Polecałbym prezesowi, żeby zamiast vox populi, vox Dei wziął sobie do serca maksymę dura lex, sed lex – mówi nam były marszałek Sejmu, senator Marek Borowski. – Marszałek Kuchciński złamał prawo, więc niech nie opowiada teraz głupot. Loty o statusie HEAD to loty oficjalne, z misją oficjalną. Z marszałkiem latały całe tłumy, bez niego również, zatem złamał prawo, ale nie przyzna się do tego. To hipokryzja i brak siły moralnej; będziemy łamać prawo tak długo, jak nas nie nakryją. Jak to się wyda i lud się zdenerwuje, to wtedy będziemy przepraszać, oddawać, zwalniać itd. – dodaje. Pytamy, czy PiS zapłaci wyborami za aferę Air Kuchciński i czy to możliwe, że Kancelaria Sejmu nie wiedziała, z kim i jak lata marszałek.

JUSTYNA KOĆ: Marszałek Kuchciński podał się do dymisji. Jest pan zaskoczony?

MAREK BOROWSKI: To działanie typowe dla PiS-u. Jak dawali sobie nagrody łamiąc prawo, bo żaden regulamin nie przewidywał tego rodzaju rozdawnictwa, to długo szli w zaparte, aż w końcu powiedzieli, że skoro ludziom się to nie podoba, to oddadzą nagrody. Zresztą czy oddali, czy nie – nie wiadomo. Marszałek Kuchciński złamał prawo, więc niech nie opowiada teraz głupot. Loty o statusie HEAD to loty oficjalne, z misją oficjalną, i mogą je wykonywać tylko osoby, które lecą w misji oficjalnej. Z marszałkiem latały całe tłumy, bez niego również, zatem złamał prawo, ale nie przyzna się do tego. Opowiada tylko, że lud tak chce, więc zrezygnuje. To hipokryzja i brak siły moralnej; będziemy łamać prawo tak długo, jak nas nie nakryją. Jak to się wyda i lud się zdenerwuje, to wtedy będziemy przepraszać, oddawać, zwalniać itd.

Dlaczego tak długo prezes czekał, żeby przymusić Kuchcińskiego do dymisji?
Bo nie spodziewał się, że afera nabierze takich rozmiarów. Myślał, że to da się zaklajstrować, stąd poniedziałkowe oświadczenie marszałka, gdzie niby przeprosił i zapowiedział, że odda pieniądze.

Reklama

Mistrzem od klajstrowania jest pan Terlecki, którego ilekroć dziennikarze o coś pytają, to odpowiada “puknijcie się w głowę”, nie ma co robić afery, nie ma o czym mówić, przecież przeprosił.

Prezes myślał, że tak to załatwi i tym razem, ale sprawa rozlewała się z każdym dniem coraz bardziej, bo okazało się, że i inni, jak marszałek Karczewski, mają coś za uszami, że nie tylko rodzina latała z Kuchcińskim, i wyszło na jaw, że powstało przedsiębiorstwo Air Kuchciński.

Do tej pory ten chwyt vox populi, vox Dei działał. Jak będzie teraz?
Trudno powiedzieć, bo wiele zależy od opozycji. Jeżeli będzie mówić jednym głosem, że łamanie prawa nie może mieć miejsca i trzeba natychmiast wyciągać konsekwencje, jeżeli to się dzieje, a nie robić sondaże, czy lud już się zorientował, czy prawo zostało złamane, czy jeszcze nie.

PiS stracił właśnie ewentualną większość konstytucyjną, przestał być teflonowy?
PiS nie miałby większości konstytucyjnej ani wcześniej, ani nie będzie jej miał po wyborach. Natomiast elektorat PiS-u rzeczywiście był teflonowy i trudno powiedzieć, czy teraz ktoś wreszcie dostrzeże, że głównym celem PiS-u jest utrzymanie władzy i ciągnięcie z tego korzyści.

Oczywiście czarne chmury nad PiS-em się zbierają i rolą opozycji jest to pokazywać.

Powinna przypominać wszystkie przypadki radnych, którzy w spółkach Skarbu Państwa dostają po 20 tys. miesięcznie, o nagrodach, o lotach marszałka, aferze KNF. Przypominać też, że prokuratura nic nie robi, a tylko pozoruje działania, jak w przypadku wypadku pani Szydło.

Jak pracuje Kancelaria Sejmu i czy to możliwe, że nie wiedziała, jak i z kim lata marszałek Kuchciński? Tą niewiedzą kancelaria tłumaczy kłamstwa w sprawie lotów i osób na pokładzie.
Moim zdaniem niemożliwe jest, aby kancelaria o tym nie wiedziała. Szefowa kancelarii musiała się skonsultować z marszałkiem Kuchcińskim, co odpowiedzieć, zatem kłamali obydwoje. Mogło się zdarzyć raz czy dwa, że któryś z posłów poprosił marszałka, aby ten zabrał go ze sobą do Rzeszowa. Jednak tu mamy cykliczne wręcz loty. Oczywiście kapitan statku musiał się zgodzić, bo skoro marszałek tak decyduje, to co on ma powiedzieć. Moim zdaniem w przeważającej większości przypadków kancelaria wiedziała.

Zatem mamy kolejny ważny precedens, gdy państwowa instytucja kłamie w oficjalnym piśmie.
To jest sprawa prokuratorska, ale oczywiście prokuratura się tym nie zajmie, a nawet jeżeli, to będzie się tym zajmowała następne dwa lata, chyba że po wyborach zmieni się Prokurator Generalny.

A zmieni się?
Tego nie wiem, ale chciałbym, żeby się zmienił, bo

Ziobro to nieszczęście.

Jak ocenia pan samą konferencję? Marszałek jak uczniak wywołany do tablicy przy mikrofonie czyta z kartki, obok Jarosław Kaczyński za mównicą, tłumaczący marszałka – drugą osobę w państwie…
To tylko można skomentować w jeden sposób: kiedyś mówiono, że państwo było z dykty. Dykta to dość twardy materiał przy tym, co dzieje się dzisiaj, bo teraz mamy państwo z tektury. Pan prezes siedzi jak basza i mówi wszystkim, co mają robić, czego nie robić, interweniuje, wszyscy do niego biegają, biją się o miejsce przy uchu. Trochę się przypomina “Cesarz” Kapuścińskiego; ten był ważny, kto miał dostęp do ucha cesarza. Słyszymy, że wczoraj premier czekał 2 godziny przed Nowogrodzką w samochodzie zanim prezes go przyjął. To nieprawdopodobna samodegradacja. Robią z siebie popychła tłumacząc sobie, że prezes jest genialny.

Marszałek Karczewski napisał kiedyś na Twitterze coś w stylu: nasz świetny wódz prowadzi nas świetlaną drogą do równie świetlanej przyszłości. Muszę powiedzieć, że za PRL nie było takich tekstów.

Prawo nie zostało złamane, a premier Tusk latał dużo więcej – to w skrócie strategia prezesa na konferencji. Może zadziałać?
Przede wszystkim miało być inaczej: miała być pokora, praca i służba. To stary greps PiS-u. Na początku mówili, że “oni kradli”, a my nie będziemy, teraz jak już wiadomo, że też kradną, to mówią, że tamci więcej. Po drugie, Tusk po całej krytyce zrezygnował z lotów rządowym samolotem i zaczął latać rejsowymi lotami, nie szedł w zaparte, nie opowiadał dyrdymałów, nie kłamał. Tutaj

mieliśmy do czynienia z ordynarnym kłamstwem i próbą zaklajstrowania afery.

Co jest gorsze: czy to, że łamane były procedury HEAD w kraju, który tak bardzo dotknięty został konsekwencjami nieprzestrzegania tej procedury, czy ta spirala kłamstw w instytucjach państwowych i w ustach najważniejszych osób w państwie?
I jedno, i drugie. To pierwsze nie miało charakteru incydentalnego. Może się zdążyć, że czasem marszałek poleci gdzieś z żoną i gdyby tak było, to wszyscy machnęliby na to ręką. Marszałek by przeprosił i byłoby po sprawie. Tylko tu zrobiono z tego proceder, to było zupełnie normalne, kto chciał, to latał i miał powietrzną taksówkę z marszałkiem albo i bez marszałka. Dla mnie oczywiście kłamstwo jest gorsze, bo urzędnicy państwowi nie mogą kłamać. Mogą uciekać od informacji, mogą mówić wykrętnie, że nie wiedzą, nie pamiętają, ale nie wolno im kłamać.

W Stanach Zjednoczonych jeżeli urzędnik państwowy skłamie, to zajmuje się nim prokurator. Ostatnio mieliśmy takie przypadki związane z Russiagate, gdzie współpracownicy Trumpa kłamali i to kłamstwo spowodowało, że zajął się nimi prokurator.

Kto zostanie marszałkiem za Marka Kuchcińskiego? Na giełdzie mamy kilka nazwisk, ale najpoważniejsze to Terlecki i Wassermann, a może ktoś zupełnie inny…
Teraz to już nie ma znaczenia. Jedyne, co Kaczyński może próbować robić, to posadzić na fotelu kogoś, kto nie jest umoczony w tej sprawie. Pan Terlecki jest umoczony, pomijając jego bezczelne wypowiedzi, to usprawiedliwiał to wszystko. Jeżeli on zostanie marszałkiem, to ja jako opozycja byłbym zadowolony – to jakby PiS sam prosił się o nokaut. Małgorzata Wassermann przynajmniej nie latała tym samolotem, ale i tak chodzi tu tylko o przedstawienie w stylu “PiS wyciąga konsekwencje”. Dla mnie to gra pełna hipokryzji – łamiemy prawo dopóki nas nie łapią, jak nas złapią, to idziemy w zaparte, kończymy dopiero, gdy sondaże pokazują, że ludzie tego nie akceptują. Polecałbym prezesowi, żeby zamiast vox populi, vox Dei wziął sobie do serca maksymę dura lex sed lex.


Zdjęcie główne: Marek Borowski, Fot. Flickr/Kancelaria Senatu/Michał Józefaciuk, licencja Creative Commons

Reklama