Nastąpiło wzmocnienie i skonsolidowanie nie tylko sojuszy i przymierzy zachodniego świata, lecz także zachodniej cywilizacji. Tej samej, którą nie tylko putinowska, ale i pisowska władza krytykowała, dezawuowała, kwestionowała, którą wyśmiewała i z której szydziła – pisze Janusz A. Majcherek

Jawnie i otwarcie manifestowanym przez Putina i jego propagandystów celem agresji wobec Ukrainy było dokonanie zmiany europejskiego i w rezultacie światowego ładu geostrategicznego ukształtowanego po 1989 roku, czyli upadku Związku Sowieckiego – największej według rosyjskiego dyktatora tragedii XX wieku. Cel ten, w paradoksalny sposób, osiągnął, bo dokonała się zasadnicza zmiana, ale całkowicie sprzeczna z jego zamierzeniami: nastąpiło wzmocnienie i skonsolidowanie nie tylko sojuszy i przymierzy zachodniego świata, lecz także zachodniej cywilizacji. Tej samej, którą nie tylko putinowska, ale i pisowska władza krytykowała, dezawuowała, kwestionowała, którą wyśmiewała i z której szydziła.

Celem Ukraińców, artykułowanym jasno i otwarcie przez ich zdumiewająco (zważywszy niewielkie doświadczenie polityczne) roztropnego i rzutkiego prezydenta, jest

zintegrowanie ze strukturami zachodniego świata, tak ściśle, jak to tylko możliwe.

Złożenie formalnego wniosku o rozpoczęcie rozmów stowarzyszeniowych z Unią Europejską i jego życzliwe – w toku trwających walk z rosyjskimi agresorami – przyjęcie przez unijny establishment, to wydarzenie symboliczne, o silnej symbolicznej wymowie. A w takich kwestiach symbole mają wielkie znaczenie.

Reklama

Już wcześniej, podczas rewolucji na Majdanie w 2013 roku, obserwatorzy zwracali uwagę na obfitość gwiaździstych flag unijnych powiewających nad zbuntowanym tłumem oraz głośno przez jego uczestników wykrzykiwane hasła proeuropejskie. Mówiono wtedy, że Ukraińcy gotowi są oddawać życie pod tą flagą i za wartości przez nią symbolizowane (niektórzy dodawali, że są jedynymi do tego zdolnymi). Dla wielu Europejczyków, a zwłaszcza eurosceptyków, było to szokujące i niezrozumiałe. Formułowano przecież wcześniej takie opinie, że Unia Europejska jest i pozostanie słaba, bo nie ma chętnych, by się dla niej poświęcać. A tacy się pokazali.

Heroiczny opór stawiany rosyjskiej armii, tak zaskakujący i budzący podziw polityków, a przede wszystkim obywateli zachodnich państw, manifestujących to na ulicach i placach europejskich miast, potwierdził tę konstatację dobitnie: są w Europie ludzie, a nawet całe narody gotowe dla członkostwa w Unii Europejskiej i utwierdzenia swojej europejskiej tożsamości walczyć z bronią w ręku i ginąć.

Być Europejczykiem i członkiem europejskiej wspólnoty to wielka wartość. Wielu Europejczyków dopiero teraz zaczyna zdawać sobie z tego sprawę.

Zobaczymy, jakie wyniki przyniosą najbliższe sondaże poparcia dla Unii Europejskiej wśród obywateli jej państw członkowskich. Byłoby niewytłumaczalnym, gdyby to poparcie nie wzrosło. Także, czy zwłaszcza, w Polsce – skąd niemal można usłyszeć odgłosy wojny, a już na własne oczy zobaczyć setki tysięcy uciekających przed nią kobiet i dzieci, pragnących przekroczyć granicę Unii Europejskiej i znaleźć się na jej obszarze.

Oskarżana o ślamazarność, nierychliwość, niezdecydowanie i zagubienie w zawiłych procedurach, Unia Europejska okazała się nie tylko stanowcza i odważna, ale także zjednoczona. Proputinowscy harcownicy, protegowani i naśladowcy rosyjskiego dyktatora uciekli, schowali się, zamilkli, wycofali. Szczególnie wymowny i zaskakujący jest zwrot w polityce niemieckiej, która miała, ma i będzie mieć kluczowe znaczenie dla całej Unii Europejskiej. Jest wysoce prawdopodobne, że wewnątrz UE nasilą się tendencje prointegracyjne, którym Jarosław Kaczyński przeciwstawił się w wywiadzie opublikowanym niemal dosłownie w przeddzień rosyjskiej agresji na Ukrainę.

W sytuacji i atmosferze panującej obecnie w europejskich społeczeństwach i europejskim establishmencie dotychczasowi eurosceptycy odczuwają rosnącą presję na przyłączanie się do prointegracyjnego i konsolidacyjnego trendu, bo nie chcą być podejrzani o sprzyjanie Putinowi.

Nie widać chętnych do pozostawania nie tylko w proputinowskiej, ale także antyunijnej izolacji. Ziobro wprawdzie nie zniknie i pewnie nie oprzytomnieje, ale antyunijność prawdopodobnie stanie się jeszcze gorzej oceniana w polskim społeczeństwie. Można było sobie dworować i szydzić z przywódców i instytucji UE, postponować zakłamanymi kampaniami propagandowymi, gdy czasy wydawały się stabilne, a wrogowie dalecy lub wyimaginowani. Gdy Putin zaatakował, antyunijne żarciki i szyderstwa stały się co najmniej niestosowne, a billboardowe i medialne kampanie żałosne.

To wydaje się oczywiste: w obliczu realnego i namacalnego zagrożenia ukazanego przez Putina nastąpi konsolidacja sojuszy i przymierzy europejskich, zbliżenie i zacieśnienie współpracy między europejskimi państwami i społeczeństwami, wzmocni się poczucie wspólnych europejskich interesów i wartości. Nawet najwięksi zatwardzialcy musieli dostrzec i zrozumieć, że każde osobne i samotne państwo europejskie jest przez Putina zagrożone i w pojedynkę skazane na jego presję lub nawet agresję. Będzie zatem więcej Europy, europejskich instytucji i ich aktywności, europejskiego współdziałania i poczucia wspólnoty losu.

Antyeuropejskie i eurosceptyczne siły polityczne powinny tracić poparcie i wpływy. Także w Polsce.

To znana od dawna prawidłowość, że w obliczu zagrożenia zewnętrznego członkowie wspólnoty grupują się i konsolidują wokół wewnętrznych instytucji i przywódców. Byłoby niewyobrażalną głupotą Europejczyków, w tym Polaków, gdyby wobec zagrożenia ze strony Putina zacieśniali relacje i współdziałanie wewnątrz partykularnych wspólnot narodowych, a nie zintegrowanej wspólnoty europejskiej.

Janusz A. Majcherek


Zdjęcie główne: Antywojenna demonstracja w USA, Fot. Flickr/Amaury Laporte, licencja Creative Commons

Reklama