Jest mi bardzo przykro, że nie szanuje się polskiego żołnierza, że nastały czasy pogardy dla armii. Bo czy pogardą dla polskiego żołnierza nie jest fakt, że stoi z parasolką nad głową osoby, która jest znikąd, nie ma żadnych zasług, nie wiadomo, dlaczego sobie przypisuje uprawnienia, do których nie ma żadnego prawa? Pan Jarosław Kaczyński chyba zapomniał, jak wielkim szacunkiem prezydent Lech Kaczyński darzył wojsko i nawzajem – mówi wiadomo.co gen. Waldemar Skrzypczak, były dowódca Wojsk Lądowych
Panie generale, jak skomentuje pan swoje “odejście” z Wojskowego Instytutu Technicznego Uzbrojenia?
Nie chcę komentować swojego odejścia z uwagi na zobowiązanie się słowem wobec mojego byłego szefa, że nie zrobię niczego, co mogłoby w jakikolwiek sposób uwłaczyć jego godności, bo robił bardzo dobrą robotę, a jakikolwiek komentarz z mojej strony może spowodować, że poniesie konsekwencje.
Etos generalski, oficerki panu nie pozwala?
To umowa dżentelmenów, darzę bardzo dużym szacunkiem mojego byłego szefa. To bardzo mądra, a wręcz wybitna postać na scenie nauki wojskowej. Chylę czoła i nie chcę komentować tej decyzji.
Politykę personalną prowadzą cywile, którzy nie mają kompetencji do prowadzenia takiej polityki. Nie mają wiedzy, nie znają kryteriów, stosują własne kryteria na zasadzie widzimisię. Skutki tego będą nie w czasie pokoju, ale w czasie wojny. Skutki, jakie w 40-41 roku poniosła Armia Czerwona.
A jak komentuje pan sytuację w wojsku pod rządami Antoniego Macierewicza?
To trzeba ocenić w dwóch obszarach. Pierwszy to polityka personalna, drugi to modernizacja polskiej armii. Polityka personalna kiedyś była domeną wojskowych i to wojskowi decydowali o tym, kto będzie awansowany i wyznaczony na dane stanowisko. Kryteriami oceny kwalifikacji były zawsze umiejętność dowodzenia, stosunek do podwładnych i doświadczenie. Teraz takich kryteriów nie ma, ponieważ politykę personalną prowadzą cywile, którzy nie mają kompetencji do prowadzenia takiej polityki. Nie mają wiedzy, nie znają kryteriów, stosują własne kryteria na zasadzie widzimisię. Konsekwencją jest to, że struktury dowodzenia będą słabły przez to, że ludzie, którzy idą na stanowiska, często z pominięciem kilku stanowisk, które powinni przejść, nie mają niezbędnego doświadczenia, żeby być tymi, którymi zostają. Skutki tego będą nie w czasie pokoju, ale w czasie wojny. Skutki, jakie w 40-41 roku poniosła Armia Czerwona.
Nawiązuje pan do sytuacji, gdy pod koniec lat 30. Stalin dokonał czystki w armii, bo uroił sobie spisek przeciwko sobie?
Tak, i przez to Armia Czerwona w 1940-41 poniosła ogromne straty, bo nie miała doświadczonych przywódców. To są właśnie skutki polityki kadrowej, a właściwie jej braku. Polityka ludzi, dla których cnotą stało się donosicielstwo.
Kimże jest rzecznik ministra? Jakie ma kompetencje? Co łączy tego pana z polityką kadrową armii? Jeżeli nie ma tych kompetencji, to, pani wybaczy, ale to jakieś nieporozumienie.
Aż tak źle?
A jak inaczej można to oceniać? Wydaje mi się, że nie powinno być tak, że wojskowi są pozbawieni decydowania o tym, kto powinien być na jakim stanowisku, ponieważ to oni najlepiej wiedzą, kto ma jakie kompetencje. Ja jako dowódca miałem taką wiedzę i tym się kierowałem.
Nad armią de facto stoi minister obrony narodowej.
Ja nie kwestionuję kompetencji ministra obrony narodowej. On jest “pierwszym żołnierzem”, ale nie może dawać takich uprawnień ludziom, którzy nie mają kompetencji. Kimże jest rzecznik ministra? Jakie ma kompetencje? Co łączy tego pana z polityką kadrową armii? Jeżeli nie ma tych kompetencji, to, pani wybaczy, ale to jakieś nieporozumienie.
Rzeczywiście tych zmian w ostatnim czasie było w armii dużo. Za dużo? Może potrzebne były zmiany?
Nie może być tak, że dowódcami zostaje się z pominięciem kolejnych szczebli stanowisk. W pragmatyce wojskowej kluczową sprawą jest doświadczenie. Proszę zobaczyć, jak to robią Amerykanie. My wzorujemy się na Amerykanach w polityce kadrowej armii. Podstawą jest umiejętność i styl dowodzenia. Teraz jest inaczej – kariera za wszelką cenę, bo trzymało się parasolkę nad rzecznikiem prasowym.
Nie może być tak, że dowódcami zostaje się z pominięciem kolejnych szczebli stanowisk.
Nie mamy też w tej chwili generała z 4 gwiazdkami, czyli generała o najwyższej randze. Czym to może skutkować?
To akurat nie jest wielki problem. W dzisiejszych czasach przyznanie jednej czy dwóch gwiazdek generalskich to jest kwestia jednej godziny. Nie ma dobrych standardów w tej chwili, politykę kreują nie wojskowi, nie dowódcy, którzy mają kompetencje i wiedzę, a ludzie, którzy tych kompetencji kompletnie nie mają i mieć nie będą, podkreślam – nie będą.
Przy kwestiach awansów, oprócz doświadczenia, pozostaje jeszcze kwestia wtajemniczenia w tajemnice wojskowe czy tajemnice wywiadu. Czy tu widzi pan dodatkowe zagrożenie przy tych szybkich awansach?
To prawda, osoba, która wspina się po szczeblach dowodzenia, dostaje również dostęp do kolejnych tajników wiedzy wojskowej, także tej, która zawarta jest w dokumentach operacyjnych.
Jeżeli troską prezydenta i ministra obrony narodowej jest zdolność bojowa armii i jej siła, a siłą są dowódcy, to trzeba zwrócić na to uwagę, a nie kierować się jakimiś zasadami polityki personalnej, którą kierują cywile i historycy czy raczej histerycy.
Czy dziś, przy tym obniżenia standardów, osoby cywilne bez doświadczenia z kręgów ministra mogą mieć dostęp do takich dokumentów?
To pytanie odbieram w kategoriach żartu. Nie dopuszczam do siebie myśli, aby ktokolwiek pozwolił na to, żeby do dokumentów, które są za tzw. kratami na Rakowieckiej, miała dostęp taka osoba, o której pani mówi. Absolutnie nie dopuszczam do siebie takiej myśli. To wiedza wyłącznie dla wojskowych i ministra obrony narodowej, który ma dostęp do niektórych dokumentów. Nikt ponad to. To plany operacyjne, które są zastrzeżone i objęte klauzulą absolutnej tajności.
Panie generale, jak to, co dzieje się w armii, jest postrzegane na świecie, w NATO, przez wojskowe struktury międzynarodowe?
Politycznie wszystko będzie poprawnie, bo nigdy Amerykanie czy inni nie komentowali tego, co się dzieje u nas oficjalnie. Raczej unika się dyskusji publicznej na ten temat, na to nie pozwala poprawność polityczna. Natomiast wojskowi łapią się za głowę i dziwią się, co się dzieje. Nie będę przytaczał, co mówił jeden z dowódców na nieoficjalnym spotkaniu, w kręgu znajomych. Oczywiście wypowiadał się z dezaprobatą. To, co się dzieje, osłabia zdolność bojową armii. Jeżeli troską prezydenta i ministra obrony narodowej jest zdolność bojowa armii i jej siła, a siłą są dowódcy, to trzeba zwrócić na to uwagę, a nie kierować się jakimiś zasadami polityki personalnej, którą kierują cywile i historycy czy raczej histerycy.
Wojskowi oceniali, że Caracal jest dla nich najlepszy, pamiętam opinie pilotów w tej sprawie. To czysta polityczna rozgrywka – wybrali tamci, to my to odwołamy i zmienimy. Politycy ze sobą walczą, w mediach się opluwają, a armia nie ma dalej śmigłowców.
A jak ocenia pan modernizację armii?
Widać, że minister Macierewicz jest osobą decyzyjną, a to dobrze. Zakładam, że wszystkie decyzje ministra Macierewicza są uzasadnione potrzebami sił zbrojnych i co ważniejsze, podkreślam bardzo mocno, że wszystkie decyzje mają umocowanie prawne. Mam nadzieje, że za kilka lat nie okaże się, że decyzje o zakupach sprzętu były niezgodne z polskim prawem.
A jak ocenia pan historię ministra Macierewicza z Caracalami?
Caracale stały się ofiarą walki politycznej. Z tego, co wiem, podczas przetargu i wyboru zostały zachowane wszystkie prawne procedury. Wojskowi oceniali, że Caracal jest dla nich najlepszy, pamiętam opinie pilotów w tej sprawie. To czysta polityczna rozgrywka – wybrali tamci, to my to odwołamy i zmienimy. Politycy ze sobą walczą, w mediach się opluwają, a armia nie ma dalej śmigłowców.
A pamięta pan tyle dymisji, takie zawirowania w armii podczas swojej 33-letniej służby?
Nie, nigdy. Ja też odnoszę się do czasów, gdy sam byłem dowódcą wojsk lądowych. Wtedy też rządził PiS. Prezydentem był Lech Kaczyński, a ministrem obrony narodowej Aleksander Szczygło. Chcę pani powiedzieć, że obaj ci panowie byli przez żołnierzy szanowani i oni szanowali żołnierzy. Z całą mocą chcę to podkreślić. Pan Jarosław Kaczyński chyba zapomniał, jak wielkim szacunkiem prezydent Lech Kaczyński darzył wojsko i nawzajem. O tym nie wolno zapomnieć. To naprawdę była wręcz wzajemna sympatia.
Urodziłem się żołnierzem, umrę żołnierzem. Wielu się do mnie zwraca, także z zagranicy, abym z nimi pracował, ale ja nie pójdę na obcy żołd.
Panie generale, co dalej z panem?
Urodziłem się żołnierzem, umrę żołnierzem. Wielu się do mnie zwraca, także z zagranicy, abym z nimi pracował, ale ja nie pójdę na obcy żołd. Ja jestem Polakiem, polskim żołnierzem, wykształconym za pieniądze polskich podatników. Jestem za to wdzięczny. Za to, kim byłem i co uzyskałem, więc nigdy nie pójdę za granicę na obcy żołd.
A tak po ludzku co pan czuje?
Jest mi bardzo przykro, że nie szanuje się polskiego żołnierza, że nastały czasy pogardy dla armii. Bo czy pogardą dla polskiego żołnierza nie jest fakt, że stoi z parasolką nad głową osoby, która jest znikąd, nie ma żadnych zasług, nie wiadomo, dlaczego sobie przypisuje uprawnienia, do których nie ma żadnego prawa? To uwłaczające honorowi żołnierza i jest mi bardzo przykro, że tak żołnierze nie są szanowani. I tu po raz kolejny przywołam pamięć o prezydencie Lechu Kaczyńskim, który nas, żołnierzy szanował, a my, armia, szanowaliśmy jego. Bo mamy wspaniałych polskich żołnierzy i należy im się szacunek.
Zdjęcie główne: Waldemar Skrzypczak, Fot. Licencja Wikimedia Commons/Grzegorz Gołębiowski/CC 3.0
Comments are closed.