– To świadczy o tym, że tracimy naszą pozycję w Europie przez złą politykę, jaką prowadzi rząd PiS-u – komentuje dla nas pominięcie Polski przez prezydenta Francji Emmanuela Macrona eurodeputowany Michał Boni. I dodaje: – Tu o pomstę woła również brak szacunku dla wspólnych wartości europejskich. Pytamy też o ministra Mariusza Błaszczaka, który uchodźcom mówi nie, ale funduszom unijnym tak, i o planowane zmiany w mediach.

JUSTYNA KOĆ: Prezydent Francji przyjeżdża do Europy Środkowo-Wschodniej, spotyka się z przywódcami Czech, Słowacji, Bułgarii, Rumuni, a największe państwo w regionie – Polskę – pomija. O czym to może świadczyć?
MICHAŁ BONI:
To świadczy o tym, że tracimy naszą pozycję w Europie przez złą politykę, jaką prowadzi rząd PiS-u. Tu o pomstę woła również brak szacunku dla wspólnych wartości europejskich. Oczywiście nie mówię już o takich dodatkowych polsko-francuskich relacjach, jak wypowiedzenie umowy ws. śmigłowców. Myślę, że Francuzi zauważyli też to, co działo się później, czyli ruchy w stronę firm amerykańskich. Wiedzą też, że oni oferowali rozwiązania offsetowe szersze, dobre dla polskiego przemysłu obronnego, a

z tych umów, ustaleń, które podejmuje Macierewicz, dla polskiej gospodarki niewiele wynika.

Jeżeli przy patriotach nie ma offsetu, to znaczy, że nie ma żadnych szans rozwojowych. Na pewno znaczenie też ma to wszystko, co pojawiało się szczególnie w ostatnich kilku tygodniach, czyli brak reakcji na te wszystkie dokumenty przedstawione przez KE. Zresztą czas, który dała komisja ws. braku stabilności systemu sądowniczego, już powoli mija. Jesteśmy krajem, który sam siebie przez działania rządu osłabia, spycha na boczny tor.

Możemy mówić o początkach izolacji Polski?
Ta izolacja już jest. Jak rozmawiam z naszymi przyjaciółmi w Europie, z różnych krajów i z różnych obozów politycznych, to oczywiście oni bardzo szanują dorobek Polski po 1989 roku i po 2004, czyli po wejściu Polski do Unii Europejskiej, i szanują siły demokratyczne, które są w Polsce. Natomiast stawiają ogromne znaki zapytania związane z drogą do autorytaryzmu, podważaniem fundamentu państwa prawa i funkcjonowania mechanizmów demokratycznych. To, co się dzieje, nie jest bezkarne. Można to sprzedawać tutaj, w Polsce, robić propagandę, jak to wstajemy z kolan. Tylko

Reklama

wstając z kolan, ciągle jesteśmy w kruchcie i nawet nie jesteśmy w stanie oczu podnieść na to, co się dzieje na świecie.

Zarówno jeśli chodzi o sprawy dotyczące imigrantów, podejmowania kwestii rozwojowych czy szacunku dla państwa prawa. Sami się przesuwamy na boczny tor i to będzie miało skutki.

Czym może skutkować wizyta Macrona w sferze biznesowej? Wiemy, że chodzi o dyrektywę pracowników delegowanych.
To jest dyskusyjna sprawa, Polska walczy o pewną racjonalność europejskiego rozwiązania, szczególnie w krajach zachodnich. Kiedy kilka lat temu pojawiła się pierwsza próba ograniczania, na zdrowych zasadach, pracowników delegowanych, to udało się w Parlamencie Europejskim, po pierwsze, stworzyć dobrą koalicję państw naszego kręgu, którym na tym gospodarczo i ludzko zależało, a po drugie udało się przekonać głównych partnerów, czyli Francję i Niemcy. Teraz te argumenty są o wiele słabsze, bo

Polska – która jest dużym krajem, a sprawa dotyczy w dużej mierze naszych pracowników delegowanych – nawet jak przedstawia argumenty, jest słuchana z mniejszą uwagą jako kraj niesolidarny, który nie chce współpracować.

Pomijam już fakt, że polskie związki zawodowe, jak “Solidarność” pana Dudy, też zajmują stanowisko, które nie ułatwia negocjacji, bo jest ono bliskie stanowisku europejskich związków zawodowych, ale w jakimś sensie omija dobre rozumienie polskiego interesu w tej sprawie.

Jak Macron jest postrzegany  w Europie? Przypomnijmy, że szedł on do wyborów jako wielki euroentuzjasta mający dążyć do pogłębiania integracji.
Macron był wielką nadzieją w Europie na to, że powstrzyma falę populizmu, przynajmniej u siebie we Francji, co zresztą zrobił. Teraz ma swoje kłopoty w kraju, bo zaczyna mówić o reformach, m.in o reformie rynku pracy. Parę ruchów i niejasności wokół osób, które są jego ministrami, spowodowało podważenie zaufania do tego rządu i do niego, ale to nie zmienia faktu, że jest prezydentem, ma swój rząd i zgromadzenie narodowe. Gdy Wielka Brytania odchodzi, to stanowisko Francji, razem ze stanowiskiem Niemiec, współtworzy podstawowy nurt europejski.

Macron jest wielkim zwolennikiem rozwoju integracji europejskiej i jest w tym racjonalny.

Nie chce federalizmu, który by “zabił” państwa narodowe, i na pewno nigdy tego nie zrobi, bo obudziłby na nowo siły skupione wokół Marine Le Pen. Będzie ostrożny, ale na pewno będzie bardzo mocno angażował się we wszystko, co będzie budowało integrację związaną z jednolitym rynkiem, także cyfrowym, będzie budowało wspólne działania obronne.

Jak Europa patrzy na to, że minister Błaszczak jednego dnia mówi, że nie przyjmiemy uchodźców, bo to terroryści, a drugiego, że skorzysta ze wsparcia Unii przy usuwaniu skutków nawałnic?
Wie pani, oczywiście przy naprawie skutków nawałnic, w ramach odpowiednich funduszy, należy skorzystać.

To jest właśnie ten element egoizmu i takiego sobkostwa:

jak nam są potrzebne pieniądze unijne, to chętnie weźmiemy, ale jak są wspólne działania w sprawie uchodźców, to nas nie ma,

już nie mówiąc o tym, że mówienie, iż uchodźcy to terroryści, po pierwsze z chrześcijańskiego punktu widzenia jest grzechem, grzechem kłamstwa, a po drugie – to nieprawda. Oczywiście całość problemów w Europie bierze się z tej koincydencji zamachów terrorystycznych i zjawisk uchodźczych, ale nie można postawić tu znaku równości. Ten, kto taki znak stawia, prowadzi politykę nacjonalistyczną, populistyczną i ksenofobiczną i buduje strach, zresztą po to, aby rządzić ludźmi i niszczyć to wszystko, co jest nam potrzebne, jak solidarność, rozumienie problemów i współdziałanie.

Myśli pan, że to pominięcie Polski przez prezydenta Francji spowoduje jakąś refleksję wśród rządzących?
Jak patrzę na te 20 miesięcy, to nic ich nie obchodzi, poza tym, żeby nieustannie wstawać z kolan i walić głową w sufit.

Istotne dla nich jest tylko to, żeby realizować wizję państwa zamkniętego, grożącego autorytaryzmem, opartego na strachu –

przykładem dzisiejsze informacje o możliwości ograniczania swobody w Internecie. Dlatego, według mnie, tym również się nie przejmą. Za chwilę pojawią się ataki. Propagandowe stacje rządowe będą wyśmiewać Francuzów, zresztą już mamy takie przykłady, np. to słynne “uczyliśmy Francuzów jeść widelcem”. Dziś już nikt nie pamięta, jakie przywileje nadał w Księstwie Warszawskim Napoleon, które były, co istotne, ważne dla rozwoju gospodarczego przez cały już wiek XIX.

Czy w Europie mówi się już o pomyśle rządu na porządki z mediami?
O mediach się mówi od kilkunastu tygodni, jestem w kontakcie ze stowarzyszeniami wydawców i dziennikarzy europejskich. Oczywiście PiS na zewnątrz nie używa słowa “repolonizacja”, bo wie, że to jest niezgodne z unijnymi zasadami przepływu kapitału i biznesu, tylko mówi o dekoncentracji. Koncentracja mediów jest definiowana w przepisach europejskich jako coś niebezpiecznego, groźnego. Będą na pewno tę strunę poruszać. Również dane pokazują, że na poziomie regionalnym, gdzie ten duży atak może nastąpić, wcale tak dużej koncentracji nie ma. Zobaczymy, jak to będą uzasadniali. Wątki dotyczące Internetu dopiero się pojawiają.


Zdjęcie główne: Witold Waszczykowski i Beata Szydło, Fot. Flickr/P.Tracz/KPRM

Reklama

Comments are closed.