Trump będzie rządził jeszcze co najmniej 2,5 roku. Przez ten czas można zrobić wiele złego, żeby zniszczyć spójność Zachodu. Dla Polski byłoby to niezwykle groźne, bo dobrobyt i bezpieczeństwo Polski było możliwe przez ostatnie ćwierć wieku właśnie dlatego, że mieliśmy zagwarantowane geopolityczne bezpieczeństwo dzięki sojuszowi USA i Europy w sprawach fundamentalnych. Świat do czasu amerykańskich wyborów w roku 2016 był dla Polski bezpieczniejszy. Jeśli Trump dalej będzie go rujnował, czeka nas kryzys o skutkach śmiertelnych – mówi w rozmowie z nami Marcin Bosacki, były ambasador Polski w Kanadzie i były rzecznik MSZ

JUSTYNA KOĆ: Dziwna konferencja dwóch głównych przywódców światowych mocarstw. Czy możemy mówić o nowym otwarciu w relacjach USA-Rosja?

MARCIN BOSACKI: Raczej nowym, dziwacznym rozdziale. Dużą osobliwością jest fakt, że po raz pierwszy w historii nie był to szczyt prezydenta USA, przywódcy Zachodu i prezydenta Rosji czy kiedyś I sekretarza ZSRR, tylko szczyt Władimira Putina z Donaldem Trumpem, przypadkowym prezydentem USA, który sam zrzekł się miana lidera Zachodu, a i o własnym kraju mówił głównie krytycznie. Zaskakujący jest fakt, że konferencja prasowa przywódców nie była poświęcona Syrii, Ukrainie, Unii, wojnie handlowej, głównie sprowokowanej działaniami prezydenta Trumpa, a w 80 proc. dotyczyła tego, czy sztab wyborczy Trumpa i on sam współpracował z wywiadem rosyjskim kierowanym przez Putina podczas kampanii wyborczej w 2016 roku.

Zaskakujący zarówno sam temat, jak i fakt, że obaj prezydenci mówi praktycznie to samo: nie było zmowy, dowody są nieprawdziwe, a tezy specjalnego prokuratora Muellera przedstawione w ubiegły piątek, 3 dni przed szczytem, są absurdalne.

Trump skonfrontowany przez jednego z dziennikarzy amerykańskich z bardzo podstawowym pytaniem, komu wierzy, czy Rosjanom, czy wywiadowi amerykańskiemu, Trump odpowiedział krytyką FBI i chwaleniem Putina. Wezwany, aby zwrócił się do Putina i zaapelował, aby ten nigdy nie manipulował w ten sposób przy amerykańskich wyborach, nie zrobił tego.

Reklama

Chyba nikt się nie spodziewał, że tak ta konferencja będzie wyglądać?
Przyznam, że z bliska patrzyłem na w tego rodzaju szczyty jako dziennikarz, a później jako dyplomata co najmniej kilkanaście razy – i ten był zarówno najbardziej fascynujący z powodu poziomu kompromitacji przywódcy USA, jak i najbardziej miałki. Merytorycznie nie przyniósł nic. Najbardziej konkretne zdanie, jakie powiedzieli obaj panowie, dotyczyło powołania grupy roboczej złożonej z przedstawicieli rad bezpieczeństwa obu krajów. To znaczy, że nic nie ustalono.

Od piątku, kiedy ujawnione zostały materiały, wszyscy wiemy, że Trump wygrał wybory między innymi dlatego, że otrzymał tajne dane strategii, głównie internetowej, jego kontrkandydatki Hillary Clinton. Te dane wykradł wywiad wojskowy Rosji i przekazał sztabowi Trumpa.

Ta konferencja przypominała mi konferencję po meczu na mundialu, gdzie jeden z zawodników strasznie zawalił na boisku, udawał, że był faulowany, nie strzelił karnego, i jego trenera. Na miejscu zawodnika widziałem Trumpa, a trenerem był Putin, trenerem, który broni zawodnika, mimo jego oczywistej kompromitacji. Nigdy nie spodziewałem się, że Ameryka może być tak upokorzona na arenie międzynarodowej, jak podczas tej konferencji.

Co to oznacza dla świata?
Wielu konkretów nie mamy do komentowania. Obaj niby się zgodzili, że należy dążyć do zakończenia krwawego konfliktu w Syrii oraz do bezpieczeństwa Izraela. Ale już w tej pierwszej sprawie Putin mówił rzeczy, które dla większości agencji w USA są nie do przyjęcia. Mówił np. o konieczności zakończenia operacji antyterrorystycznej w południowo-zachodniej Syrii. Tam nie ma żadnej operacji antyterrorystycznej, tylko jest wyrzynanie całych miast przez siły Assada z ogromnym wsparciem Rosji. Co więcej,

Ameryka jeszcze kilka tygodni temu naciskała na Rosję, aby zorganizować tam tzw. safe zone, strefę, która jest wolna od nalotów. Teraz żadne konkrety nie padły.

Kto wygrał?
Putin osiągnął to, co chciał, czyli spotkanie z prezydentem USA. Na oczach całego świata uzyskał uznanie, że to Rosja jest głównym partnerem Ameryki do rozwiązywania problemów tego świata. Co ważne, Putin też może uważać, że okres, który rozpoczął się ponad 4 lata temu od najazdu na Krym i rozbudzenia walk we wschodniej Ukrainie, co skutkowało m.in. wykluczeniem Rosji z G8, przynajmniej się kończy.

Co Trump uzyskał poza możliwością dość pokracznego krytykowania swojej opozycji oraz służb wywiadowczych w USA, zaiste nie wiem. Nie widzę żadnych koncesji Putina dla interesów USA, a nawet osobiście dla Trumpa.

Wiemy, że Trump krytykuje gazociąg Nord Stream 2. Była o tym mowa także na konferencji, ale Trump unikał jasnych wypowiedzi.
Wypowiedź amerykańskiego prezydenta o NS2 pokazuje, że cała sprawa – wbrew polskim nadziejom – nie była częścią przemyślanej strategii USA realizowanej przez Trumpa, tylko kolejną okazją do krytyki Niemiec. Gdy Trump stanął koło Putina, już się tak zdecydowanie nie wypowiadał przeciw temu niewątpliwie szkodliwemu gazociągowi. To kolejna nauczka – nie można nic trwałego budować na tym, co Trump mówi, to polityk chaotyczny i pozbawiony stałych poglądów.

A sprawa Ukrainy? Były powszechne obawy, że Trump może pójść na jakąś formę wymiany pomocy w Syrii za ustępstwa w sprawie Ukrainy.
Były takie obawy, że Trump np. uzna, że Krym jest częścią Rosji albo wstrzyma pomoc wojskową dla Ukrainy czy ćwiczenia wojskowe NATO z udziałem wojsk USA w Polsce i naszym regionie. To nie nastąpiło, co jest dobre. Tylko tak naprawdę nie wiemy, o czym dokładnie rozmawiano. Główna, dłuższa rozmowa była w 4 oczy, a konferencja prasowa skupiła się na temacie wyborów w USA, natomiast

dla obserwatorów jasne jest, że większość ważnych tematów została omówiona na spotkaniu w cztety oczy. To nie jest dobre, nawet abstrahując od coraz bardziej prawdopodobnej hipotezy, że Putin ma na Trumpa “haki”.

Trump nie jest ekspertem w polityce międzynarodowej. Putin jest, bo – po pierwsze – był oficerem wywiadu przed dwie dekady, a teraz jest przywódcą jednego z najważniejszych światowych graczy, też od blisko dwóch dekad. Brak doradców przy głównym stole może niepokoić, to był fakt, który na pewno osłabił USA na tym szczycie.

To, co się dzieje, może świadczyć, że demokratyczny świat traci najważniejszego żandarma, jakim była Ameryka przed dekady?
Nie używałbym słowa żandarm, ale rzeczywiście Ameryka była od 1945 czy nawet 41, kiedy przystąpiła do II wojny, głównym filarem świata zachodniego, czyli świata demokracji, rządów prawa i kapitalizmu. I teraz

Donald Trump ten porządek świata i tę rolę odrzuca, o czym świadczy bardzo uporczywa propaganda, którą Trump od kilku tygodni uprawiał głównie na Twitterze, ale też podczas konferencji przy szczycie NATO i przed poniedziałkowym spotkaniem. On chce świat zmienić, ale nie bardzo wie, jak.

Ma instynkty, moim zdaniem złe i naiwne, ale nie ma planów geopolitycznych, które chce realizować. To, że odrzuca rolę USA jako lidera świata Zachodu, to, że uważa Unię Europejska za przeciwnika, to, że uważa, że za pogorszenie stosunków USA-Rosja winne są Stany Zjednoczone, świadczy o tym, że mamy na stanowisku prezydenta najważniejszego mocarstwa człowieka, który nie rozumie tego, jaką rolę Ameryka odgrywała w świecie. I że ten porządek zapewniał światu pokój i rozwój przez 70 lat.

To może być groźne dla Polski?
Ogromnie. Trump będzie rządził jeszcze co najmniej 2,5 roku. Przez ten czas można zrobić wiele złego, żeby zniszczyć spójność Zachodu. Dla Polski byłoby to niezwykle groźne, bo dobrobyt i bezpieczeństwo Polski było możliwe przez ostatnie ćwierć wieku właśnie dlatego, że mieliśmy zagwarantowane geopolityczne bezpieczeństwo dzięki sojuszowi USA i Europy w sprawach fundamentalnych.

Świat do czasu amerykańskich wyborów w roku 2016 był dla Polski bezpieczniejszy. Jeśli Trump dalej będzie go rujnował, czeka nas kryzys o skutkach śmiertelnych.

Polska, gdyby mogła politycznie działać, powinna łagodzić napięcia między Waszyngtonem z jednej, a Berlinem, Paryżem, w pewnym sensie także Londynem, Madrytem i Rzymem z drugiej strony. Niestety, rząd PiS na własne życzenie pozbawił Polskę wpływów na arenie międzynarodowej, m.in. rozmontowywaniem rządów prawa i demokracji czy nieszczęsną ustawą o IPN. Teraz rząd PiS może się właściwie tylko przyglądać. By Polska, zgodnie z naszym interesem narodowym, w tej godzinie próby przystąpiła do prób ratowania spójności Zachodu, musimy najpierw zmienić w wyborach władze w Warszawie.


Zdjęcie główne: Donald Trump, Fot. Flickr/Gage Skidmore, licencja Creative Commons

Reklama