To trochę przypomina gest Piłata – wykonuję, ale umywam ręce – komentuje dla nas decyzję prezydenta Henryk Wujec, były opozycjonista, członek Międzynarodowej Rady Oświęcimskiej. O przyszłej decyzji Trybunału Konstytucyjnego mówi tak: – Wiadomo, że TK postąpi tak, jaka będzie decyzja polityczna na Nowogrodzkiej. Trybunał właśnie po to został zmieniony czy zniszczony, aby wykonywać decyzje PiS-u.

JUSTYNA KOĆ: Zdziwiła pana decyzja prezydenta?

HENRYK WUJEC: Nie, ponieważ można było to przewidzieć, bo taka decyzja jest najlepsza dla prezydenta. Przypuszczam, że prezydent nie podejmował tej decyzji z punktu widzenia oceny sytuacji, tylko z punktu widzenia swoich interesów. Podjął tzw. salomonową decyzję, mówiąc inaczej: Panu Bogu świeczkę, a diabłu ogarek.

Kierownictwu PiS i prezesowi dał podpisaną ustawę, czego zapewne domagali się od niego, czyli tu był długopisem, notariuszem.

Z drugiej strony, aby pokazać parterom w Izraelu i USA gotowość do jakiegokolwiek dialogu, przekazał sprawę do TK. Jeżeli chodzi o konstytucyjność, to mało kto zarzucał tej ustawie niezgodność z konstytucją.

Reklama

Może chodzić o art. 54 konstytucji?
Tak, czyli artykuł dotyczący głoszenia poglądów, ale ja nie widzę tu większego związku. Ustawa wprowadza sankcje karne za oskarżanie narodu polskiego o współudział w zbrodni Holocaustu. Natomiast na pewno prezydent zrzucił cześć odpowiedzialności na Trybunał.

Czy ma pan chociaż cień nadziei na zatrzymanie ustawy przez TK?
Nie sądzę, bo wiadomo, że

TK postąpi tak, jaka będzie decyzja polityczna na Nowogrodzkiej.

Trybunał właśnie po to został zmieniony czy zniszczony, aby wykonywać decyzje PiS-u. Może będzie taka decyzja i Trybunał rzeczywiście coś zmieni, ale na pewno nie będzie to decyzja samodzielna TK. Zresztą podczas prac pojawiła się poprawka, która odpowiadała dokładnie na te obawy dotyczące stwierdzenia “polskie obozy śmierci”. Wówczas wszystko byłoby zrozumiałe i nie byłoby takich problemów. Jednak zdecydowano się na zapis w brzmieniu “narodu polskiego”, a naród można rozumieć różnie.

Teraz będzie to interpretować prokuratura.
I to rosnąca w siłę, to już może być niebezpieczne. To budzi największe obawy zarówno ze strony dziennikarzy, bo oni nie są naukowcami, jak i pisarzy, publicystów.

Ze słów posłanki Pawłowicz wiemy, że temu zapisowi może podlegać praca prof. Jana Tomasza Grossa i jego publikacje.
To była jedna z intencji, niektórzy nawet mówili, że to ustawa przeciwko jednej osobie.

Polska jest na arenie międzynarodowej bardzo ceniona w tym dochodzeniu do prawdy, w badaniach, także dzięki pracom Grossa.

Ten badawczy dorobek naukowy to ogromne osiągnięcie, a ta ustawa może oznaczać, że ludzie będą się bali, bo trzy lata to nie mało. Czy Trybunał weźmie te wątpliwości pod uwagę, szczerze wątpię.

Pojawiają się też obawy, że prezydent podpisując, ale wysyłając ustawę do TK wikła w ten spor z Izraelem i USA Trybunał, który ma problem z własną legitymizacją, także na świecie.
No właśnie, i ten ruch jest wybiegiem prezydenta. Ja bym jednak tego serio nie traktował. To trochę przypomina gest Piłata – wykonuję, ale umywam ręce.

Czy wobec podpisu prezydenta ma sens istnienie grupy polsko-izraelskiej? Jeszcze przed decyzją ambasador Izraela w Polsce mówiła, że ewentualny  podpis zmieni sens jej istnienia.
Fakty dokonane są jakie są, więc ja

nie widzę sensu, bo nad czym ta grupa miałaby pracować?

Politycy niestety często stosują takie metody. Najpierw podejmują decyzję, a potem dla rozmydlenia sprawy chcą rozmawiać i prowadzić dialog. Ten dialog polsko-izraelski do tej pory był prowadzony bardzo szeroko, wiele osób w nim uczestniczyło. Moim zdaniem, w Polsce nastąpił swoisty renesans zainteresowania tą przeszłością i dziedzictwem Żydów. Na Rzeszowszczyźnie, skąd właśnie wróciłem, prawie w każdym miasteczku odbywały się jakieś obchody mające upamiętnić żydowskich mieszkańców i ich historię. To była ogromna praca z udziałem uczniów, społeczności, mieszkańców, a także ocalałych, którzy przyjechali, więc ten dialog się toczył. Natomiast na tym poziomie już teraz, po podpisie, nie widzę sensu.

Sam prezydent mówił, że dialog na temat ustawy toczył się już od kilkunastu miesięcy. On sam rozmawiał na ten temat ze stroną izraelską, kiedy pojawiła się ustawa w Sejmie, i jak widać, bez rezultatu.
To prawda. Już dwa lata temu ta ustawa została oceniona przez MSZ Waszczykowskiego i została bardzo negatywnie oceniona. Pewnie dlatego ustawa została wtedy schowana pod sukno. Od tamtego czasu niewiele ją zmieniono. Dołożono artykuł, że badania naukowe i artystyczna działalność nie będą podlegać tej karze, ale oceniać to będzie prokurator. A już nie dotyczy to edukacji.

Jeżeli nauczyciel w szkole będzie o tym mówić, to można go będzie ścigać, tak samo dziennikarz. Ścigać będzie się ludzi w Polsce, bo przecież nie ma narzędzi, żeby ukarać zagranicznych dziennikarzy.

Jak ten ruch prezydenta odczyta Izrael, co zrobi?
Na pewno uzna, że władze udają, że chcą dialogu, ale kontynuują ten zamiar, który był wcześniej piętnowany przez władze izraelskie. Władze polskie niestety nie biorą pod uwagę obaw Izraela. Relacje z Izraelem bardzo się poprawiły, bo przez lata pracowały na to różne administracje. Bardzo dużo w tej dziedzinie zrobiła administracja prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Teraz te relacje zostaną zamrożone. Pogorszenie może nastąpić też w relacjach polsko-amerykańskich, a PiS uważa przecież, że USA są najważniejszym sojusznikiem. W oświadczeniu Departamentu Stanu wyraźnie było napisane, że podpisanie tej ustawy może zagrozić naszym strategicznym relacjom. To bardzo dramatyczne sprawy, szczególnie, że Putin stawia swoje Iskandery w okręgu kaliningradzkim, Litwa głośno mówi, że Rosja buduje tam wyrzutnie rakiet. Macierewicz miał wprowadzić jakąś obronę przeciwrakietową, ale nie zrobił tego. Niestety, jesteśmy uzależnieni od tego, czy ten nasz największy militarnie sojusznik będzie chciał nas bronić.

Pytanie, czy na terenie Polski pozostaną amerykańskie bazy, bo przecież Polska nie jest jedynym krajem, na terenie którego mogą być one zlokalizowane?
Tak, dlatego te relacje powinny być pielęgnowane. To, że ostatnio był Rex Tillerson, było bardzo dobrym sygnałem, ale już chwilę potem ten sam Departament Stanu wydał oświadczenie, że podpis pod ustawą może mieć niedobre skutki w relacjach Polski ze Stanami Zjednoczonymi.

Zadziwiające jest dla mnie to, że mimo iż polski rząd wiedział, jakimi skutkami grozi doprowadzenie ustawy do końca, zdecydowali się na to.

To oznacza, że wola Jarosława Kaczyńskiego była taka, żeby tę ustawę konsekwentnie doprowadzić do końca, bo przecież była możliwość wycofania się czy zmiany w Senacie.

Ta decyzja też nie pozostanie bez wpływu na nasze relacje z europejskimi partnerami, bo to kwestia bardzo wrażliwa.

Pan działa w Międzynarodowej Radzie Oświęcimskiej, która prowadzi m.in. prace nad Holocaustem. Czy widzi pan sens takiej regulacji prawnej?
PiS mówi, że intencją tej ustawy jest dbanie o dobre imię Polski. Tylko należy to robić w realny sposób.

Ta ustawa pogorszyła nie tylko sytuację Polski, ale i opinię o niej.

Polska chcąc uniemożliwić używanie stwierdzenia “polskie obozy śmierci” wprowadza ustawę, która może grozić w ogóle zatrzymaniem dochodzenia do prawdy. To rodzi negatywny obraz Polski. Cała sprawa z tą ustawą spowodowała, że wielu obserwatorów zainteresowało się tym, co działo się w Polsce w czasie II wojny światowej, a wtedy różne głosy się pojawiały, także nieprawdziwe, czego dawno nie było, np. o polskich obozach śmierci, a w kraju nastąpił wysyp wypowiedzi antysemickich, nawet w publicznej telewizji. To na pewno pogorszyło wizerunek Polski. To wszystko wywołała ta ustawa.


Zdjęcie główne: Henryk Wujec, Fot. Michał Józefaciuk/Kancelaria Senatu, licencja Creative Commons

Reklama