Do roku 2015 jedynymi, którzy występowali przeciwko Polsce w PE, byli posłowie PiS-u. Pan Kurski, Poręba czy inni atakowali wówczas polską prezydencję – mówi nam europoseł PO Janusz Lewandowski, były komisarz europejski ds. programowania finansowego i budżetu w KE. Pytamy o środową debatę w PE i miejsce Polski w Europie. – Polska to jest nadal powód do dumy, takie dzieło zbiorowe ćwierćwiecza. Polska Kaczyńskiego jest unijnym szwarccharakterem, który niby się napina i podskakuje i niby wstaje z kolan, a tak naprawdę wszystko przegrywa – dodaje Janusz Lewandowski

JUSTYNA KOĆ: Mimowolnie stał się pan bohaterem środowej debaty. To po pańskim wystąpieniu poseł PiS Ryszard Legutko opuścił salę PE podczas debaty o Polsce, zarzucając panu opowiadanie kłamstw i “Niagarę dyrdymałów”. Jak pan to skomentuje?
JANUSZ LEWANDOWSKI:
Dla nas wszystkie te debaty, a to była piąta, to są godziny wstydu za rządzących. Jesteśmy w Parlamencie Europejskim, w którym do roku 2015 Polska była traktowana jako wzór i inspiracja. To, że poseł Legutko używał sobie personalnie, to zrobiło jak najgorsze wrażenie. Ja słyszałem dziś później wielokrotnie, że jak ktoś nie ma argumentów, to posuwa się do obrażania drugiego w sposób personalny. My nie lubimy tych debat, ale one są wymuszone przez sposób bycia polskiego rządu. Ta lista rozmaitych zastrzeżeń ciągle się wydłuża i obawiam się, że się będzie wydłużała. Każdy widzi, co się dzieje z mediami, z samorządem terytorialnym czy z Puszcza Białowieską. Ten kontrast jest ogromny.

W 2015 Polska była stawiana za wzór, mieliliśmy najwyższe stanowiska, największe pieniądze, Polska była słuchana i szanowana. Rok 2017 – Polska po raz piąty jest na oślej ławce. Nie było jeszcze w historii rządu, który tak szybko skompromitowałby własny kraj.

To skutkuje tym, że coraz częściej polskie interesy przegrywają?
Kiedyś był kredyt zaufania. Z tego kredytu wziął się ten “cud budżetu”, czyli cała Unia ma mniej pieniędzy, a główny konsument tych funduszy, czyli Polska, bo to jest prawie 1/4 funduszy strukturalnych, nagle miała więcej. Wtedy słyszałem argumenty za Polską, że Polska to mądrze wyda, że jesteśmy dynamicznym krajem, który może inspirować inne. Dziś jest głęboka nieufność, a Polska nie jest postrzegana jako solidarny kraj, a jako najbardziej egoistyczne społeczeństwo w Europie.

Mówił pan dziś m.in., że polska demokracja ma się dobrze, ale tylko w zmyślonym świecie państwa PiS, przypominał pan też słowa z manifestu mężczyzny, który dokonał samospalenia w proteście przeciw polityce prowadzonej przez PiS. Czy myśli pan, że posłowie PiS-u, rząd, coś z tego zrozumieli?
Nie sądzę,

Reklama

reakcje PiS-u są obrażalskie i prowokacyjne w stosunku do innych. Moim zdaniem, tylko palą mosty swoim zachowaniem i niestety nic nie będą mogli niedługo załatwić. Moje słowa nie były adresowane do nich, tylko do opinii zagranicznej, bo nam zależy, aby wiadomo było, że nie cała Polska jest PiS-owska, bo Polska lubi być w Unii.

Chciałem być też głosem milionów tych, którzy chcą być w Unii. Trochę też, chociaż bez większych złudzeń, bo wiem, jaka jest siła rażenia mediów publicznych, te słowa były adresowane do Polaków, aby im mówić, że Polska to jest nadal powód do dumy, takie dzieło zbiorowe ćwierćwiecza. Polska Kaczyńskiego jest unijnym szwarccharakterem, który niby się napina i podskakuje i niby wstaje z kolan, a tak naprawdę wszystko przegrywa.

Podczas debaty powstał pomysł, aby była możliwość przekazywania funduszy bezpośrednio do społeczeństwa poprzez fundacje i organizacje pozarządowe, tak aby na ewentualnych sankcjach nie ucierpiało społeczeństwo.
To jest dowód na to, jak odróżnia się polskie społeczeństwo od rządzących. Te sankcje, które ma w swojej jurysdykcji Unia Europejska, nie bardzo dotykają rządów, a mogą dotknąć rozmaite programy realizowane np. na Podlasiu czy Śląsku. To na razie jest trudne do zrealizowania, ale widać dobrą wolę, żeby te grzechy na górze nie stawały się ceną płaconą przez polskie społeczeństwo.

Bardzo podoba mi się ta idea, aby pieniądze przekazywać od razu beneficjentom, różnym organizacjom pozarządowym. Tym bardziej, że ten sektor więdnie pozbawiony sponsoringu.

Widział pan wpis pani premier na Twitterze, że “politycy szkalujący swój kraj na forum międzynarodowym nie są godni jego reprezentowania”? To chyba o panu pisze pani premier…
Do roku 2015 jedynymi, którzy występowali przeciwko Polsce w PE, byli posłowie PiS-u. My przygotowaliśmy takie materiały przypominające pani premier, jak pan Kurski, Poręba czy inni atakowali polską prezydencję. To był już cios poniżej pasa.

Jedynymi, którzy wnosili przez lata sprawy Polskie na forum UE, byli posłowie PiS-u i jego rodziny politycznej. Wystarczy przypomnieć takie kwestie, jak kłamstwo smoleńskie, że był zamach, kiedy posłowie PiS skarżyli się na polskie władze i swoją niedolę. Wysłuchanie o sfałszowanych wyborach samorządowych.

Tylko na nikim to wtedy nie robiło wrażenia, bo nie mieli wówczas żadnej wiarygodności. To się zamykało w małych salkach. W tej chwili mamy 5 debat plenarnych o Polsce jako kraju, który łamie zasady Unii.

Zresztą ta debata miała być wiosną przed szczytem NATO w Polsce. My wtedy zrobiliśmy wszystko, aby przełożyć tę debatę, bo byłby kwas, że jak wspomagać militarnie kraj, który jest przedmiotem tak negatywnych ocen Unii Europejskiej. Takie sprawy staramy się robić, aby choć trochę ratować nasz kraj, ale nie zatrzymamy tego, co jest już teraz wielkim ciśnieniem, czyli aby sięgnąć po artykuł 7 w sprawie Polski.

Co oznacza ta przyjęta dziś rezolucja dla Polski?
Ona oznacza, że parlament przejmuje inicjatywę, już nie tylko Komisja, ale i PE na mocy swoich wewnętrznych przepisów, najpierw w postaci Komisji, będzie chciał usłyszeć, jaka jest diagnoza zagrożeń dla państwa prawa – to jest początek art. 7.

Jeżeli nie zmieni się polityka rządu, to będzie to dość bogata dokumentacja rozmaitych zagrożeń, a potem będzie zwołanie Rady, aby podejmowała kolejne kroki, i tu już jest procedowanie w celu pozbawienia nas różnych przywilejów, jak prawa głosu.

Ale do tego potrzebna jest jednomyślność, a prawdopodobnie Węgry nie poprą takich kar.
Tak, dlatego wszyscy wiedzą, że to jest mało realny finał, natomiast jeżeli Polska będzie ciągle na cenzurowym, to nic nie załatwi, nie będzie mieć sojuszników, bo nikt nie będzie chciał być po stronie Polski, skoro jest tak napiętnowanym członkiem tej europejskiej rodziny. Szkody na pewno jakieś będą.

Czy Polska już ponosi jakieś realne straty wynikające z tego sporu z Unią?
Oczywiście, my tu

generalnie nie widzimy europosłów PiS-u, kiedy tworzy się realną legislację.

Pracownicy delegowani w sposób dla nas niezadowalający, ale jeszcze do wytrzymania, zostali nakreśleni w europarlamencie, natomiast na forum międzyrządowym ten głos okazał się dużo słabszy i ostatecznie ta legislacja jest dużo gorsza dla Polski. Dla 100 tysięcy ludzi, którzy chcą pracować legalnie na Zachodzie, szykuje się sprawa transportu międzynarodowego, na razie oderwana od sprawy pracowników delegowanych, ale nie wróżę tu, niestety, sukcesu. Przegrana została sprawa tzw. nawozów, np. jaki ma być dopuszczalny poziom kadmu w nawozach, też niekorzystny dla nas. Jest jeszcze europejski system handlu prawami do emisji dwutlenku węgla CO2, który jako tako udało nam się opanować w parlamencie, ale później na forum międzynarodowym znowu przegrana. To seria przegranych, a szykuje się wielka batalia o budżet po roku 2020.


Zdjęcie główne: Janusz Lewandowski, Fot. Flickr/European Parliament, licencja Creative Commons

Reklama