Antoni Macierewicz długo nie milczał. Kilka dni po dymisji, która dla wielu była zaskoczeniem, postanowił zrobić tour po zaprzyjaźnionych mediach. Dostało się przede wszystkim prezydentowi. I to akurat nie dziwi. Pokazuje za to, że były minister obrony narodowej, a obecnie szef podkomisji smoleńskiej nie będzie łagodny jak baranek. Po dymisji napięcia miały zniknąć, ale przecież to nie byłoby w stylu Antoniego Macierewicza. Obóz “dobrej zmiany” trzeszczy.

Zaskoczenie? “I tak, i nie”

Zaskoczeniem nie była dymisja ministra obrony narodowej, ale jest teraz jego wyznanie. Podobno dowiedział się o niej dopiero w Pałacu Prezydenckim i to od ministra Krzysztofa Szczerskiego. A prezydent miał niepowtarzalną okazję, żeby pokazać, kto tu rządzi. No trudno, nie skorzystał. Do tego tematu jeszcze wrócę.

Okazuje się, że dymisja była i jednocześnie nie była zaskoczeniem dla samego ministra. “Jeżeli chodzi o bieżące wydarzenia – tak, było zaskoczeniem; jeżeli chodzi o pewną ocenę generalną, długofalową, polityczną, nie było zaskoczenia” – tłumaczył Macierewicz w TVP Info. Z Jarosławem Kaczyńskim rozmawiał, ale “to były kwestie indywidualne, a nie publiczne i polityczne”. Czyli znowu tajemniczo.

Niedługo rocznica katastrofy

Wraca pytanie: dlaczego podczas miesięcznicy, która odbyła się kilka godzin po tzw. rekonstrukcji, pan Antoni stał gdzieś w tłumie? Przecież jego miejsce powinno być obok prezesa na scenie. Zwłaszcza że chwilę później okazało się, że zostanie szefem podkomisji smoleńskiej. Tak, tej samej, której pierwszy przewodniczący Wacław Berczyński po “wykończeniu Caracali” uciekł do Stanów Zjednoczonych i słuch po nim zaginął.

Reklama

Na jej czele 4 miesiące przed 8. rocznicą stanie w końcu główny pisowski badacz przyczyn katastrofy. To on głosił wszystkie teorie, z wybuchem na czele. Teraz też przyznaje, że skrzydło Tupolewa “zostało rozerwane od wewnątrz”. To była ostatnia rewelacja podkomisji. 10 kwietnia możemy się zatem spodziewać prawdziwych politycznych fajerwerków. Antoni Macierewicz w swoim żywiole. Uff, limuzyna z kierowcą zostaje.

Atak na prezydenta

Do ataku na Andrzeja Dudę były minister obrony narodowej wygrał “Gazetę Polską”. Czy ktoś jeszcze pamięta, o co chodziło w tym sporze? Przede wszystkim o odebranie dostępu do informacji niejawnych “prezydenckiemu” generałowi Jarosławowi Kraszewskiemu. Prezydent zablokował nominacje generalskie, a podczas “przypadkowego” spotkania 11 listopada mówił o “ubeckich metodach” Macierewicza.

Pan Antoni długo tego nie zapomni. – Trzeba podkreślić, że był ogromny polityczny nacisk, by złamać prawo i od badania zagrożeń związanych z osobą generała Kraszewskiego odstąpić – oskarżył, zapewne prezydenta, Macierewicz. Bo kto miał naciskać? Ten, który domagał się jego dymisji.

A to i tak nie wszystko. Były szef MON zabrał także głos w sprawie blokowania nominacji generalskich przez Pałac. – To nigdy nie powinno mieć miejsca. To zablokowało rozwój armii – powiedział Macierewicz. No to znalazł się “winowajca”, wskazany wyraźnie palcem wskazującym. Co na to druga strona? Na razie odpowiada ustami rzecznika Krzysztofa Łapińskiego: – Prezydent Andrzej Duda od początku mówił, że zależy mu na zakończeniu sprawy generała Kraszewskiego, natomiast w żaden sposób nie ingeruje, nie naciska na to, w jaki sposób będzie ona zakończona – tłumaczył w radiowej Trójce.

Spór Andrzej Duda-Antoni Macierewicz jeszcze potrwa. Jeżeli prezydent po jego dymisji odetchnął z ulgą, to teraz powinien się przygotować na nowe ciosy. Polityczne ciosy. Po ludzku współczuję.


Zdjęcie główne: Antoni Macierewicz, Fot. P. Tracz/KPRM

Reklama