Skuteczność i pociąganie za sobą ludzi wcale nie musi być połączone z charyzmą. Ostatnio usłyszałam opinię, że Angela Merkel nie jest charyzmatyczna, a już od wielu lat uznawana jest za najbardziej wpływową kobietę na świecie. Może to jest czas dla kobiet, które inaczej uprawiają politykę – mówi nam Małgorzata Kidawa-Błońska, wicemarszałek Sejmu, kandydatka w prezydenckich prawyborach

JUSTYNA KOĆ: Jakiej chciałaby pani prezydentury?

MAŁGORZATA KIDAWA-BŁOŃSKA: Chcę prezydentury nadziei. Nadziei na lepsze jutro dla każdej Polki i każdego Polaka. Chcę prezydentury tworzącej przestrzeń do dialogu i zapraszającej do uczestnictwa w nim. Chciałabym prezydentury, która odbudowuje utracone w ostatnich latach zaufanie do instytucji publicznych, ale też jednego człowieka do drugiego. Tego nam dziś bardzo brakuje. Jedyna rzecz, która do tej pory jednoczyła Polaków, to WOŚP.

Bezwzględna nagonka na Orkiestrę ze strony PiS i telewizji tzw. publicznej sprawiły, że dziś nawet pomaganie nas dzieli. Jeżeli chcemy lepszej przyszłości dla nas i przyszłych pokoleń, musimy znaleźć sposób na to, aby ze sobą rozmawiać.

Nasze bezpieczeństwo, także zdrowotne i ekologiczne, to temat, który powinien być ponad podziałami.

Reklama

Zadaniem prezydenta w czasach, kiedy w Sejmie nie ma szans na prawdziwą debatę, bo dziś wygłasza się tam już tylko stanowiska i to w mocno ograniczonym czasie, jest podjęcie działań, by tę niewykorzystywaną funkcję parlamentu zastąpić. To musi być prezydentura otwarta. Polacy muszą mieć poczucie, że głowa państwa traktuje wszystkich na równych zasadach. Każdy, bez względu na różnicę poglądów musi mieć poczucie, że prezydent państwa reprezentuje także jego. Polska jest państwem nas wszystkich i każdy powinien czuć się tu siebie.

Głowa państwa musi zadbać o to, aby każdy obywatel i każda obywatelka dobrze czuli się w swoim kraju.

Jest wiele obszarów do odbudowania, które prezydent na spółkę z PiS zniszczyli. Mam na myśli politykę zagraniczną i sprawy obronności.

W polityce zagranicznej prezydent ma spore kompetencje. Ma pani jakiś plan na tę sferę, jeżeli zostanie pani prezydentem?
Prezydent ma określone uprawnienia w sferze polityki zagranicznej, ale Andrzej Duda jakby zrezygnował z korzystania z nich. Nie są mu potrzebne, jeśli decyzje zapadają bez jego udziału. Dostaje tylko zadania do wykonania. Skapitulował w sferze obronności na rzecz Antoniego Macierewicza. Mieliśmy wstać z kolan, a okazało się, że usiedliśmy przed drzwiami, za którymi podejmowane są ważne decyzje dotyczące Europy i świata. Z kraju, z którym się współpracuje, staliśmy się hamulcowym. Wyprowadzenie flag z Kancelarii Premiera jest smutnym symbolem zmian w polskiej polityce zagranicznej. Z jednej strony

odwracamy się od naszych partnerów w UE, przestaje funkcjonować Trójkąt Weimarski, a z drugiej strony tracimy pozycję państwa, z którym można rozmawiać o wsparciu Ukrainy. Przestajemy być potrzebni. Chcę to zatrzymać i odwrócić.

Jak pani chce to zmienić?
Trzeba przywrócić Polsce należne miejsce przy głównym stole decyzyjnym. Ale do rozmów siada się nie z pozycji siły. Należy odrzucić podejście konfrontacyjne i zacząć rozmawiać z naszymi partnerami. Nie można prowadzić polityki zagranicznej będąc tylko recenzentem i oczekiwać, że wszystko nam się należy. Polska była kiedyś prymusem w Unii Europejskiej, a dziś jest na jej marginesie. To się musi zmienić, bo jesteśmy częścią Europy i powinniśmy ją aktywnie współtworzyć.

Jako prezydent z pewnością sięgnęłabym po wiedzę i doświadczenie specjalistów rozumiejących realia europejskie i światowe. Oni stanowią nasz cenny kapitał.

Widzi pani siebie jako zwierzchniczkę sił zbrojnych?
Wiem, dlaczego pojawia się to pytanie. Trudno niektórym wyobrazić sobie kobietę w tej roli. Ale tak, widzę siebie jako zwierzchnika sił zbrojnych doceniającego kompetencję i doświadczenie wojskowych, stale współpracującego z nimi i budującego porozumienie wokół spraw bezpieczeństwa Polski. Z pewnością będę korzystać z instytucji Rady Bezpieczeństwa Narodowego, którą obecny prezydent zwołał tylko raz. To przecież ważny organ doradczy prezydenta w zakresie bezpieczeństwa wewnętrznego i zewnętrznego Polski. Andrzej Duda nie obronił wojska przed Antonim Macierewiczem, którego metody działania nazwał przecież ubeckimi. Dorobkiem Macierewicza są czystki w wojsku, fatalny stan lotnictwa wojskowego i marynarki wojennej, skandaliczne decyzje personalne i niespełnione obietnice zakupów dla wojska. I za nowego ministra obrony to się nie zmienia.

Potrzebna jest pilna zmiana lokatora Pałacu Prezydenckiego, bo funkcja zwierzchnika sił zbrojnych musi być realna, aktywna, a nie pasywna.

Na obronność należy spojrzeć szerzej, świat dynamicznie się zmienia, a nasze bezpieczeństwo to nie tylko więź ze Stanami Zjednoczonymi.

Jeżeli będzie pani prezydentem, ciągle większość w Sejmie będzie miał PiS. Jaki ma pani pomysł na współistnienie? Wiem, że stawia pani na dialog, ale z rządzącą większością ciężko o rozmowę i kompromis, co pokazała niejednokrotnie. Będzie pani blokowała działania rządzących czy raczej postulować pani będzie jakiś „okrągły stół”?
Jako marszałek Sejmu szukałam kompromisu i rozmawiałam z każdą partią zasiadającą w parlamencie. Posłowie PiS wiedzieli, że mogą zawsze przyjść i porozmawiać, a moje drzwi są otwarte. Nie odgradzałam się przed nikim Strażą Marszałkowską.

Rolą prezydenta nie jest blokowanie i odrzucanie wszystkiego tylko dlatego, że autorem rozwiązań jest partia, z którą w wielu punktach się nie zgadza. Trzeba wybić się ponad to i dokonywać oceny mając na uwadze interes narodowy, a nie osobisty czy polityczny.

Ważnym narzędziem w rękach prezydenta jest z pewnością inicjatywa ustawodawcza. Prezydent powinien tam, gdzie uważa to za konieczne, włączać się w proces legislacyjny.

Czyli inicjatywa ustawodawcza. A weto?
Jeśli zajdą wątpliwości co do ustaw przychodzących z Sejmu, to oczywiście. Prezydent ma prawo korzystać z weta w uzasadnionych przypadkach. Ma prawo konsultować się przed podjęciem decyzji. Tu nie może być już miejsca na bezrefleksyjne podpisywanie ustaw. Nie można sprowadzać urzędu prezydenta do roli notariusza.

Prezydent nie może okopywać się w Pałacu i zamykać przed tym, co dzieje się na zewnątrz.

Jak widać, może.
Dlatego należy to zmienić.

Andrzej Duda skapitulował w wielu obszarach. Brak mu inicjatywy, nie wykorzystał instytucji Rady Gabinetowej, Radę Bezpieczeństwa Narodowego zwołał tylko raz, choć wielokrotnie jako opozycja się tego domagaliśmy. Nie chce lub nie potrzebuje korzystać z możliwości, jakie daje mu pełniona funkcja.

Przede wszystkim prezydent nie sprostał roli strażnika konstytucji. Niezaprzysiężenie prawidłowo wybranych sędziów Trybunału Konstytucyjnego i złamanie konstytucji było zapowiedzią niszczenia praworządności w Polsce, upadku instytucji i zaufania do nich. A także niszczenia ludzi, którzy dlatego, że kierują się prawem i uczciwością są poniżani, degradowani i wszczynane są przeciwko nim postępowania dyscyplinarne.

Jak ocenia pani całą prezydenturę Andrzeja Dudy?
Pamiętam dzień, gdy w Sejmie odbierałam przysięgę od prezydenta Dudy. Jak nietrudno się domyślić, nie głosowałam na niego, ale miałam jeszcze wtedy cień nadziei, że osoba, której Polacy powierzyli wielki mandat do reprezentowania ich, wykaże się odpowiedzialnością w wypełnianiu tej ważnej funkcji. Pokaże, że zależy mu na tym, by dobrze zapisać się w historii. Okazało się dość szybko, że moje wyobrażenie rozminęło się z rzeczywistością.

Czy prezydent Słowacji Zuzana Czaputowa jest dla pani inspiracją?
Bardzo mnie cieszy, że coraz więcej kobiet zaczyna wychodzić na pierwszy plan w polityce.

Ludzie chcą innej jakości w polityce, mniej agresywnej, co nie oznacza, że nie stanowczej.

Prezydent Czaputowa zdobyła tym zaufanie Słowaków. Skuteczność i pociąganie za sobą ludzi wcale nie musi być połączone z charyzmą. Ostatnio usłyszałam opinię, że Angela Merkel nie jest charyzmatyczna, a już od wielu lat uznawana jest za najbardziej wpływową kobietę na świecie.

Może to jest czas dla kobiet, które inaczej uprawiają politykę.

Polska jest gotowa na kobietę prezydenta?
Polki odgrywały ważną rolę w historii naszego kraju. Polskie królowe były wpływowymi i silnymi kobietami. W czasie zaborów Polki wzięły na siebie wiele obowiązków, włączyły się w walkę o zachowanie polskiej tożsamości. Maria Skłodowska-Curie to wciąż jedyna osoba na świecie, która otrzymała dwie Nagrody Nobla w dwóch rożnych dziedzinach.

Kobiety kierowały NBP, pełniły funkcje Prezesa Rady Ministrów, Marszałka Sejmu. Czas zrobić kolejny krok.

Jak ocenia pani swojego kontrkandydata w prawyborach, Jacka Jaśkowiaka?
Cenię Jacka Jaśkowiaka jako dobrego samorządowca.

Pani też zaczynała od samorządu.
Tak i uważam, że to było dobre doświadczenie przed wejściem do polityki krajowej. W samorządzie szybko dostrzega się efekty pracy, powstają chodniki, ścieżki rowerowe, place. Widzimy, jak zmienia się otoczenie, w którym żyjemy. Doświadczenie parlamentarne jest zupełnie inne. Zmienia się perspektywa, bo musimy myśleć o rozwiązaniach w o wiele większej skali. Na efekty przyjmowanych ustaw trzeba czasem czekać wiele lat.

Dlatego doświadczenie samorządowe jest cenne, ale niewystarczające. Jestem posłem piątą kadencję, byłam rzecznikiem rządu, sekretarzem stanu w Kancelarii Premiera, marszałkiem Sejmu, a obecnie wicemarszałkiem. Każda z tych funkcji to nowe wyzwania. Lubię je podejmować.

Co was różni? Jesteście związani z jedną partią, z jednym systemem wartości. Zatem co?
Mamy różne charaktery, różnie akcentujemy nasze przekonania.

Ja zawsze uważałam, że ludzi należy łączyć wokół wspólnych spraw, przekonywać do pewnych rozwiązań, ale ich siłowo nie narzucać. Gra zespołowa, w której jest lider, ale ważny jest cały zespół i każdy ma powierzone zadania, to sposób, w jaki pracuję.

Popiera pani in vitro?
Zdecydowanie tak. Uważam to za sukces, że w tej sprawie, właśnie dzięki umiejętności rozmowy i dyskusji, udało mi się przekonać do tego parlamentarzystów. Dzięki rządowemu programowi in vitro na świat przyszło ponad 21 tys. dzieci. PiS zlikwidował ten program, ale wówczas odpowiedzialnością wykazały się samorządy, które wprowadziły własne rozwiązania. Mam nadzieję, że program dający wielu parom szansę na potomstwo zostanie jeszcze przywrócony. Choć zapewne nie za tej władzy.

Jest pani za utrzymaniem tzw. kompromisu aborcyjnego?
Problemem jest to, że ta ustawa nie jest realizowana. Lekarze powołują się często na klauzulę sumienia, do czego mają prawo, ale jednocześnie zostawiają kobiety bez pomocy. Szpitale nie wywiązują się z obowiązku wskazania innego miejsca, w którym taka pomoc zostałaby udzielona.

Problem jest szerszy, jeśli spojrzymy na brak edukacji seksualnej, problem z dostępnością znieczulenia przy porodzie, brak dostępnej antykoncepcji awaryjnej. Kobiety muszą mieć poczucie, że ich zdrowie jest chronione i że mogą czuć się bezpieczne.

Rozdział Kościoła od państwa?
Należy przestrzegać obowiązującego prawa, które to gwarantuje.

Ma pani plan na kampanię?
Tak. Rozmawiam o tym na spotkaniach, które odbywają się w ramach prawyborów. Te dwa tygodnie są bardzo ważne, bo chcę przekonać moje koleżanki i moich kolegów, by oddając na mnie głos 14 grudnia na Konwencji Krajowej PO wybrali mój plan na kampanię i prezydenturę.

Wierzy pani, że jest przyszłą panią prezydent?
Wierzę i zrobię wszystko, by nie zawieść ludzi, którzy także w to wierzą. Chcę być prezydentem nadziei.


Zdjęcie główne: Małgorzata Kidawa-Błońska, Fot. ARWC

Reklama