W ciągu paru ostatnich tygodni obserwujemy – jedni z oburzeniem, inni z rozbawieniem – próbę ustawienia się przez prezydenta, po bardzo słabej kadencji, w roli politycznego twardziela. Zaskakujący jest radykalizm jego ataku na sędziów, opozycję i Unię Europejską. Po raz pierwszy od czasu walki o prezydenturę z Bronisławem Komorowskim Andrzej Duda używa z taką wyrazistością języka i motywów radykalnego wojującego nacjonalizmu. Dziś w wersji twardszej i bardziej faszyzującej, niż wówczas (i niż kiedykolwiek w czasie całej swojej pięcioletniej kadencji) – pisze Cezary Michalski
Gra Dudy jest ryzykowna. Po pięciu latach jego lawirowania prawicowy elektorat nie wierzy już w „twardość” prezydenta. A z kolei na zwrot w stronę centrum pomiędzy pierwszą i drugą turą może nie starczyć mu czasu. W konsekwencji, nawet jeśli dzisiejsze różnice sondażowe pomiędzy nim i Małgorzatą Kidawą-Błońską w pierwszej turze są naprawdę wyraźne, to
w konsekwencji prawicowego zwrotu Andrzeja Dudy sondaże dotyczące drugiej tury pokazują łatwość przenoszenia głosów prawie całego elektoratu opozycji na kandydatkę KO.
Wystarczy tylko tej tendencji pomóc, co zresztą wcale nie będzie tak łatwe. Czyli po pierwsze rozpocząć mocną kampanię z silnym nowym głosem, a po drugie sensownie i w odpowiednich proporcjach dozować „konkurencję” i „negocjacje” pomiędzy opozycyjnymi kandydatami (i ich elektoratami) w pierwszej turze. Żeby wzajemna walka kandydatów opozycji nie pozostawiła po sobie ran nie do zagojenia.
Duda korzystając ze swojej funkcji o wiele wcześniej rozpoczął kampanię prezydencką. A dokładniej, rozpoczął kampanię do pierwszej tury, w której stawki jego i PiS-u są dwie. Po pierwsze próba zwycięstwa w pierwszej turze.
Sam Jarosław Kaczyński wierzy ponoć w zwycięstwo Dudy w pierwszej turze. Dlatego zdecydował o zmobilizowaniu całego budżetu państwa na „dary”, z którymi będzie jeździł prezydent w kampanii, a także o zmobilizowaniu całego partyjnego zaplecza prawicy i zapomnieniu na czas kampanii, że „są w prawicowej ojczyźnie rachunki krzywd”.
Zwycięstwo w pierwszej turze wzmocniłoby co prawda na chwilę bardzo słabą dziś pozycję Dudy w stawce „delfinów”. Jednak całemu obozowi rządzącej prawicy dałoby przyzwolenie na zniszczenie opozycji i wszystkich instytucjonalnych czy proceduralnych pozostałości polskiej demokracji.
Kolejną stawką pierwszej tury jest konieczność zmobilizowania przez Dudę twardego elektoratu PiS i obrona prawej flanki przed Krzysztofem Bosakiem oraz Konfederacją. Jeżdżąc po „Polsce powiatowej”, atakując sędziów, elity, opozycję, Brukselę, Andrzej Duda ruszył do walki o prawicową flankę. Uważając, że jego cel na ten etap kampanii to mobilizacja antyliberalnej, prawicowej (faszyzujący język) i socjalnej (kolejne „dary” redystrybucyjne) części polskiej prowincji,
Duda zdecydował się jednak zaryzykować całkowitą utratę elektoratu centrowego i miejskiego.
Prezydent (i jego doradcy) uważa, że nie ryzykuje wiele. Centrowy elektorat miejski nigdy bowiem na Dudę nie zagłosuje. Niewiadomą jest raczej stopień mobilizacji centrowych wyborców po stronie kandydatów opozycji. Na razie Małgorzata Kidawa-Błońska nie rozpoczęła jeszcze na dobre kampanii wyborczej, nie wiadomo zatem, jakie będą zdolności mobilizacyjne jej i jej sztabu. A jej opozycyjni kontrkandydaci są bardzo słabi. Problem drugiej tury Duda pozostawia zatem na później.
To odgrywanie przez Andrzeja Dudę faszysty i prawicowego twardziela na potrzeby pierwszej tury wyborów prezydenckich, żeby zdjąć z siebie odium polityka słabego, miękkiego, lawirującego (tak ocenia go nawet elektorat PiS-u) może być szansą dla Kidawy-Błońskiej w drugiej turze.
Duda swoją kampanią odpycha od siebie centrowy elektorat obawiający się dalszego zaostrzenia konfliktu rządzącej prawicy z UE i całym demokratycznym Zachodem (prowokowanie Brukseli, a nawet amerykańskiego Kongresu, kolejne kroki w stronę mniej lub bardziej formalnego polexitu).
Wybierając walkę o mobilizację i obronę twardego prawicowego elektoratu przed kandydatem Konfederacji, Duda ryzykuje przegraną w drugiej turze, bo pomiędzy pierwszą turą, w której chce odgrywać faszystę, a drugą, w której – jak pokazują sondaże – nie pozyskuje głosów innych kandydatów opozycyjnych oprócz elektoratu Bosaka, może mu zabraknąć czasu na zwrot w stronę centrum.
Cezary Michalski
Autor jest publicystą tygodnika „Newsweek”
Zdjęcie główne: Andrzej Duda, Fot. Flickr/Presidencia de la República Mexicana, licencja Creative Commons