic innego jak “anatomia intrygi dezintegracyjnej”. “Jadowita podstępność” to atrybut Macierewicza, a “przewrotna mowa nakazowo-wykrętna” to przecież ulubiona mowa Ziobry.
A Błaszczak? “Oblicza złośliwości” z tymi jego listami gończymi za niewinnymi ludźmi. “Lisek-chytrusek”? Marszałek Senatu Karczewski i wicemarszałek Sejmu Terlecki. A “człowiek-orkiestra” toż to przecież Naczelnik Kaczyński. Tylko posłanka Pawłowicz nie wypełnia kryteriów makiawelistycznych, bo ona potrafi grać tylko w “dupniaka”. Kuchciński jest poza klasyfikacją, to ucieleśnienie Sejmu Niemego.
Są też i takie działania PiS, w których jest mniej „makiawelizmu”, za to więcej gry w „dupniaka”.
To w szczególności dwa najnowsze akty wojny totalnej. Pierwszy to nieskrywany, a wręcz ostentacyjny zamiar ubezwłasnowolnienia sądów, drugi to chamskie, na rympał projektowane zawłaszczenie samorządów, w tym kuriozalny plan przyłączenia do Warszawy kilkunastu okolicznych gmin. Jeśli się to dokona, PiS zawładnie niedostępną mu od lat Warszawą, a sama ona stanie się kuriozum w dziejach światowej urbanistyki.
Będzie bowiem jedynym dużym miastem europejskim, w którego granicach, obszerniejszych od Paryża i Nowego Jorku, ciągnąć się będą wielohektarowe przestrzenie, łąki, ugory, pola uprawne, jary, wąwozy, strumyki i mazowieckie piaski, słowem – Dzikie Pola. Pośród których rozsiane będą niegdysiejsze senne miasteczka (wtedy już jako dzielnice), jak Zielonka czy Ząbki, którymi zarządzają dziś na ogół burmistrzowie z PiS.
Owszem, będzie to trochę przypominało peryferie Paryża, tyle że z czasów trzech muszkieterów. To zresztą podobny wyraz komicznej pisowskiej prowincjonalnej megalomanii podobnej do tej, która popycha ich do planów przekopania Mierzei Wiślanej, tego pisowskiego Biełomorkanału, potrzebnego jak dziura w moście.
Zdjęcie główne: Chaim Soutine, “Domy“, olej na płótnie, 1921, Musée de l’Orangerie, Paryż; licencja Wikimedia Commons