Przez świat idzie fala faszyzmu. Ludzie zgłupieli. I myślą sobie: a, zagłosuję sobie na Trumpa, bo będzie weselej; zagłosuję sobie na Kaczyńskiego czy Macierewicza, bo coś się będzie działo. Jestem pełen najgorszych przeczuć, jeśli chodzi o przyszłość. Wydaje mi się, że bez jakiejś rewolty, być może krwawej, bez wojny domowej, a być może w ogóle wojny w Europie nie wróci rozum. Dziś ludzie głosują na idiotów. Czy naprawdę wystarczy powiedzieć: dostaniesz 500 złotych, by ludzie zagłosowali na ludzi niekompetentnych i nieodpowiedzialnych? – mówi wiadomo.co Janusz Kijowski, reżyser, dyrektor Teatru im. Stefana Jaracza w Olsztynie

Przemysław Szubartowicz: Sądząc po pana wpisach na Facebooku, jest pan jednym z ostrzejszych krytyków Dobrej Zmiany.
Janusz Kijowski:
Myślę, że jestem jednym z łagodniejszych, ponieważ tego, co w prywatnych rozmowach słyszę w gronie znajomych i przyjaciół, nie odważyłbym się nigdy opublikować. Naraziłbym się na zarzuty sądowe. Już zresztą poseł od Kukiza, browarnik z Ciechanowa, złożył zawiadomienie za jeden mój wpis.

Napisał pan wtedy: “Sam już nie wiem, na co mam dzisiaj największy absmak. Prezes, premierka, rezydent – wiadomo, zdobyli władzę i chcą władzy absolutnej! To przynajmniej wrogowie, którym trzeba się przeciwstawić w obronie naszych wolności… Ale taki Kukiz – to jakiś ponury żart historii. On świni się bezinteresownie. Skacze do szamba na własne życzenie”.
To ostra ocena, ale nie wulgarne słowa. Staram się być powściągliwy i w miarę obiektywny. Sprawę umorzono.

Szlag mnie trafia po prostu, ponieważ zaprzepaszczana jest nasza niedawna przeszłość.

Skąd takie oburzenie na to, co robią PiS i jego akolici? To kwestia pamięci, wrażliwości dawnego filmowego buntownika?
Pewnie także mojego doświadczenia życiowego. Pamiętam różne czasy. Gomułkę, Gierka, Jaruzelskiego, stan wojenny, kretyńską wojnę na górze wymyśloną przez Kaczyńskiego, wszystkie nasze narodowe zaszłości, które dziś owocują wybuchem nacjonalizmu, szowinizmu i narodowego socjalizmu. Szlag mnie trafia po prostu, ponieważ zaprzepaszczana jest nasza niedawna przeszłość.

Reklama

Czyli?
W ciągu ostatniego ćwierćwiecza Polska osiągnęła bardzo dużo. Nie mówię tylko o PKB, wyglądzie naszych miast, drogach. Mam na myśli także swoją działkę, czyli kulturę. Dzięki powołaniu do życia Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej powstawały znakomite filmy, dzięki dotacjom z urzędów marszałkowskich i od prezydentów miast nasze teatry zaczęły wyglądać tak, jak powinny, repertuar stał się ciekawy. Było się czym chwalić. A wkrótce nie będzie już czym.

Tak zwanych mediów narodowych już nie oglądam i nie słucham, bo to jest propaganda w stylu goebbelsowskim. Normalny człowiek tego nie trawi.

Z czego pan wyciąga tak ponury wniosek? Atak na Trybunał Konstytucyjny, czystki w mediach dawniej publicznych…
Tak zwanych mediów narodowych już nie oglądam i nie słucham, bo to jest propaganda w stylu goebbelsowskim. Normalny człowiek tego nie trawi. To jest obliczone na to, by ciemny lud to kupił, jak podobno powiedział prezes Kurski. I prawdopodobnie kupuje, co mnie przeraża. To, co zrobiono z Trybunałem, woła o pomstę do nieba, ponieważ lada dzień będzie podporządkowany rządzącej opcji politycznej, tak jak na Węgrzech. Bez Trybunału ustawy będą obarczone wadą prawną, dlatego że nikt nie będzie mógł zakwestionować ani litery, ani ducha prawa.

Reforma edukacji?
Pani Zalewska nie słucha nikogo. Ani nauczycieli, ani rodziców, ani uczniów. Każdy, kto choć odrobinę zna się na edukacji, kwestionuje jej pomysły. Ona idzie w zaparte razem ze swoją koleżanką, panią premier. Dodajmy to, co dzieje się z sądownictwem czy prokuraturą, i zobaczymy, że mamy do czynienia po prostu ze zmianą ustroju bez zmiany konstytucji.

Mamy do czynienia po prostu ze zmianą ustroju bez zmiany konstytucji.

Jak pan sądzi, dlaczego tak się stało? Przecież to były demokratyczne wybory.
Owszem, ale przez świat idzie fala faszyzmu. Po prostu dawno nie było wojny. Ludzie zgłupieli. I myślą sobie: a, zagłosuję sobie na Trumpa, bo będzie weselej; zagłosuję sobie na Kaczyńskiego czy Macierewicza, bo coś się będzie działo, a Platforma jest nudna i tylko o ciepłej wodzie mówi. I tak sobie głosują, nie zdając sobie sprawy, na kogo i po co. Jestem pełen najgorszych przeczuć, jeśli chodzi o przyszłość. Wydaje mi się, że bez jakiejś rewolty, być może krwawej, bez wojny domowej, a być może w ogóle wojny w Europie nie wróci rozum. Dziś ludzie głosują na idiotów. Czy naprawdę wystarczy powiedzieć: dostaniesz 500 złotych, by ludzie zagłosowali na ludzi niekompetentnych i nieodpowiedzialnych?

Mówi pan o rewolcie. Prof. Marcin Król w wywiadzie dla wiadomo.co opisywał rządy PiS posługując się logiką rewolucji francuskiej i także nie doszedł do krzepiących wniosków. Stwierdził, że drugiego Okrągłego Stołu nie będzie, bo Kaczyński nie chce rozmawiać. Nie wykluczył, że poleje się krew. Czy to nie jest przesada?
Nie sądzę. Zgadzam się z Marcinem w wielu jego analizach, na przykład w tej, w której mówił, że to my byliśmy głupi i jesteśmy winni. Nie zainwestowaliśmy wystarczająco dużo w kulturę i edukację. Duża część młodzieży jest po prostu tępa i głupia. Imponuje jej rzucanie rac, chodzenie pod skompromitowanymi sztandarami Falangi. Większość tych ludzi nie ma pojęcia, czym był ONR przed wojną, czym były getta ławkowe, co to była Noc Kryształowa w Niemczech. Nie pojmują symboliki ręki z mieczem, swastyki, którą prokuratorzy białostoccy uznali za hinduski symbol szczęścia. To jest zgroza. Nacjonalizm i faszyzm głęboko weszły w tkankę społeczną, szczególnie w młodym pokoleniu. To jest groźne, przez długie lata będzie napędzało elektorat skrajnie populistycznym partiom, takim jak PiS.

W zakładach pracy, od FSO po Polskie Radio, odbywały się zebrania partyjne, podczas których wyrzucano ludzi za pochodzenie. I najgorsze było to, że wszyscy podnosili ręce, żeby ich usunąć za tak zwany syjonizm. Coś takiego 20 lat po wojnie?!

Józef Moneta, bohater pańskiego filmu “Indeks” z 1977 roku, nie był konformistą, buntował się. Dziś takie postawy należą do rzadkości, dominuje lenistwo i pięknoduchostwo, ludzie nie przejmują się nadmiernie łamaniem konstytucji, mówią: trzeba to przeczekać. Jest kryzys postaw?
Oczywiście, ale proszę pamiętać, że w podglebiu “Indeksu” był marzec 68 roku. To był moment, w którym złamano naszemu społeczeństwu kręgosłup. Moczarowska fala antysemityzmu była prymitywna i szkodliwa, żal mi było koleżanek i kolegów, którzy wyjeżdżali z Dworca Gdańskiego. Wtedy my, studenci polskich uczelni, dostawaliśmy pałami po grzbiecie, golędzinowska hołota weszła na uniwersytet, po Krakowskim Przedmieściu jeździły suki i zatrzymywały młodą inteligencję, osadzali nas w Pałacu Mostowskich albo na Rakowieckiej. Taka jest martyrologia mojego pokolenia.

Dziś nie ma takiej opresyjności.
Oczywiście, ale pamiętajmy, że wówczas oprócz tej demolki działo się coś innego. W zakładach pracy, od FSO po Polskie Radio, odbywały się zebrania partyjne, podczas których wyrzucano ludzi za pochodzenie. I najgorsze było to, że wszyscy podnosili ręce, żeby ich usunąć za tak zwany syjonizm. Coś takiego 20 lat po wojnie?! W kraju, w którym pozostały niedobitki hitlerowskiej Zagłady? Że my, Polacy, pod dyktando jakiegoś sekretarza POP, który chce usunięcia na przykład Blumsztajna, wszyscy podnosimy ręce? Niepojęte. Ale to jest właśnie miejsce, w którym na długie, długie lata przetrącono nam kręgosłup.

Podejrzewam, że odradzanie się faszyzmu, narodowego-socjalizmu, populizmu, nacjonalizmu we współczesnym pokoleniu jest pokłosiem 1968 roku. Przerażające jest dla mnie to, że to nie zadziałało jak szczepionka.

Myśli pan, że echa tamtego antysemickiego ześwinienia się można odnaleźć we współczesności?
Podejrzewam, że odradzanie się faszyzmu, narodowego-socjalizmu, populizmu, nacjonalizmu we współczesnym pokoleniu jest pokłosiem 1968 roku. Przerażające jest dla mnie to, że to nie zadziałało jak szczepionka. Choć może dla niektórych tak. Wiem, że dla mnie czy dla Andrzeja Celińskiego na pewno, ale już dla moich kiedyś przyjaciół Antoniego Macierewicza i Piotra Naimskiego nie, podobnie jak dla mojego kiedyś kolegi Ludwika Dorna, który dopiero na starość zorientował się, komu służył. A przecież dla tego pokolenia powinno być jasne, że w tę stronę nie można iść; że takich sloganów nie można propagować; że to jest klęska humanizmu, człowieczeństwa, narodu, społeczeństwa, państwa.

Jeden z propagandystów obecnej władzy napisał, wyrażając radość, że pokolenie 1968 roku teraz przegrywa, ale na własne życzenie.
Cóż, może rzeczywiście na własne życzenie, skoro z tego pokolenia wywodzą się wspomniani Macierewicz i Naimski, a przecież takich jest dużo więcej. Jeżeli to nie zadziałało jako szczepionka przeciwko antysemityzmowi, nacjonalizmowi, szowinizmowi, to znaczy, że nic z tego nie zrozumieliśmy. Dziś, mówiąc metaforycznie, Polską trzęsą wnuki moczarowców.

Młodzi twórcy rejestrują nasze frustracje, pokazują klimat złych czasów, które nadciągają. Niestety, gdy ci odważni młodzi twórcy stają się reżyserami dojrzałymi i dostają duże pieniądze na kolejne produkcje, stają się mało wyraziści.

Powiedział pan, że Macierewicz był pana przyjacielem. Zawsze taki był, jak dziś?
To był kiedyś bardzo odważny i, wydawało mi się, rozsądny i inteligentny człowiek. To, że był lewicowcem z tendencjami do Che Guevary i Trockiego, nie przeszkadzało mi specjalnie, chociaż w tamtych czasach byłem dosyć konserwatywny w stosunku do Antka i często się kłóciliśmy. Ale były to raczej spory intelektualne, nie przywiązywałem wówczas do tego wagi, że był za partyzantką miejską. I nagle po latach okazało się, że wciela tę ideę w życie w postaci obrony terytorialnej. Nie mam z nim żadnych kontaktów. Bardzo żałuję, że tak potoczyły się jego losy i że tak bardzo szkodzi naszemu państwu.

Czy dla artysty, reżysera, dyrektora teatru czasy Dobrej Zmiany to wyzwanie? Sztuka powinna dać odpowiedź?
Sztuka zawsze stara się dawać odpowiedzi na ważne wydarzenia i tematy. Cenię na przykład film Władka Pasikowskiego “Pokłosie”, który jest dobrym przykładem takiej reakcji. Były “Ida” Pawlikowskiego czy “Papusza” Krauzego, film bardzo ważny, ponieważ nie doceniamy mniejszości narodowych, które żyją pośród nas. Przyglądam się debiutom, które trafiają do festiwalu w Koszalinie. Tam jest dużo odwagi, ci młodzi twórcy rejestrują nasze frustracje, pokazują klimat złych czasów, które nadciągają. Niestety, często jest tak, że gdy ci odważni młodzi twórcy stają się reżyserami dojrzałymi i dostają duże pieniądze na kolejne produkcje, stają się mało wyraziści, komercyjni. Już widać rękę producentów, tych mądrali, którzy formatują filmy, by miały lepszą oglądalność.

Wydaje mi się, że tylko kobiety potrafią zmienić tę rzeczywistość.

A teatr?
Jest troszkę ciekawiej, dlatego że teatr nie jest tak kosztowny jak film. Łatwiej tam zachować swoją niezależność, swój charakter pisma, poglądy na rzeczywistość.

Nie obawia się pan jako dyrektor Teatru im. Stefana Jaracza w Olsztynie, że wyleci za poglądy?
Wpisuję taką możliwość w ryzyko zawodowe, ale dopóki możemy, to idziemy dalej. Gdy przyjdzie taki moment, że rozliczą nas nie za osiągnięcia artystyczne, lecz za poglądy, to trzeba się będzie pożegnać. Na razie jednak nie mam żadnych nacisków ani ze strony ministerstwa, ani ze strony urzędu marszałkowskiego. Pracujemy.

Co powinni dziś robić ci, którzy nie zgadzają się na Dobrą Zmianę?
Nie bardzo wierzę w skuteczność różnych akcji obrony demokracji, choć bardzo sekunduję mojemu bratankowi Mateuszowi Kijowskiemu. Wydaje mi się jednak, że tylko kobiety potrafią zmienić tę rzeczywistość. Czarny protest w Olsztynie był jedną z największych manifestacji w historii naszego miasteczka. To było coś takiego, co sprawiło, że uwierzyłem, że możliwy jest bunt wyrazisty i stanowczy. A takiego nam dziś trzeba.


Zdjęcie główne: Janusz Kijowski, źródło Facebook

Zapisz

Zapisz

Zapisz

Reklama

Comments are closed.