PiS odgradza się od dziennikarzy. Marszałek Sejmu Marek Kuchciński chce nas przenieść do oddzielnego budynku. Z oddzielnym wejściem i brakiem połączenia z częścią główną Sejmu. To granda – komentują sejmowi reporterzy.

Pamiętam jeszcze stare dobre czasy. Kiedyś dziennikarze mogli poruszać się po budynku Sejmu właściwie bez żadnych ograniczeń. I to oczywiście te mniej formalne miejsca wzbudzały największą ciekawość. Na przykład “bar za kratą”, Nowy Dom Poselski, kuluary sali posiedzeń. Tam można było w końcu zobaczyć i poczuć życie polityczne “od kuchni”. Poobserwować, popytać, jak to się mówi w żargonie dziennikarskim – powęszyć. Później zaczęły się pierwsze ograniczenia. Ale były właściwie kosmetyczne. Najpierw zamknięto hotel poselski, później wprowadzono specjalne przepustki, które uprawniały tylko niektórych do poruszania się w kuluarach, w końcu niedawno kuluary zamknięto, podobnie zresztą jak część sejmowych korytarzy.

Co czeka nas teraz? Prawdziwe wygnanie. Czy jak kto woli, daleka przeprowadzka. Co prawda wspaniałomyślnie w planach jest stworzenie tam sali konferencyjnej, z której będą mogli korzystać politycy – ale tylko ci, którzy będą chcieli. A łatwo przewidzieć, że nie będą chcieli politycy PiS. Zresztą niechętnie rozmawiają z dziennikarzami już teraz.

Nie jest tajemnicą, że marszałek Kuchciński za dziennikarzami nie przepada. Podobnie zresztą Jarosław Kaczyński. Nie pamiętam, kiedy miałam okazję rozmawiać z nim na korytarzu. Szczerze mówiąc, chyba jeszcze w poprzedniej kadencji Sejmu i to zaledwie kilka razy. Przykład zatem idzie z samej góry. Po co będą się jacyś natręci pałętać pod nogami? Jeszcze zapytają o coś, o co nie powinni, poseł PiS powie coś, czego nie powinien, i będzie problem. Lepiej się zabezpieczyć.

Może z boku wygląda niewinnie, ale tak naprawdę to kolejny krok w stronę państwa autorytarnego. Ograniczenie kolejnej wolności. Do tej pory to media miały kontrolować władzę, teraz to władza będzie kontrolować media. Do tej pory to dziennikarze wybierali polityków i tematy, teraz to politycy będą wybierać i dziennikarzy, i tematy. To bardzo niebezpieczne. A czy było kiedykolwiek tak, jak mówią politycy PiS, że byli atakowani i zaskakiwani przez dziennikarzy nawet w toalecie? Nie było. Wystarczyło powiedzieć: za chwilę wrócę i odpowiem na państwa pytania. A jak ktoś nie chciał odpowiedzieć, to zdarzało się, że był “odprowadzany” przez grupę dziennikarzy, którzy chcieli się po prostu czegoś dowiedzieć. Przecież takie nasze prawo, taka nasza praca. Nikt nikomu na głowę nie wchodził. Bez przesady.

Reklama

Po proponowanych zmianach, o których – dodajmy – nikt z dziennikarzami nie rozmawiał, a list podpisany przez 28 szefów redakcji został zignorowany, nie będziemy mogli nagrywać posłów na sejmowych korytarzach; nie wiadomo, czy będziemy mieli w ogóle wstęp na galerię na sali posiedzeń; w budynku głównym najprawdopodobniej będzie mogło przebywać tylko pięciu dziennikarzy telewizyjnych, ale i tak odgrodzonych od  władzy. Cała reszta za górami, za lasami, czyli w bezpiecznej odległości. To, co proponuje marszałek Kuchciński, tak naprawdę uniemożliwi dziennikarzom pracę. I zapewne o to chodzi.

Tak widzę to ja – dziennikarka z 13-letnim sejmowym stażem. Jak widzą inni? Zapytałam ich o to.

To granda

Jan Ordyński, Towarzystwo Dziennikarskie:
To jest jedna wielka granda. Dziennikarze w niczym nie przeszkadzali posłom w sprawowaniu ich mandatu, są za to właściwie jedynym kontaktem społeczeństwa z parlamentarzystami. To efekt polityki, którą prowadzi PiS wobec mediów, dziennikarzy i w ogóle społeczeństwa – wzięcia wszystkiego za twarz i kontrolowania wszystkiego, co się da. To się kiedyś fatalnie skończy. Ci ludzie muszą mieć świadomość, że jak coś ma początek, to ma też koniec. Załatwili Trybunał Konstytucyjny, sądy, prokuraturę, media publiczne, teraz biorą się za dziennikarzy w Sejmie. Przecież takich rzeczy nie było od 27 lat. Ale zapłacą za to wysoką cenę.

Bojkotujmy PiS

Karolina Lewicka, Tok FM:
Nie negując być może jakiejś potrzeby uporządkowania pracy dziennikarzy na terenie parlamentu, uważam, że jedyną intencją PiS jest uniemożliwienie dziennikarzom kontaktów z politykami PiS, szczególnie ministrami rządu Beaty Szydło. Chodzi o to, aby z jednej strony odciąć media “nieprawomyślne” od dostępu do źródeł informacji w postaci polityków rządowych, a z drugiej strony zabezpieczyć polityków PiS przed koniecznością odpowiadania na niewygodne pytania. Zresztą często nie wiedzą, co powiedzieć, albo swoimi wypowiedziami się kompromitują. Moim zdaniem, dziennikarze powinni protestować. A jedyny protest, jaki może odnieść skutek, to solidarny – nie biorę pod uwagę oczywiście mediów publicznych, bo to teraz media partyjne – bojkot polityków PiS. Czyli nie nagrywamy i nie zapraszamy polityków partii rządzącej. Niestety, nie sądzę, aby to było możliwe.

Pomysł bez sensu

Agnieszka Burzyńska, “Fakt”:
Już w tej chwili jest ciężko, od kiedy zabrano nam możliwość wejścia w kuluary. Marszałek Kuchciński tłumaczył to względami bezpieczeństwa, ale tam nigdy nic złego się przecież nie stało. Co będzie w najbliższej przyszłości? Nie wyobrażam sobie tego. Czy chodzi o to, aby TVP miała monopol na wiadomości z Sejmu? Nie rozumiem takich decyzji. Przecież ja nikogo nie zatrzymam siłą, nie rzucę mu się pod nogi. A posłowie, którzy przechodzą obok tzw. stolika dziennikarskiego, najczęściej robią to świadomie, po prostu chcą, aby ich nagrano. Ci, którzy nie chcą, wiedzą, jakie są wyjścia i jak unikać dziennikarzy. Ta propozycja jest pozbawiona jakiegokolwiek sensu. To będzie nieskuteczne, obróci się przeciwko tym, którzy podjęli takie decyzje.

Tylko idioci walczą z mediami

Tomasz Grzelewski, Superstacja:
To uderzy nie tylko w nas. To – o czym mówią politycy opozycji, ale także nieoficjalnie PiS – uderzy także w nich. Aby przekazać jakąkolwiek informację, będą musieli udać się kilka budynków dalej. A wiemy, że przy takim tempie prac jak w Sejmie, to może być problem. To jest zresztą odwrócenie roli, bo do tej pory korzystaliśmy z tego, że polityk musi udzielić informacji, miał tego świadomość, gdy szedł do polityki. Teraz to politycy będą sobie wybierali, do kogo chcą iść, z kim chcą rozmawiać i o czym. Przy okazji przypomina mi się powiedzenie Henry’ego Kissingera, że “polityk, który walczy z mediami, ma pełne prawo dopisać sobie na wizytówce jedno słowo – idiota”.


Zdjęcie główne: Kamila Terpiał

Zapisz

Zapisz

Reklama

Comments are closed.